Gospodarstwo Rolne „Wisła A” w Trankwicach pod Malborkiem ma 500 hektarów ziemi. Prawie po połowie to klasa III b i IV a i b, ale jest też trochę III a.Od 15 lat uprawiana jest na niej tylko pszenica i rzepak, gdyż te dwie rośliny dają pewność największego zysku. W tym, nie najlepszym pod względem pogody roku, zebrano z 260 hektarów pszenicy ozimej średni plon 8,4 t,a z 240 hektarów rzepaku – 3 t. – A mogło być lepiej – podsumowuje tegoroczne zbiory Bronisław Szembowski, kierujący gospodarstwem w Trankwicach. Chciał oszczędzić, nie zastosował więc wiosną nawozów fosforowych i potasowych, ograniczył również chemiczne zwalczanie chwastów. Przekonał się jednak, że dawka startowa nawozów jest konieczna, a także nie można pomijać zwalczania chwastów zaraz po siewie rzepaku i pszenicy oraz wiosną.
W Trankwicach każdy element technologii okazuje sie ważny, gdyż od 14 lat przestano tam orać glebę i uprawa jest w pełni bezorkowa. To wynik wieloletnich doświadczeń, a także informacji zdobywanych w prasie fachowej i na licznych sympozjach, w których Bronisław Szembowski stara się uczestniczyć. To właśnie artykuł prof. Janiny Kajak z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie o znaczeniu próchnicy i roli mikroorganizmów glebowych w jej tworzeniu stał u początków zmiany myślenia o technologiach uprawy w Trankwicach. Tradycyjna, orkowa uprawa tylko dwóch roślin, pszenicy i rzepaku, rujnowała glebę. Na polach pojawiało się coraz więcej przepustów, a na górkach nic nie chciało rosnąć.
Pierwszą decyzją w tej sytuacji było zaprzestanie orki. Każdy ruch mieszania w glebie wiąże się bowiem z utratą 5 l wody na metrze kwadratowym. W tym celu w 1995 r. zakupiono kultywator bezorkowy Dyskodent na podwójnych gumach, o szerokości roboczej 4,2 m. W skład agregatu wchodzi talerzówka lewa, rząd łap głęboszowych, talerzówka prawa i na końcu wał Emopak. Po jednym przejeździe tego agregatu gleba jest doskonale przygotowana, a słoma pocięta na 10–12-centymetrowe odcinki i wbita talerzówką w glebę, dzięki temu napowietrzane jest podglebie. Zaraz po tym agregacie wjeżdża na pole siewnik John Deere 750 A do siewu bezorkowego. Bronisław Szembowski bardzo go sobie chwali, bo dokładnie umieszcza nasiona pod kątem 7 stopni w stosunku do przeciętego rowka i starannie przykrywa ziemią. Strata wody jest przy siewie minimalna.
Tak doskonała precyzja to warunek powodzenia w tej technologii. Nie jest ona konieczna w uprawie tradycyjnej, gdyż orka niweluje braki i niedoskonałości. Przy uprawie bezorkowej trzeba zapomnieć o najdrobniejszych zaniedbaniach. Specjalistyczny sprzęt pozwala siać wtedy, kiedy jest najwygodniej dla gospodarstwa, a nie wtedy, gdy wymusza to na przykład pogoda, jak bywało dawniej. Również żniwa odbywają się, gdy są zaplanowane, a nie wtedy, kiedy muszą być zrobione. Gospodarstwo Trankwice było pierwsze w regionie, które zebrało w tym roku rzepak, pierwsze też zebrało pszenicę, a potem pierwsze, które zasiało rzepak i pszenicę. Żniwa zakończyły się dokładnie 12 sierpnia, potem pogoda była już mało sprzyjająca i kto przed tym terminem nie zdążył, ma kłopot z jakością pszenicy. A w Trankwicach? Oto wyniki analizy ziarna ich pszenicy ozimej: gluten – 30–32, liczba opadania – 321, sedymentacja – 34, białko – 13,1 proc., gęstość – 81, wilgotność w czasie zbioru – 14,1 proc. Po to ziarno już dzisiaj ustawiają się kolejki młynarzy. Niemniej dobry był rzepak, którego zaolejenie wyniosło 50 proc., a zwykle wahało się między 32 a 38 proc.
Autor: E. Lewandowski
Opis: Siewnik John Deere bardzo precyzyjnie umieszcza nasiona w glebie.
