Przed ferowaniem wyroków pod adresem tej czy innej legislacji warto najpierw poszukać najprostszych odpowiedzi. W polskim rolnictwie indywidualnym dominuje bowiem prosta zależność. Im dalej od gospodarstwa (w wymiarze działalności), tym mniejsze zaufanie rolnika do otoczenia gospodarczego i regulacyjnego.

Nie ma w tym zresztą niczego złego. Tak bowiem prawidłowo funkcjonuje instynkt zachowawczy aktora rynku świadomego swojej pozycji, który boi się utraty statusu - rolnika indywidualnego. I nie chodzi tutaj o preferencyjne traktowanie rolnictwa.

Zwyczajnie, rolnik działa w ramach własnej firmy i gospodarstwa. Jeśli ma poza nie wyjść, traci poczucie bezpieczeństwa i nie potrafi powiązać tradycyjnego gospodarowania z działalnością gospodarczą (jakże mylnie nazywaną "pozarolniczą"). W dyskusji o przedsiębiorczości rolnej ciągle nie doceniamy siły argumentu, że spoiwem integracji i konsolidacji rynku jest gospodarstwo rolne, a nie dodatkowa, często niepotrzebna wierzchnia warstwa integracyjna.

Awersja rolnika do bezpośrednich kontaktów rynkowych czasem jest tak silna, że nierzadko efekt całorocznych trudów pracy w gospodarstwie powierza on sprawniejszemu marketingowo sąsiadowi, przykładowo zbywając produkt w ramach cudzego kontraktu. Dla większości branż, gdzie liczą się marka i rozpoznawalność profilu indywidualnej firmy, takie podejście byłoby nie do pomyślenia. Otóż to, problem z rozproszonym rolnictwem indywidualnym tkwi również w braku przekonania producentów, że utożsamianie produktu rolnego z konkretnym wytwórcą ma większy sens lub zostanie odpowiednio wycenione przez rynek i konsumenta. Te czynniki prowadzą do wykreowania kluczowej dla problemu integracji producentów postawy rolnika - postawy anonimowego dostawcy masowego surowca zainteresowanego tylko jednym kryterium współpracy - ceną. Każde działanie grupujące tak nastawionych producentów przyniesie wyłącznie jeden skutek.

Wytworzy oczywiście nieco większy i ujednolicony zbiór anonimowych dostawców masowego surowca. I tu powstaje pierwsza wątpliwość, czyje koszty transakcyjne obniża, proszę wybaczyć określenie, "zaganianie" rolników w grupy. Odpowiedź jest dość oczywista w przypadku, w którym za zrzeszeniem się rolników indywidualnych nie podąża działanie biznesowo-integracyjne z drugą stroną odbioru dostaw (bez względu na to, czy jest to przetwórstwo, czy inny etap rynku). Takie procesy obniżają przede wszystkim koszty transakcyjne organizatora procesu najczęściej niezwiązanego ze źródłem, a rolników pozostawiają na tych samych pozycjach.

Powyższy obraz dość interesująco można zaprezentować, odwołując się do terminologii szachowej. Rolnicy, zwłaszcza tzw. indywidualni, w przeważającej mierze są pionkami gry rynkowej, ponieważ nie ustanawiają jej reguł i nie dysponują statusem gracza. Tym ostatnim najczęściej jest aktor wyższego rzędu w łańcuchu dystrybucji, zaopatrzenia itd. Kontroluje on rozstawienie pionków na szachownicy i utrzymuje odpowiedni ich układ w stosunku do drugiej strony rozgrywki, np. konsumentów. Przewaga tego aktora nad pionkami polega również na tym, że w pełni kontroluje on pozostałe figury, a więc jest silniejszy (np. jako wieża ma lepsze rozeznanie rynku), może wykonywać większą gamę ruchów (logistyka), przez co bardziej wpływa na decyzje strategiczne gracza i pośrednio autora reguł (np. legislatora).

