W opinii premiera dobrze mają się producenci zbóż, rzepaku i nawet mleka, bo rosną im ceny skupu. O tym, jak ten wartki strumień pieniędzy płynie w coraz mętniejszej wodzie przypomniała premierowi Agnieszka Kozłowska na farmer.pl, podając na tacy wzrost cen środków do produkcji rolnej. Nie sądzę, żeby pan premier o tym nie wiedział, gdy mówił o rosnących cenach płodów rolnych. Nie chcę prowadzić dysputy o tym, czy powinien znać cenę chleby? Przy tej okazji (zawiłej wypowiedzi premiera) zwrócę państwa uwagę na kilka ekonomicznych faktów oraz kilka wydarzeń politycznych z przeszłości. Premier mówił coś o broni obosiecznej przy okazji cen płodów, ale o niej będzie później, koniecznie, bo polityka to przede wszystkim marketing, a właśnie z tej strony dał się poznać szef rządu pytany o cenę chleba.
Wykład 1.
Ekonomia „od pola do stołu”
Ok. Ziarno jest droższe, niż rok temu, ale, to nie rolnicy odpowiadają za drożyznę w sklepach spożywczych.
Ci, którzy mają podstawową wiedzę matematyczną sami mogą policzyć, o ile wzrosły ceny m.in. chleba naszego powszedniego, i co powoduje ich wzrost? Od razu dopowiem, że rosnące ceny zbóż w najmniejszym stopniu o tym decydują. Inflację napędzają przede wszystkim rosnące ceny energii oraz wzrost płac. Ale po kolei.
Związek między produkcją rolniczą, jej podażą i cenami a popytem na żywność oraz cenami detalicznymi był słaby i jest coraz słabszy. Spójrzmy na ziarno zbóż, jego drogę od producentów do przetwórców i do konsumentów. Płody rolne, w tym wspomniane ziarno zbóż przechodzą przez różne ogniwa łańcucha marketingowego. Przetwarzanie zbóż, choćby na mąkę, wiąże się z nakładami pracy, zużyciem środków produkcji (w tym energii) i surowców. Z tego powodu – panie premierze – powstają różnice w cenach, które płacą konsumenci i które otrzymują rolnicy za swoje produkty. Wielkość tej różnicy nazywanej marżą (np. przetwórczą, handlową) zależy od stopnia przetworzenia danego produktu. Ale nie tylko, zależy ona także od warunków rynkowych. Marża jest duża, gdy firma kupuje od drobnych producentów takie produkty, które nie mają alternatywnego wykorzystania i nie można ich przechowywać. W gospodarkach rozwiniętych – zauważał przed laty prof. Stanisław Stańko, ekonomista z SGGW – marże są głównym składnikiem ceny detalicznej i stanowią 70-75% jej poziomu. Taka wysokość marż sprawia, że udział cen surowców rolniczych w cenach detalicznych jest niewielki i zmniejsza się. Profesor dla zilustrowania tej tezy przedstawiał zmiany w wydatkach na żywność i wartość produkcji rolniczej w niej zawartej w długim okresie na przykładzie USA. Udział wartości produkcji rolniczej w cenach detalicznych przeciętnego koszyka spożywczego wynosił w roku: 1950 – 47%, 1969 – 39%, 1979 – 38%, 1994 – 24,5%, a w 2006 – niecałe 20%. Obecnie jest to jeszcze mniej. Taki udział oznaczał, że z 1 dolara wydatkowanego w sklepie na zakup żywności tylko około 20 centów przeznaczone jest na opłatę surowca rolniczego – wskazywał ekonomista. Podobne prawidłowości dotyczą i innych krajów, w tym także Polski, bo udział wartości produkcji rolniczej w cenach detalicznych towarów jest zróżnicowany w zależności od stopnia przetworzenia produktu. Przypomnijmy, jak już trzymam się zbóż, że udział cen ich skupu w cenie detalicznej pieczywa w Polsce wynosił w: styczniu 2001 – 17,6%, styczniu 2002 – 15%, kwietniu 2003 – 14,2%, obecnie – chyba nikt tego już nie liczy, ale nie rośnie.
