Norwescy rolnicy pozwali Polskę o 75 mln zł odszkodowania za to, że Agencja Nieruchomości Rolnych zerwała umowę dzierżawy z ich spółką Pol Farm. Polska nie tylko wygrała blisko trzyletni proces przed Międzynarodowym Trybunałem Arbitrażowym w Hadze, ale odzyska też część wysokich kosztów postępowania.
Polska wygrała proces z dwoma braćmi, norweskimi rolnikami, przed Międzynarodowym Trybunałem Arbitrażowym w Hadze. Sprawa toczyła się od listopada 2013 roku do czerwca 2016 roku. Bracia Almas, jako zagraniczni inwestorzy, mogli pozwać Polskę na podstawie umowy między rządem Rzeczpospolitej Polskiej a rządem Królestwa Norwegii w sprawie popierania i wzajemnej ochrony inwestycji z 1990 r. W latach 90’ Polska zawarła wiele takich umów z innymi krajami, by zachęcać ich do inwestowania u nas i ściągać zagraniczne firmy.
Kłopoty Norwegów odbiły się echem w Norwegii po tym, gdy opisał ją jeden z największych norweskich dzienników „Dagens Naringsliv". Ich inwestycja sięga jeszcze połowy lat dziewięćdziesiątych, gdy bracia Almas, początkowo trzech, potem jeden z nich się wycofał, wydzierżawili od ANR 4 tys. hektarów ziemi popegeerowskiej w roku 1994. Zakończyła się wymówieniem im dzierżawy przez ANR w 2009 roku i upadłością ich firmy Polfarm rok później. Gdy trzy lata temu pozwali Skarb Państwa o odszkodowanie sięgające 75 mln zł, ich historię opisała Rzeczpospolita.
Trzech norweskich braci postanowiło zainwestować w województwie zachodniopomorskim. „Rolnik Dzierżawca” informował, że Polfarm wydzierżawił od ANR na 30 lat ziemię po byłych PGR-ach w powiecie świdwińskim, była jednym z największych pracodawców w okolicy. Atle Almas był właścicielem Polfarmu od 1996 roku, osiem lat później interes przejęli dwaj kolejni bracia, Geir i Kristian Almas. Stopniowo firma rozrosła się, w szczycie Polfarm dysponował ponad 4,2 tys. hektarów gruntów, parkiem maszynowym, hodował 2000 krów mlecznych, 1000 sztuk bydła mięsnego, a na 50 hektarów prowadził produkcję owoców.
Zatrudniali sto osób, a w sezonie rosło do 300. Jak wyjaśnił Geir Almaas norweskiemu dziennikowi „Dagens Naringsliv", taka była zresztą umowa. – Kontrakt wydawał się prosty. Dostaliśmy możliwość korzystania tanio z ziemi, a w zamian zapewnić miejsca pracy na lokalnym rynku - mówił.
Interes załamał się wraz z kryzysem gospodarczym. Jak opisywała kancelaria Domański Zakrzewski Palinka, która w tym procesie broniła Polski, ANR miała wtedy zastrzeżenia do wykorzystania części gruntów przez dzierżawców niezgodnie z umową i w lipcu 2009 r. rozwiązała umowę. Do listy doszły jeszcze zarzuty zaległości w czynszu i opłatach publicznoprawnych spółki Polfarm, która upadła w 2010 r. Ostatecznie Głos Koszaliński informował w 2011 roku o sprzedaży przez syndyka Polfarmu wraz ze spółkami córkami firmie Rol-Plant z Rzecina, które prezesem jest z kolei Holender, Johan Jacob Jager.
Zdaniem Norwegów, do plajty doprowadziły ich polskie urzędy, a umowę dzierżawy ziemi rozwiązano niezgodnie z prawem. Z tego powodu pozwali Polskę o odszkodowanie, na podstawie traktatu o ochronie inwestycji. Sprawy na podstawie tego typu umów rozstrzygane są zwykle przed trybunałem arbitrażowym za granicą i tak było też w tym przypadku. Trybunał w Hadze oddalił jednak wszystkie roszczenia Norwegów, co więcej, zapłacą oni część kosztów postępowania poniesionych przez Polskę, które przekraczają 340 tys. euro.


Materiał chroniony prawem autorskim - zasady przedruków określa regulamin.
WSZYSTKIE KOMENTARZE (5)