W ciągu pięciu lat w konkursie „Nasze kulinarne dziedzictwo” rywalizowało o najważniejsze trofeum, czyli „Perłę”, około 700 regionalnych produktów żywnościowych. Na jubileuszowe spotkanie, podczas którego wręczano „Perły” tegorocznym laureatom, stawili się wszyscy dotychczasowi zdobywcy tej nagrody. Ich specjały o niepowtarzalnym smaku i aromacie coraz bardziej cenią sobie nie tylko krajowi smakosze, lecz również cudzoziemcy.
Celem konkursu „Nasze kulinarne dziedzictwo” jest poznanie regionalnych produktów żywnościowych, ich promocja, a także przygotowanie producentów do ubiegania się o ochronę nazw i receptur na szczeblu krajowym i unijnym. Konkursowi patronuje miesięcznik „Za miastem”, który jest nowym czasopismem Przedsiębiorstwa Wydawniczego „Rzeczpospolita” SA - wydawcy „Farmera”.
Wytwarzanie, ochrona i promocja żywności wysokiej jakości odgrywają w państwach Unii Europejskiej ważną rolę w rozwoju obszarów wiejskich, bo przysparzają rolnikom dodatkowych dochodów. Za żywność wysokiej jakości uznawane są między innymi produkty wytwarzane w konkretnych regionach lub według starych tradycyjnych metod. Oznaczane są one odpowiednimi znakami, chroniącymi ich nazwy, region wytwarzania lub specyficzny charakter.
Wiele produktów zgłoszonych do konkursu „Nasze kulinarne dziedzictwo” (nie tylko nagrodzonych „Perłą”) też zasługuje na takie ochronne oznakowanie. Ich wytwórcy powinni więc o nie wystąpić, by mieć pewność, że nikt w całej Unii nie podszyje się pod ich markę. Bo jeśli np. Kaszubi zarejestrują na szczeblu unijnym swoje plince (packi ziemniaczane na ostro, polane śmietaną i posypane twarogiem) lub zupę wrek (z brukwi na gęsinie), będą mogli być pewni, że w żadnym europejskim sklepie czy restauracji nikt nie będzie mógł podróbek takich przysmaków sprzedawać. Aby zjeść plince trzeba będzie przyjechać na Kaszuby.
Na dobrej i ciekawej kuchni można nieźle zarobić – mówią laureaci „Pereł”, bo zarówno krajowi jak, i cudzoziemscy turyści nie chcą jeść na Podlasiu czy na Kaszubach potraw śródziemnomorskich czy azjatyckich. Chcą spróbować czegoś lokalnego. - Uwielbiają sery z Wiżajn lub korycińskie – mówią przedstawiciele Grupy Producentów Produktów Lokalnych z gminy Wiżajny i Rutka Tartak. Wcześniej, gdy nikt w Polsce nie mówił o lokalnych smakołykach, sery wytwarzane przez gospodynie w gospodarstwach rolnych trafiały po cichu na bazary, a także na stoły w gospodarstwach agroturystycznych.
Każdy turysta dostawał też taki ser na odjezdne w prezencie. I tak byłoby pewnie dalej, gdyby nie konkurs „Nasze kulinarne dziedzictwo”, na którym producenci z Podlasia zdobyli już trzy „Perły”, a także inne imprezy promujące regionalną kuchnię, organizowane przez lokalne lub wojewódzkie władze. A wójt gminy Korycin promował lokalny, tradycyjny ser nawet na festynie w Brukseli. W Warszawie za koryciński ser trzeba zapłacić dziś co najmniej 28 zł za kilogram. - Produkt regionalny, choć opłacony ciężką pracą, to dobry interes – mówią wytwórcy z Wiżajn i Rutki Tartak. Dwa lata temu zrzeszyli się w 30-osobowa grupę producentów. Wspólnie promują swój produkt i organizują rynki zbytu. Kiedy zaczęli sprzedawać swój podpuszczkowy ser, ustalili jedną stawkę: 12 zł za kilogram sera białego i 13 zł za kg sera dojrzałego. Dziś cena podskoczyła do 15 zł za ser biały i 18 zł za ser wędzony. Że może to być doskonały interes przekonali się na targach we Frankfurcie.
