Ułatwienie sprzedaży produktów z gospodarstwa rolnego rolnicy postulują od dawna.
Ministerstwo Rolnictwa też od dawna zapowiada włączenie rolnika w łańcuch żywnościowy.
Czy nastąpią ułatwienia dla sprzedaży bezpośredniej prowadzonej przez rolników? Jak wynika z oświadczenia wygłoszonego w Sejmie przez poseł Joannę Bobowską, taką potrzebę dostrzegają również posłowie.
- Dostęp konsumentów do żywności, do produktów lokalnych, tradycyjnych jest ograniczony z powodu skomplikowanych regulacji prawnych – stwierdziła poseł Bobowska. - Dystrybucja tych produktów także nie może być odpowiednio rozwinięta i opiera się o sprzedaż bezpośrednią produktów nieprzetworzonych. Mieszkańcy obszarów wiejskich, którzy mogliby być producentami rolnymi, mają więc ograniczone możliwości ich zbycia, a tym samym pozyskania dochodu. Problem w tym, że udział rolnika w cenie produktu na półce zdecydowanie maleje, sięga dzisiaj ok. 10 proc. ceny, co oznacza, że rolnik, sprzedając bezpośrednio tylko produkty nieprzetworzone, wiele traci.
Zdaniem poseł, rolnik mógłby zyskać, mając możliwość przetwarzania, która dzisiaj jest bardzo ograniczona.
- W polskim ustawodawstwie tkwią głębokie bariery, utrudniające wytwarzanie i wprowadzanie na rynek lokalnej żywności. Oczywiście traci na tym również konsument, dla którego wyroby lokalne, tworzone według dawnych receptur, z upraw domowych, nie mogą być w żaden sposób wprowadzone na rynek. Szkoda, że nie są odpowiednio wykorzystane potencjał i umiejętności mieszkańców polskiej wsi.
W Małopolsce, w ramach projektu z funduszy szwajcarskich przez fundację Partnerstwo dla Środowiska i Małopolską Izbę Rolniczą, przeprowadzono analizy i badania tego problemu.
- Wskazano na potrzebę uproszczenia dostępu do rynku lokalnego dla rolników w sprzedaży bezpośredniej nieprzetworzonych i przetworzonych produktów żywnościowych, zakładając ograniczone ich ilości. Wielkość sprzedaży powinna być uwarunkowana wielkością produkcji, odpowiadającą wielkości uzyskiwanych plonów w gospodarstwie.
Badania doprowadziły do wniosków:
- Przetwórstwo powinno dotyczyć owoców i warzyw, zbóż, gryki, kukurydzy, w tym nalewek do 18 proc., win w określonych limitach. Przetwory mleczne proponuje się wprowadzać w postaci serów twarogowych, twardych, masła i jogurtów, również z założonymi limitami ilości. Kontrola jakości polegałaby na produkcji, która odbywałaby się pod odpowiednim nadzorem laboratoriów i weterynarzy.
Wypracowano też sposób na zorganizowanie przetwórstwa w prosty i zarazem bezpieczny sposób.
- Aby rzeczywiście spełnić warunki sanitarno-higieniczne i by produkty poddane były badaniom w laboratorium, należy rozważyć propozycję inwestowania w lokalne punkty przetwórstwa, zwane na przykład inkubatorami kuchennymi – mówiła poseł. - Jest to wyzwanie dla organizacji pozarządowych, podmiotów ekonomii społecznej oraz gmin wiejskich. W obiektach spełniających wymagania sanitarne rolnicy nieposiadający we własnych gospodarstwach warunków mogliby zgodnie z prawem produkować oraz współpracować na etapie prowadzenia badań laboratoryjnych, pakowania i przy sprzedaży oraz promocji produktów pod wspólną marką. Może to być rodzaj tzw. inkubatorów kuchennych, takie obiekty powstaną wkrótce m.in. w Małopolsce w gminie Raciechowice i Stryszów. Będą prowadzone przez organizacje lokalne i spółdzielnię socjalną. W ramach działania planuje się dystrybucję tych produktów. W przypadku alkoholu produkcja mogłaby być prowadzona na wzór chociażby słowacki, we wspólnych destylatorniach.
Poseł podkreśliła, że tak wytworzone produkty powinny trafiać na sklepowe półki.
- Sprzedaż produktów jest możliwa pod warunkiem, że te produkty zostaną dopuszczone do wystawienia na półkach. Dzisiaj, według zasad, które obowiązują, opłacalne jest to jedynie dla dużych firm. Ich produkcja, wykorzystane surowce jednak zdecydowanie odbiegają od tradycyjnych sposobów wytwarzania. Obecnie mali producenci rolni, chcąc wytwarzać lokalną żywność, muszą spełnić te same warunki, co duże firmy, na ogólnych zasadach prawa żywnościowego.
Ich zakład musi być, zgodnie z obowiązującym dziś prawem, wpisany do rejestru zgodnie z przepisami ustawy o bezpieczeństwie żywności i żywienia. Koszt przedsięwzięcia, jak można przypuszczać, jest wysoki, a proces samej rejestracji jest skomplikowany. Tymczasem lokalny potencjał produktów nie jest wykorzystany i marnuje się, a rynek odbiorców lokalnej żywności jest gotowy do jej kupowania, gdyż świadomość jakości lokalnej żywności u konsumenta wzrasta. Czas więc na zmiany i wsparcie dobrej, polskiej żywności.
Komentarze