Polski Klub Wyścigów Konnych przekazał na doskonalenie hodowli koni (w formie nagród dla właścicieli koni hodowli krajowej) w 2015 roku  621 713 zł, w 2014 roku  - 786 295,45, a w roku poprzednim -  926 030 zł.

Więcej: Wyścigi konne pod lupą NIK i posłów

Czy to nie za mało, aby sfinansować hodowcom starty w wyścigach?

- Relacje puli nagród do kosztów treningów koni są w Polsce dobre, chyba nawet najlepsze w Europie – ocenia Feliks Klimczak, hodowca koni, wiceminister rolnictwa w rządzie Jerzego Buzka i prezes Polskiego Klubu Wyścigów Konnych w latach 2008-2014. – 70 proc. koni dwuletnich nie wygrywa wyścigu. Problem nie leży w wysokości nagród za wygrane wyścigi. Wiele hodowli upadło, opierając się na złudzeniu, że posiadanie konia daje zysk w wyścigach.

Zdaniem Feliksa Klimczaka, inne kraje lepiej wykorzystują potencjał, jaki tkwi w wyścigach.

- Sztuką dla hodowcy jest znalezienie właściciela dla konia, który będzie startował w wyścigach - mówi. - U nas jest natomiast dokładnie odwrotnie: hodowca musi sam wystawić konia do wyścigu i modlić się, żeby wygrał, to wtedy może znajdzie dla niego kupca. Wyścigi nie są u nas popularne. Jeśli obroty w totalizatorze we Francji to 10 mld euro, a w Polsce 15 mln zł, to o czym mówimy? W większości krajów pula nagród to ok. 25 proc. kosztów utrzymania w treningu konia. Ale nie zbiera się tego od organizatora wyścigów, tylko z zakładów wzajemnych. We Włoszech sieć bukmacherska ma około 20 tys. punktów. Ustawodawstwo Francji uczyniło z wyścigów konnych jedną z trzech najważniejszych gałęzi gospodarki. Żeby ożywić u nas wyścigi, trzeba byłoby przede wszystkim zainwestować w sieć bukmacherską. Sieć bukmacherska powinna dołączyć do zakładów wyniki gonitw, i to na wspólną pulę, bo to zwiększy wygrane i zainteresowanie wyścigami. Odpowiednia sieć, większe obroty i popularyzacja to warunki ożywienia wyścigów w Polsce.