Technologię bezorkową trzeba wprowadzić całościowo, nie częściowo, a że nie jest ona tania, opłaca się na większych areałach. Bronisław Szembowski uważa, że granicą opłacalności jest gospodarstwo o powierzchni co najmniej 500 hektarów. – Najważniejszy i najdroższy jest kombajn, który musi dobrze zebrać i pociąć słomę, aby następnie rozrzucić ją równomiernie po całym polu razem z plewami i zgoninami – wylicza Bronisław Szembowski. Od trzech lat mają taki kombajn: Lexion 460, wyposażony na zamówienie w rozrzutnik plew i zgonin. Rozrzuca on je bardzo równomiernie po całym polu, tworząc coś w rodzaju białego ekranu, który odbija słońce i zapobiega parowaniu wody z gleby.
Dzięki temu Bronisław Szembowski może dzisiaj pokazywać pola, na których wschody są równomierne bez względu na kształt terenu, czy to górka, czy dołek. A ile w nich życia? Pod każdą bryłką ziemi można znaleźć dżdżownicę, na metrze sześciennym jest ich 100. Przerabiają one słomę, rozluźniają glebę, robiąc kanaliki, które ją napowietrzają.
Autor: E. Lewandowski
Opis: Po jednym przejeździe agregatu uprawowego Dyskodent gleba jest doskonale przygotowana do siewu.
Jego zdaniem ten wspaniały efekt to zasługa EM – Efektywnych Mikroorganizmów, którymi od trzech lat wzbogaca pola. Pierwszy raz pola są nimi opryskiwane po żniwach na słomę, aby zapobiec rozwojowi bakterii gnilnych, uwalniających szkodliwe związki, a przyspieszyć korzystne procesy próchniczne. Po trzech miesiącach bakterie rozłożą słomę tak, że trudno poznać, czy to była uprawa bezorkowa, czy orkowa. Drugi raz pola są opryskiwane EM-ami wiosną po nawozach. Z EM-ami wchodzą, gdy rzepak ma cztery liście, a pszenica – 3 liście, opryskując połową zalecanej dawki ze względów oszczędnościowych.
To robi porządek na roślinach. Bakterie zawarte w EM-ach to niemal bioreaktor w glebie, regulujący jej życie i przywracający zasobność w próchnicę. W glebie jest trzy razy więcej dwutlenku węgla, wydzielanego przez mikroorganizmy. Ten dwutlenek węgla wędruje kapilarami do góry i może być pobierany przez rośliny. – To niezwykle korzystny efekt stosowania EM-ów, gdyż z worka można dać różne nawozy, a z opryskiwacza różne pestycydy, ale jednego się nie doda – właśnie dwutlenku węgla – mówi Bronisław Szembowski. I dodaje, że wtedy dopiero zrozumiał, dlaczego rośliny dojrzewają o 5–10 dni szybciej, gdyż mają trzy razy więcej dwutlenku węgla. A to dzięki bakteriom i zastosowaniu Efektywnych Mikroorganizmów do gleby, bo to one wydzielają dwutlenek węgla, niezbędny do wytworzenia materii organicznej.
Po trzech latach stosowania na polach EM-ów widać już efekty łatwe do przeliczenia na złotówki. Sprawa najważniejsza to oczywiście zwiększenie zawartości próchnicy w glebie. W pierwszym roku stosowania EM-ów analiza wykazała, że w ich lepszych glebach jest 2,03 proc. próchnicy, a na gorszych kawałkach – 1,22 proc. Po roku zawartość próchnicy zwiększyła się już do 5,78 proc. na lepszych glebach i do 4,19 proc. – na gorszych. A to jest ogromna oszczędność w nawożeniu. Jeżeli w glebie jest 2 proc. próchnicy, to rośliny mają na hektarze 30 kg dostępnego azotu, a gdy próchnicy jest 5 proc., ilość azotu dostępnego dla roślin zwiększa się aż do 300 kg. – Warto więc walczyć o tę próchnicę – podsumowuje te wyliczenia Bronisław Szembowski. Dzięki temu w Trankwicach zmniejszono nawożenie mineralne o 30 proc. Zmniejszyło się także zakwaszenie gleb. Na lepszych glebach pH podniosło się o 0,4 – do 6,8, a na słabszych o 0,9 – z 5,9 do 6,8. Już tylko to zwróciło koszty stosowania EM-ów, które wynoszą rocznie 85 zł na hektar, gdyż można było zrezygnować z wapnowania gleb, które kosztuje mniej więcej tyle samo. Kolejna oszczędność to prawie dwukrotne mniejsze zużycie paliwa. Dawniej, przy uprawie orkowej, na hektar szło 150 l paliwa, teraz nie przekraczają zużycia 85 l paliwa na hektar w całym gospodarstwie.
Źródło: "Farmer" 19/2008
Komentarze