Poprawę sytuacji zapewni tylko taki model biznesowy (gry), w którym część lub wszystkie atrybuty innych figur i graczy (skup, przetwórstwo, handel, usługi konsumenckie) skupione zostaną w rękach pionka, a więc wokół i w ramach gospodarstwa rolnego. Realizacji tej właśnie strategii służyć powinna dyskusja o reaktywowaniu spółdzielczości i pobudzaniu przedsiębiorczości na wsi, ale nie sprowadzonej do tzw. dywersyfikacji, ale właśnie w wymiarze działalności rolniczej. Nie chodzi tylko o to, żeby rolnik w pojedynkę czy w grupie penetrował nieznane mu segmenty rynku, walczył z dominacją sieci, próbował przejmować już dawno zajęte zasoby przetwórcze czy przekształcał się w skomplikowane formy prawne.

Nie ma takiej potrzeby, żeby nakłaniać go do tych kosztownych ruchów. Może wystarczy na początek bardzo prosty zabieg polegający na swobodzie podejmowania działalności gospodarczej w ramach gospodarstwa rolnego, stanowiącej bezpośrednie rozwinięcie prowadzonej przez niego działalności rolniczej. Tam rolnik czuje się dobrze, ma doskonałe rozeznanie kierownicze i kontroluje sytuację. Być może szybko okaże się, że rolnik i rolnicy są w stanie wytworzyć owe segmenty rynku na nowo i potrafią "ściągnąć" niektóre fazy dystrybucji do poziomu gospodarstwa rolnego, stopniowo tworząc własne sieci i własne przetwórstwo, bez potrzeby "walki". Tak bardzo myślimy w utrwalonych schematach, że taki scenariusz niejednemu czytelnikowi wydaje się opowieścią rodem z science fiction. Tymczasem rozkwit tzw. rolniczych hubów żywnościowych za oceanem pokazuje, że jest to możliwe.

Tylko jeden czynnik w sposób naturalny i bezbolesny łagodzi obawy konsolidacyjne rolnika i zarazem ma szansę integrowania go z rynkiem. Takim narzędziem jest informacja o znaczeniu lub potencjale wykorzystania rynkowego. Podstawowym zatem kryterium sprawdzenia przez rolnika, czy warto podjąć wyzwanie zespołowej współpracy rynkowej (bez względu na formę organizacyjno- prawną, w grupie, spółdzielni, klastrze czy zrzeszeniu - wszystko jedno) powinno być to, czy konkretny projekt rzeczywiście i według oczekiwań rolnika wytwarza, dostarcza do gospodarstwa lub przekazuje na zewnątrz poza gospodarstwo informacje istotne z punktu widzenia profilu jego działalności rolniczej. Tylko większa wiedza rolnika o otoczeniu i odwrotnie, większa wiedza otoczenia rynkowego o konkretnym rolniku skróci dystans w łańcuchu rynkowym i zwiększy orbitę gospodarczego oddziaływania gospodarstwa rolnego.

To oczywiście przy założeniu braku istnienia dodatkowych negatywnych bodźców (podatkowych, rejestrowych, inspekcyjnych, ubezpieczeniowych itd.).

W związku z tym, pierwszym kluczem do rozwoju przedsiębiorczości i konsolidacji producentów pierwotnych jest rozwój usług rolniczych zbudowanych wokół transferu informacji, a więc tych usług, w których pozycja rolnika nie jest kształtowana odcinaniem go od wiedzy rynkowej. Drugim kluczem są takie formuły współpracy zbiorowej, których podstawowym celem jest przetworzenie pozyskanej informacji do celów gospodarstwa i orientacji produkcji. Trzecim, równie istotnym rozwiązaniem, będą systemy informacyjne integrujące poszczególnych rolników z odpowiadającymi im grupami konsumentów, tj. tworzące sprzężenie pomiędzy preferencjami i nawykami żywieniowymi konsumentów (niekoniecznie lokalnych) z naturą i ograniczeniami procesów produkcyjnych w rolnictwie regionalnym. Trudno w to uwierzyć, ale na polskim rynku dostępność i powszechność tego typu usług sieciowych jest na marginalnym poziomie, mimo że każdego dnia potężne masy informacji gromadzone są przez większość aktorów rynku, włączając w to przede wszystkim administrację rolną.

