W Afryce, gdzie mieszka miliard 300 milionów osób, rynek rolno-spożywczy jest w zasadzie nieograniczony. Tymczasem polscy przedsiębiorcy bardzo rzadko tam zaglądają. Powodów jest wiele: znaczna odległość, inna kultura, skomplikowany proces decyzyjny, a w niektórych przypadkach brak stabilności politycznej. Jednak ci, którzy zdecydowali się na współpracę z Afryką nie narzekają. Robią swój biznes od lat, po cichu, bo po co się publicznie chwalić.
W 2017 roku nasz eksport do wszystkich krajów afrykańskich wyniósł 2 mld 270 mln euro. Niby niewiele, ale dzieląc zyski na zaledwie kilkunastu graczy – suma robi wrażenie. Największymi polskimi firmami z branży rolno-spożywczej i mechanicznej, które stale współpracują z Afryką są Ursus (ciągniki rolnicze), Wielton (przyczepy), Ferrum (silosy), Faspol (urządzenia do mleczarstwa) i Sante (zdrowa żywność).
Według szacunków Banku Światowego w ciągu najbliższych lat średni wzrost PKB Afryki będzie oscylował w granicach 6–8% z tendencją wzrostową. W Polsce to obecnie 5,1% z kryzysem w tle.
Jest czym sobie zawracać głowę? Jest!
Dla przykładu, w Egipcie (afrykańskim kraju położonym najbliżej Polski) głównym importowanym towarem spożywczym jest pszenica. Egipt jest drugim na świecie państwem (po Indonezji) pod względem ilości importowanej pszenicy.
Największymi dostawcami tego zboża są Rosja (1,6 mld dolarów), Ukraina (519 mln), Rumunia (223 mln) i Polska (57 mln). Oprócz pszenicy najważniejszymi produktami z sektora rolno- spożywczego importowanymi przez Egipt w 2017 roku były: kukurydza, mięso wołowe mrożone, nasiona soi oraz cukier trzcinowy i buraczany. Najważniejsze produkty eksportowe z Egiptu to cytrusy (świeże i suszone), sery i twaróg, ziemniaki, cebula, czosnek i por.
Polskie produkty w Egipcie cieszą się dużą rozpoznawalnością i znane są z dobrej jakości i konkurencyjnych cen. Wg danych GUS za 1. kwartał 2018 roku polsko-egipskie obroty handlowe wyniosły 112,7 mln dolarów , w tym polski eksport – 69,7 mln (spadek o 0,7%). Import wyniósł 43,0 mln dolarów (wzrost o 36,6%).
W połowie ubiegłego roku w Egipcie przebywał minister inwestycji i rozwoju Jerzy Kwieciński, który stwierdził, iż „Egipt jest bardzo zainteresowany polskimi inwestycjami z branży rolno-spożywczej. Polska jest w końcowej fazie przygotowania porozumienia o współpracy gospodarczej z tym krajem. Ulgi podatkowe wynoszą w Egipcie nawet 50%. Są niskie koszty pracy i ponad stumilionowy rynek odbiorców. To są korzyści, na jakie mogą liczyć polskie firmy, które zainwestują w Egipcie” – powiedział minister Kwieciński.
Afryka? Trochę za daleko, ale może jednak…
– Afryka to kontynent rolniczej przyszłości – mówi Filip Suś prezes Rady Inwestorów w Afryce (The Council of Investors in Africa), platformy wymiany myśli oraz doświadczeń na rzecz rozwoju gospodarczej współpracy polsko-afrykańskiej.
– Takie kraje jak np. Sudan, w swojej polityce rolnej na najbliższe lata są otwarte na kooperację z krajami Europy, w tym oczywiście z Polską. Potwierdza to swoimi działaniami Michał Nidzgorski, wiceprezes spółki Ursus, który w Sudanie podpisał ostatnio list intencyjny z Agricultur Bank of Sudan dotyczący wsparcia tamtejszego rolnictwa.
- Współpraca z Afryką momentami nie jest łatwa ze względu na różnice kulturowe, czy społeczne, ale bardzo satysfakcjonująca i przynosząca wymierne zyski – mówi Filip Suś i dodaje: – Ze względu na liczne instrumenty finansowe i ubezpieczeniowe ryzyko finansowe jest niewielkie. Wystarczy mieć dobry produkt i pozytywne, partnerskie nastawienie – twierdzi prezes Rady Inwestorów w Afryce.
Kto mi pomoże na rynku afrykańskim?
Oprócz Rady Inwestorów w Afryce, we współpracy gospodarczej z tym kontynentem pomaga także rządowa Polska Agencja Inwestycji i Handlu.
- W Afryce mamy swoje biura w Senegalu, Nigerii, RPA, w Wybrzeżu Kości Słoniowej, Kenii, Etiopii, Maroko, Egipcie i Algierii – mówi Leszek Biały kierownik biura Agencji Inwestycji i Handlu w Dakarze.
- Stwarzamy dla inwestorów, importerów, czy eksporterów platformę dialogu pomiędzy firmami polskimi, a afrykańskimi. Zgłaszają się do nas bardzo różne firmy, z różnych branż. Pomagamy w znalezieniu kontrahentów, przekazujemy informacje na temat Afryki. Organizujemy wyspecjalizowane misje gospodarcze, targi. Przygotowujemy informacje na temat barier wejścia na ten rynek, wspieramy prawnie, pomagamy w przygotowaniu kontraktów. W Senegalu jest już polska fabryka która produkuje ciastka i słodycze. Za chwilę rozpocznie swoją działalność firma produkująca napoje energetyczne – dodaje.
Na czym da się zarobić?
