W tegorocznym jarmarku, nawiązującym do liczącej 250 lat tradycji targów odbywających się w Białymstoku od czasów Jana Klemensa Branickiego, uczestniczyli rękodzielnicy, m.in. wytwórcy grabi, kosisk i łyżek, garncarze, kowale, koronczarki oraz producenci tradycyjnej żywności: serów podpuszczkowych, miodów, wiejskiego pieczywa czy wędlin z Polski, Litwy i Białorusi.

"Jarmark na Jana", odbywający się na placu pod ratuszem, w którym mieści się Muzeum Podlaskie, w tym roku zajął także fragment ulicy Suraskiej.

Jak powiedział PAP koordynator imprezy Wojciech Kowalczuk z Muzeum Podlaskiego, co roku organizatorzy imprezy zagospodarowują kolejny fragment przestrzeni wokół ratusza, licząc na to, że kiedyś w końcu jarmark go otoczy i przywróci należne mu miejsce w centrum miasta.

"Gdy zaczynaliśmy 15 lat temu, wszystkie stoiska zmieściłyby się - na wypadek deszczu - w holu muzeum" - dodał.

Niektórzy obecni na jarmarku przedstawiciele tradycyjnych rzemiosł sprzedają swoje wyroby od przeszło 50 lat. W rodzinie 76- letniego Mieczysława Czarnieckiego spod Białegostoku, handlującego także na niedzielnym jarmarku wyrobami z drewna - grabiami, beczkami i "wszystkim, co zdrowe do żywności", fach bednarza przechodzi od stu lat z pokolenia na pokolenie.

Kowalczuk uważa, że uczestnictwo w jarmarku promuje ludowych twórców, umożliwia nawiązanie kontaktów handlowych i pomaga utrzymać się na rynku.

Jarmark cieszył się ogromnym zainteresowaniem. Najdłuższe kolejki kupujących ustawiały się do stoisk z tradycyjnymi wędlinami litewskimi oraz serami podpuszczkowymi z Korycina.

Białostoczanie oraz przyjezdni turyści i właściciele galerii, którzy coraz liczniej odwiedzają jarmark dzięki ogólnopolskiej akcji promocyjnej muzeum, przeciskali się w tłumie, trzymając w rękach świeżo kupione wiklinowe kosze, kosiska, czy drewniane anioły.

Źródło: PAP