Skutki wzmożonego eksportu już są widoczne. O ile żywca wieprzowego nikt raczej teraz nie chce pozbywać się z kraju, o tyle nasze bydło nieprzerwanie trafia na zachodnie rynki Europy. A popyt wciąż rośnie.

Na naszym podwórku już brakuje tych zwierząt. Poszukiwane jest bez wyjątku i młode bydło i tak samo dorosłe sztuki. Po kilku latach wyraźnego zastoju, ceny wreszcie zaczęły iść w górę.

Ale rozbieżności w proponowanych stawkach są duże. Największe różnice widać w przypadku krów rzeźnych. Wszystko zależy od wagi zwierzęcia i umięśnienia. Ceny minimalne zaczynają się od 2 złotych za kilogram. Maksymalne nie przekraczają 4,5 złotego.

Cenniki skupu buhajów wahają się o złotówkę, od 5 do 6 złotych za kilogram. Najbardziej zbliżone są stawki oferowane za jałówki. Tu ceny krążą wokół 4 – 4,70 złotych za kilogram.

Ale jak długo będzie można liczyć na taką zapłatę, trudno wyrokować. Rynek wciąż jest kapryśny i chwiejny. I oczywiście bardzo podatny na wahania walutowe. Do tego jeśli dołożyć coraz bardziej widoczny kryzys, można wysnuć tylko jeden wniosek – to najwyższy, i jak na razie najlepszy czas, na pozbywanie się zwierząt.

Lepszego może nie być – przekonują i przetwórcy i maklerzy giełd towarowych. Ceny nie będą rosły nieprzerwanie, bo kiedy nasza wołowina stanie się zbyt droga, jej miejsce z powodzeniem zajmie towar na przykład z Ameryki Łacińskiej.

Na rynku tuczników też widać zmiany. To już kolejny tydzień wzrostu cen. W ślad za Wielkopolską do przodu ruszyła reszta kraju. Średnie ceny w punktach skupu wynoszą od 4,20 do 4,40 zł za kilogram żywca.  W klasyfikacji poubojowej najwyższa klasa „S”, po kilku nieudanych tygodniach, znów przebiła poziom 6 złotych.

Dziś w punktach skupu, za klasę „S” rolnicy dostawali od 5,80 do 6,10 zł za kilogram. Klasę „E” wyceniano na 5,70 – 5,95 zł. „U” – 5,50 – 5,70. „R”, której jeszcze niedawno daleko było do 5 złotych, teraz kosztuje 5,10 – 5,50.

Zdobycie odpowiednich ilości towaru, przy wciąż rekordowo niskim pogłowiu, nie jest łatwym zadanie, stąd podwyżki. Ale, żeby nie było tak różowo, przetwórcy ostrzegają – krajowe ceny tuczników są tuż przy granicy, której nie zaakceptuje ani nasz rynek, ani tym bardziej eksporterzy.

I jeszcze słowo o prosiętach. Ceny wciąż utrzymują się w wysokich rejonach. 420 zł za parę tych zwierząt na Podlasiu. 400 na Mazowszu, Małopolscy i w Łódzkiem.

Źródło:farmer.pl