- W Afryce najbardziej potrzebne są proste maszyny rolnicze – mówi Filip Suś. – Potrzebne są maszyny, które jest łatwo naprawiać oraz rozwiązania mogące usprawnić działania w polu. Ponadto potrzebne są kompleksowe rozwiązania np. od zasiania ziemniaka po jego zbiór i przetwórstwo. Potrzeby są naprawdę ogromne. Branża rolnicza jest tą, która może odnieść i odnosi największy sukces w Afryce. Oczywiście istnieją także komplikacje wynikające z konieczności dostosowania do danego rynku ze względu na cechy charakterystyczne klimatu jak np., wilgoć czy piasek, ale z tym afrykańscy rolnicy radzą sobie nie od dziś. Ważne, że to gigantyczny rynek, słabo zmechanizowany i o bardzo niskiej kulturze rolnej. Tam naprawdę jest gdzie zarobić pieniądze. – mówi Suś.
Jego słowa potwierdza Michał Nidzgorski z Ursusa. – Polska ma 312 tysięcy km2 powierzchni i mamy zarejestrowanych 1,5 miliona ciągników rolniczych. W Tanzanii, który jest krajem 3 razy większym od Polski jest mniej więcej 6 tysięcy ciągników, a Tanzania nie jest krajem, gdzie ten poziom mechanizacji jest największy. Są kraje sąsiednie, gdzie tych traktorów jest jeszcze mniej. Nie da się stworzyć nowoczesnych gospodarek krajów afrykańskich w sposób wyważony bez rozwoju rolnictwa. Rozwój rolnictwa, ten klasyczny, 5 etapowy zawsze zaczyna się od mechanizacji potem jest nawożenie, nawadnianie, przechowywanie i przetwórstwo. Przecież nie inaczej jest i w Afryce. To daje gigantyczne możliwości współpracy. Rynek polski jest zrestrukturyzowany natomiast wielu krajom afrykańskim trzeba przedłożyć kompleksową ofertę i tak naprawdę pokazać czego oni chcą. Do czego potrzebne są im te ciągniki, a może jednak potrzebne są glebogryzarki? To ciekawe i zaskakujące na pierwszy rzut oka, ale wielkość gospodarstw oraz struktura upraw w Afryce pokazuje, że nawet najmniejsze nasze traktory są tam za duże. Budujemy więc fabryki na miejscu. W Etiopii działa zakład montażowy zatrudniający 200 osób, w Tanzanii 100 osób, za chwile otwieramy montownię w Zambii. Krajów, które są zainteresowane Ursusem i polską technologią w Afryce jest ponad 30 z 59 istniejących na tym kontynencie. Cały czas dostajemy nowe zgłoszenia, choć te kraje są szalenie różne kulturowo, politycznie i ekonomicznie, ale mają jeden wspólny mianownik: bardzo szybki przyrost demograficzny, który musi jednocześnie zostać powiązany z rozwojem rolnictwa. W związku z tym nasza obecność Afryce będzie się poszerzać.
Były plusy… czy są minusy współpracy z Afryką?
- Nie ma co ukrywać, że rynek afrykański do najłatwiejszych nie należy. – mówi wiceprezes Ursusa. – Jeżeli kiedykolwiek narzekaliśmy na biurokrację w Polsce polecam założenie działalności gospodarczej np. w Rwandzie. Naprawdę człowiek nabiera szacunku do tego co jest w naszym kraju. Jak szybkie, sprawne i ustawione frontem do klienta są polskie urzędy. Biurokracja w Afryce jest niesamowita. To jednak są byłe kolonie. W większości tych państw systemy prawne są oparte na tym, co zostawili po sobie Francuzi, czy Anglicy. Te systemy były wielokrotnie modyfikowane. Przejrzystość przepisów jest niewielka. Liczba urzędów, które zajmują się tożsamymi sprawami jest niesamowita. Uzyskanie pozwolenia na budowę jest dużo bardziej skomplikowane, niż jakiekolwiek działanie w Polsce. Mnogość urzędów, które opiniują, wydają zgody, pozwolenia jest naprawdę przeogromna. Trzeba zawsze wziąć poprawkę, że możliwość kilkumiesięcznego poślizgu w realizacji inwestycji to norma. Mimo wszystko, dzięki wsparciu takich organizacji jak Rada Inwestorów w Afryce, czy Polska Agencja Inwestycji i Handlu da się przez to przejść. Potrzebna jest po prostu cierpliwość. Późniejsze zyski wynagradzają czas oczekiwania na rozpoczęcie współpracy, a ta oparta jest na partnerstwie i pełnym zaufaniu.
A więc warto zainteresować się rynkiem afrykańskim?
- Afryka potrzebuje nowych technologii, wymiany handlowej… w zasadzie potrzebuje wszystkiego. Wy, Polacy to macie – mówi Dramane Samake z Fundacji „Afryka Inaczej”.
- Wymiana polsko afrykańska jest na takim poziomie, że szkoda mówić. Potencjał jest przecież tak gigantyczny w rolnictwie, przetwórstwie, mechanizacji, że trochę nie rozumiem dlaczego polscy biznesmeni nie chcą choćby zainteresować tym rynkiem. Polskie firmy co prawda czasami myślą, by zaistnieć w Afryce, ale nie chcą jechać do Afryki. Przecież nie muszą. Są wyspecjalizowane instytucje, które tę „najbardziej niewdzięczną robotę” wykonają na nich. Ci ludzie znają ten kontynent od dziesiątków lat. To fachowcy. Mój komunikat do polskich przedsiębiorców jest jeden: nie lękajcie się Afryki. Róbcie tu interesy.
Komentarze