Nie da się ukryć panie premierze, że zmiany cen surowców rolniczych mogą wpływać na zmiany cen detalicznych żywności, ale tylko w takim zakresie, w jakim cena surowca zawiera się w cenie detalicznej. W przypadku ziarna zbóż, udział ten wynosił – około 15%. Załóżmy, z górką, że obecnie nie wynosi więcej niż 20%. Z duża górką. Wobec tego, wpływ zmian cen skupu ziarna na ceny detaliczne pieczywa nie powinien wynosić więcej niż 0,2 x zmiany procentowe cen skupu. Gdyby ceny skupu zbóż zwiększyły się np. o 30% to z tego powodu ceny detaliczne pieczywa nie powinny wzrosnąć o więcej niż 6%. Średnia cena detaliczna kg chleba, jak podaje portal dlahandlu.pl, wynosi obecnie 3,69 zł. Załóżmy, że cena skupu pszenicy wzrośnie jeszcze o 40% (co jest nierealne), ale gdyby tak się stało, ten wzrost cen skupu może spowodować wzrost cen detalicznych chleba tylko o 8% (0,4 x 0,2) do 4 zł/kg.
Najczęściej zmiany cen detalicznych są większe niż wynikałoby to ze zmian cen surowców rolniczych. Dlaczego tak się dzieje? Konsumenci, ta uwaga będzie do was – zmiany cen płodów rolnych mogą być wykorzystane do uzasadnienia wzrostu innych kosztów np. energii, usług, pracy, podatków, ubezpieczeń, finansowych itp. Szkoda, że premier właśnie tego nie podkreślił, bo dziś bardzo wielu konsumentów uważa, że za wzrost cen nie tylko pieczywa, ale wielu innych produktów spożywczych odpowiadają rolnicy, a tak nie jest. Co gorsze, wielu obywateli naszego kraju pewnie nie raz złości się na ten fakt, dopowiadając sobie, że przecież jeszcze tyle hajsu zgarniają z różnych dopłat i jeszcze im mało… Premier nie mógł tego powiedzieć, bo przecież rząd nie podnosi podatków…
A teraz będzie o wspomnianej na wstępie broni obosiecznej. Co premier miał na myśli mówiąc o niej, przy okazji roztrząsania nad cenami produktów spożywczych i cenami płodów rolnych? Na pewno nie chciał mówić o inflacji.
Wykład 2.
Marketing polityczny
Zapewne nie chodziło mu o to, że dziennikarze mają to do siebie, że pamiętają spektakle odgrywane przez polityków, nie tylko z tego względu, że na tym polega ich praca i że za to m.in. im płacą, ale z miałkich pobudek, są czymś więcej, sumieniem narodów.
Żeby nie być gołosłownym przypomnę, sytuację sprzed 10 lat. Obecny wicepremier, pan Jarosław Kaczyński poszedł do sklepu spożywczego na zakupy wraz ze wścibskimi dziennikarzami i fotoreporterami. Przekaz polityczny po ich dokonaniu był jasny: panuje drożyzna, do czego doprowadził rząd Donalda Tuska. Z czym mamy do czynienia dziś, jeśli tak mówiliśmy o zmianach cen produktów spożywczych w 2011 r.?
Chleb nasz powszedni został obsadzony w politycznej roli także w 2007 r. Wtedy podczas debaty Tusk – Kaczyński, ten pierwszy pytał drugiego ile kosztują podstawowe produkty, m.in. chleb? „Czy pan premier wie, o ile wzrosły te ceny w czasie dwóch lat waszych rządów?” – brzmiało pytanie. Ówczesny premier nie odpowiedział na nie. Publicyści debatowali o tym, przyznając punkty Tuskowi, jako politykowi znającemu problemy zwykłych ludzi. Wskazywali, że pytanie o wzrost cen było jednym z kluczowych w kampanii politycznej przed wyborami i jedną z przyczyn przegranych przez PiS wyborów i utraty władzy w 2007 r. Dlatego też weszło do cytatów marketingu politycznego jako tzw. chwyt Tuska. Na wstępie zarzekałem się, że nie będę dociekał tego, czy premier powinien wiedzieć po ile jest chleb? Słowo ciałem się stało…
Konkluzje wykładów
Krótko.
Wykład 1. Za wzrost cen produktów spożywczych nie odpowiadają rolnicy, za wzrost cen środków do produkcji także.
Wykład 2. Kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie (czytaj: broni obosiecznej).
Podsumowanie
Precz z populizmem.
Komentarze