W Polsce zachodzi zatem pilna potrzeba przedsiębiorczego rozwinięcia zakresu działalności rolniczej, w szczególności rolnictwa indywidualnego za pomocą rozwiązań sieciowych. Przyjęliśmy uważać, iż najczęściej kierunek rozszerzenia biznesu rolnego powinien być obrany w górę łańcucha dystrybucyjnego, gdzie mają znajdować się szanse przechwytywania segmentów rynku. Tymczasem, wcale nie musi tak być, ponieważ nie istnieje jeden z góry ustalony model wprowadzania produktu rolnego do obrotu, do którego można by dostosować otoczenie regulacyjne. Przeciwnie, tych modeli jest dokładnie tyle, ilu wprowadzających. Zadaniem otoczenia regulacyjnego jest otwierać kierunki rozszerzania tradycyjnej formuły działalności rolniczej, a nie zamykać ją na jeden z góry ustalony szablon strukturalny przewidziany w prawie. Różnorodność form organizacyjno- prawnych działalności rolniczej jest potrzebna, ponieważ najczęściej stanowi punkt wyjścia do wypracowywania unikalnego modelu na poziomie przedsiębiorstwa rolnego. Forma działalności nie powinna być jednak celem samym w sobie, z którym to błędem często mamy do czynienia w regulacjach europejskich.

Pytanie o przedsiębiorczość, spółdzielczość, integrację pionową, konsolidację rynku itd. jest też tak naprawdę pytaniem o stosunek państwa do działalności rolniczej i do przedsiębiorczej aktywności rolnika.

Zadaniem ustaw mających ambicję regulować kwestie wspomnianych procesów, w tym spółdzielczości, powinno być co najwyżej określenie stosunku państwa do nich, a nie określanie jej formatu, struktury, modelu.

Istotna jest prosta zależność. Natura rynkowa nie znosi próżni. Przeciwnie, stwarza możliwość jej wypełnienia przedsiębiorczym działaniem przez każdego, który taką możliwość i potrzebę dostrzeże. Z punktu widzenia regulacji administracyjnoprawnych można zatem przyjąć założenie, iż "opuszczenie" przez państwo danej dziedziny działalności rolno-gospodarczej oznaczać będzie stworzenie pola do działania rolnikom. Mowa tutaj nie tylko o przykładach, kiedy państwo rzeczywiście wykonuje działalność (np. będąc udziałowcem w rynku hurtowym czy rozporządzając ziemią z zasobu), ale również o sytuacji, kiedy taką funkcję pełni regulacja danego etapu wymiany rynkowej. Pierwszym, podstawowym zatem zadaniem na poziomie makro, z którym należałoby się zmierzyć w debacie o integracji producentów, to kompleksowy przegląd i identyfikacja obszarów, w których państwo może dokonać kroku wstecz, tj. albo zaprzestać wykonywania działalności, albo ograniczyć skalę regulacji danej materii działalności rolno- -gospodarczej. Państwo jako prawodawca nie posiada zdolności i możliwości wykreowania modelu integracji, konsolidacji, spółdzielczości, ale z chwilą uświadomienia sobie tego stanu rzeczy zacznie postępować racjonalnie, tj. tworzyć otoczenie ku temu, by jak najszersze spektrum rozwiązań integracyjnych mógł wytworzyć rynek. Nie jest to fikcja, ponieważ obecnie światowa branża rolnicza przeżywa istny boom kreowania nowych form wkomponowywania działalności rolniczej do różnych działów gospodarki, nie wyłączając obszaru nowych technologii i e-commerce.

Lepiej skorzystać z tych możliwości bez zbędnych opóźnień, ponieważ konkurencja nie śpi. Pewnych dowodów ku temu dostarcza niedawno opublikowany przez Komisję Europejską raport na temat stanu i kierunków rozwoju spółdzielczości w Unii Europejskiej.

W dokumencie tym ujęto postulat zwiększenia wymiaru "pomocy technicznej" w nowych państwach członkowskich w celu wzmocnienia "kapitału społecznego", a więc realizacji projektów promujących zachodnie doświadczenia spółdzielcze we wschodnich państwach bloku. Ten sam raport nawołuje do odejścia w polityce rolnej UE od swoistego dyskryminowania największych spółdzielni europejskich, w tym przede wszystkim tych transgranicznych.

Argumenty te złożone w całość stanowią czytelny postulat ofensywny względem m.in. polskiego rynku produkcji pierwotnej, którym brak "integratora". Pora zatem na kilka ruchów kontrujących na szachownicy!