Pojechali tam właściwie tylko na targi pokazowe, a na miejscu okazało się, że po ich ser ustawiają się kolejki, chociaż żądali za niego 20 euro za kilogram. – Z produktu lokalnego da się wyżyć – mówią zdobywcy „Perły” z Wiżajn. – W naszym regionie jeśli rolnik ma 8 krów to za mleko dostanie najwyżej 800 zł miesięcznie, a jeśli przerobi je na ser, to tyle zarobi przez tydzień. Sprzedaż bezpośrednią cenią sobie też producenci mleka w Austrii. Uważają, że gdyby mogli produkowane w gospodarstwie mleko przerabiać i sprzedawać w lokalnych sklepach, unijne dopłaty nie byłyby im potrzebne i mogliby się utrzymać wyłącznie z produkcji rolnej.
Podlasie to nie tylko sery z Wiżajn i korycińskie, ale też kindziuk i ogórki kruszewskie (wszystkie zdobyły „Perły”). Arkadiusz Szymczak, który rok temu otworzył w Warszawie sklep o nazwie „Specjał Wiejski”, dziś ma już cztery takie lokale ze specjałami z całej Polski, wśród których królują właśnie te z Podlasia. Ceny tych przysmaków są znacznie wyższe niż podobnych produktów w supermarketach.
Izabellę Byszewską, redaktor naczelną miesięcznika „Za miastem”, przewodniczącą jury w konkursie „Nasze kulinarne dziedzictwo” cieszy przede wszystkim to, że w każdym regionie Polski udało się przekonać wiele osób, że to, co od lat tam jadano, może być przysmakiem europejskim.
„Perły 2005” zdobyli:
- Kazimierz Cieśla z woj. łódzkiego – za chrzan po staropolsku,
- Sylwester Kowalski, ZPM Ziemięcice, z woj. śląskiego – za krupniok śląski, woj. Śląskie,
- Krystyna Linek z woj. opolskiego – za żymlok,
- Kazimierz Furczoń z woj. małopolskiego – za bundz,
- Stowarzyszenie Producentów Owoców „Dobrysad” z woj. świętokrzyskiego – za suszoną śliwkę szydłowską,
- Zofia Klekocka z woj. lubuskiego – za nalewkę z czarnej porzeczki „Smorodinę”,
- Grupa Producentów Lokalnych z Wiżyn i Rutki Tartak z woj. podlaskiego – za ser dojrzewający,
- Janina Molek z woj. małopolskiego – za fasolę „Piękny Jaś”,
- Krystyna i Jerzy Just z woj. wielkopolskiego – za olej rydzowy,
- Lokalna Organizacja Turystyczna Ziemi Kaliskiej z woj. wielkopolskiego – za andruty kaliskie,
- Grupa Producentów Bydła Mięsnego Łąki Nadbużańskie” z woj. lubelskiego – za udziec królewski,
- Elżbieta Kuczma z woj. zachodniopomorskiego – za ogórek kołobrzeski,
- Helena Pałkowska z woj. kujawsko-pomorskiego – za chleb borowiacki,
- Anna i Mirosław Lech z woj. dolnośląskiego – za nalewkę z aronii,
- Bernadeta Kruszyńska z woj. warmińsko-mazurskiego – za szynkę ciastem okładaną,
- Gabriela Blok z woj. pomorskiego – za „kremowe malene”,
- Towarzystwo Kobiet Krzewienia Kultury Regionalnej w Boguchwale z woj. podkarpackiego – za gomółki z sera,
- Honorata Cieślak z woj. mazowieckiego – za sery podpuszczkowe.
Źródło: "Farmer" 04/2006
Komentarze