Krowy czerwone polskie przetrwały na terenach podgórskich i górskich Małopolski i w Beskidzie Żywieckim oraz dosłownie w kilku innych miejscach w kraju.
Sekrety mnichów
„Z obory tej wywodzą się wybitne krowy, których synowie wykorzystywani są do doskonalenia całej populacji bydła polskiego czerwonego” – tak na wiosnę tego roku pisał w liście gratulacyjnym do ojców cystersów w Szczyrzycu minister rolnictwa.
Cystersi już od chwili swojego przybycia do Polski w XIII wieku słynęli z innowacyjnych rozwiązań w prowadzeniu gospodarstw i przetwórstwie rolnym. Postępowali według zaleceń swojego patrona, świętego Benedykta: ora et labora, czyli módl się i pracuj. Tak też czynili w swoim opactwie w Szczyrzycu, położonym na skraju Beskidu Wyspowego, koło Limanowej.
Z klasztoru roztacza się widok na tarasy, na których mnisi kiedyś uprawiali winorośl. Posiadali też własne stada krów – ich mięso sprzedawali, a ze skór wyrabiali pergamin. Teraz cystersi powracają do swoich tradycji. Na bazie projektu „Dominium szczyrzyckie” opactwo wprowadziło na rynek warzone według starej receptury piwo i… rozkręca hodowlę krów.
Teraz obok wiekowego klasztoru stoi nowoczesna obora ze 100 sztukami bydła – komputery starannie odmierzają racje paszy i kontrolują udój mleka. Buduje się serowarnia: ruszyła produkcja twarogu, cystersi chcą też wytwarzać sery twarde. Szczyrzyc odwiedzili wysłannicy założonej przez Włochów organizacji Slow Food. Jej prestiżową markę otrzymują producenci stosujący stare receptury, najlepszej jakości surowce i nie używający konserwantów. Przedstawiciele Slow Food zaprosili mnichów na jesienny „Salon Smaku” w Turynie, największe na świecie targi produktów regionalnych. Tam dwa lata temu specjał szczyrzyckich mnichów z mleka krów polskich czerwonych krów został uznany przez serowarskich kiperów za odkrycie roku. Ale nie tylko cystersi postanowili znów wypasać polskie krowy na polskich pastwiskach.
W towarzystwie bociana
Na wschodnim krańcu Polski dokonało tego… Północnopodlaskie Towarzystwo Ochrony Ptaków realizując projekt reintrodukcji krowy polskiej czerwonej. Reintrodukcja to wprowadzenie na stare miejsca bytowania rodzimych gatunków zwierząt i roślin, kiedyś tam żyjących, lecz później wytępionych. Celem PTOP jest oczywiście ochrona ptaków, a zwłaszcza ich siedlisk. Okazało się jednak, że bocianom, czajkom czy rydzykom znakomicie robi towarzystwo krów polskich czerwonych, które na nadrzecznych łąkach spełniają funkcję naturalnych kosiarek. A realizacja projektu reintrodukcji stała się inspiracją pomysłu na produkt regionalny. I tak Północnopodlaskie Towarzystwo Ochrony Ptaków nawiązało obopólnie korzystną współpracę między innymi z gospodarstwem ekologicznym państwa Sakowiczów z Rogowa, którzy wydzierżawili zalewowe łąki z całym dobrodziejstwem inwentarza, czyli z czerwonymi krowami.
Sery pachnące ziołami
Teraz tradycyjny podpuszczkowy ser z gospodarstwa państwa Sakowiczów jest wyrabiany z pełnego mleka od krowy pasącej się na łąkach polskiej Amazonki, jak miejscowi nazywają Narew. Bogate w tłuszcze i białko sery podlegają częściowo naturalnej pasteryzacji. Właśnie gospodarze kończą budować serowarnię o pojemności 300 litrów mleka. Pytana o recepturę swoich produktów pani Teresa Sakowicz uśmiecha się trochę zagadkowo: – Kiedyś może w naszym Korycinie na Podlasiu robili podobne sery. Ale ja wprowadziłam własne pomysły do produkcji. Dokładam to, co znajdę w ogródku.
Zależnie od pory roku dodaje a to na wiosnę szczypiorek, zielony koperek, na jesieni więcej czosnku i majeranku. I kminek, kolendrę, pietruszkę, seler, miętę, też tą dziką. Moje sery trafiają do sklepów ze zdrową żywnością, na jarmarki i kiermasze, ale tak naprawdę to ludzie przyjeżdżają do gospodarstwa i wykupują je na pniu. Chcą zresztą też kupować samo mleko. Uważają, że jest wyjątkowo wartościowe. W końcu pasą się na wspaniałych, bogatych w najprzeróżniejsze ziółka łąkach, a w naszym ekologicznym gospodarstwie wszystko jest naturalne. Już niedługo w gospodarstwie będzie otwarty sklepik. Na razie radzimy sobie sami, ale coraz więcej gospodarzy w gminie interesuje się hodowlą krów polskich czerwonych i myśli o produkcji serowarskiej. Pewnie niedługo przymierzymy się do zawiązania jakieś grupy producenckiej lub stowarzyszenia, wtedy łatwiej można będzie sięgnąć po fundusze unijne – kończy z optymizmem pani Sakowicz.
Wybudowanie takiej serowarni i jej wyposażenie kosztuje 120 tys. zł. Połowę tych pieniędzy to dopłaty z Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, drugą część dał rząd Nadrenii-Westfalii, który od lat pomaga chronić przyrodę Doliny Narwi. Zapomniane gatunki mogą stać się wizytówką wielu regionów i gospodarczym pomysłem. A produkty regionalne, prawnie chronione i promowane, stają się gospodarczą specjalnością wielu zakątków Polski. Możliwości pozyskiwania pieniędzy są całkiem spore. Chociażby tak jak w przypadku naszych krów: sama krowa – pieniądze z Unii i budżetu na zachowanie ginących ras zwierząt gospodarczych; produkcja serów – z funduszu na ratowanie lokalnych kultur; remont drogi dojazdowej z funduszu tworzenia miejsc pracy w rejonach o wysokim bezrobociu.
Źródło: "Farmer" 01/2006
Komentarze