- Związki, które do dzisiaj działały, wszystkie ponoszą odpowiedzialność za obecną sytuację, Dzisiaj upominamy się o bardzo szczegółowy audyt wszystkich związków, zrobiony przez firmy zewnętrzne. Dlaczego? Bo nie dalej, jak kilka tygodni temu minister zlecił audyt weterynarii, który kto zrobił? Sama weterynaria. I dzisiaj polscy producenci wieprzowiny, producenci bydła ponoszą konsekwencje tego, że nikt nie rozlicza związków, nikt nie rozlicza służb, które mają działać dla nas. I dlatego dzisiaj jesteśmy przed pałacem, w którym zasiada głowa państwa, ostatnia osoba, która może się upomnieć o obronę naszego polskiego rolnika – takie uzasadnienie protestu wygłosił kierujący AGROunią Michał Kołodziejczak na początku ponad trzygodzinnej manifestacji pod Pałacem Prezydenckim

Bo – jak mówił Kołodziejczak – to ostatnie takie spotkanie z nadzieją na skutek rozmów.

 – My nie straszymy, my się bronimy – mówił. A do tej obrony potrzebna jest jedność wśród rolników. Dotychczas jednak wszyscy zawodzą.

- Od trzydziestu lat jesteśmy oszukiwani - mówił Kołodziejczak. - Przy „okrągłym stole” nie udało się sprzedać polskiego rolnictwa. To co chcecie zrobić? Chcecie zrobić drugi okrągły stół, obojętnie, jak go nazywając. I co chcecie zrobić? Dokończyć handel, sprzedać, co pozostało, oszukać. Czas na debatę, na rozmowę to jest w trakcie kampanii wyborczej, a nie w trakcie rozwiązywania problemów. I dzisiaj nie damy się mamić i nie damy się wciągnąć w jakąś pustą debatę, która ma być przykrywką do nadchodzącej kampanii wyborczej. Żądamy konkretnych działań, żądamy obrony polskiego rynku. Nie może być tak, że do Polski przyjeżdża wszystko zza granicy, a konsument – ogłupiany telewizją publiczną – mówi: mnie to nie dotyczy.

Zdaniem Kołodziejczaka, debaty powinny odbywać się na uczelni. – A nie wtedy, kiedy trzeba rozwiązywać problemy, to wyciąga się te kukły, które doprowadziły do obecnej sytuacji i są za nią odpowiedzialni – i dzisiaj oni chcą zasiadać przy stole i radzić, co dalej robić. Dzisiaj trzeba działać, trzeba zmieniać, a nie debatować. Dlaczego ma być debata? Bo nie ma w polskiej polityce odważnych polityków. Nie ma odwagi, żeby rozmawiać z innymi państwami z odpowiedniej pozycji – mówił Kołodziejczak i dodał, że to wynik tego, że nikt nie ma odwagi, aby podjąć odpowiedzialną decyzję – więc chcą odpowiedzialność zrzucić na tych, których sami opłacają.

A AGROunia jest krytykowana i szkalowana – mówi się na przykład, że chce być partią.

- My nie potrzebujemy partii. To wy macie partię. Pokażcie, że jest skuteczna, bo na razie to pokazujecie, że nic nie możecie, że wolicie finansować tych, którzy odpowiadają, dzisiaj ich wypychacie do przodu. Związki są, niech debatują. Co to za związki dzisiaj są i funkcjonują, które nie utożsamiają się dzisiaj z rolnikami?

Kołodziejczak jest zadowolony z organizacji, którą utworzył.

- Dzisiaj udało się nam zbudować już tak wielką grupę w całym kraju – mówił.

Innym (w szczególności - izbom) nic się nie udaje, choć nie chcą traktować AGROunii poważnie (w szczególności - minister):

- Jak wyglądają rozmowy w ministerstwie to widzicie w telewizji, jak się zachowuje minister: nerwowy, nadpobudliwy, arogancki, chamstwo. I to jemu, a nie polskim rolnikom, wystaje słoma z butów.

I Michał Kołodziejczak dziwi się, że prezydent zgodził się firmować takie rozmowy:

- Panie prezydencie, pan się nie da wciągnąć w taki szemrany biznes, ubabrzą pana swoim dorobkiem doczesnym – zaapelował, dodając, że rolnicy są tu po to, aby przestrzec prezydenta.

- Homoseksualnym rozmowom, prowadzonym w ministerstwie przez dwóch ludzi, którzy nie chcą nic zmienić, mówimy stanowczo: nie! Co to za rozmowa, z której nic nie ma, co to za rozmowa, z której nie ma dzieci? – pytał i zapewniał, pytając:

- Jeżeli sytuacja się nie zmieni, my jesteśmy gotowi do tego agropowstania, które będziemy prowadzić może i metodą partyzancką, ale my je wygramy, prawda?

Jak dodał, organizacji całkowicie oddolnej udało się już zrobić to, czego nie udało się dotąd zrobić nikomu.

Podczas demonstracji głos zabierali przedstawiciele różnych gałęzi rolnictwa – jak zgodnie mówili, zarówno hodowcy świń, bydła czy drobiu, jak i producenci zbóż, owoców i warzyw mają jednakowe problemy, wynikające z niezapewnienia polskim rolnikom właściwego miejsca na rynku i braku ochrony polskich produktów. Przywozi się gorszej jakości produkty zza granicy, a polski rolnik ma być tylko wyrobnikiem.

Więcej wypowiedzi – jutro.

Rolnicy przynieśli pod Pałac Prezydencki nieco akcesoriów: kukłę wariata – ma być symbolem tego, do czego doprowadzany jest polski rolnik, który stara się, ale jest bezradny i widzi, że ma przeciwko sobie wszystkich; trumnę – jako symbol sytuacji rolnictwa; dwa gołębie - na dowód przyjaznych zamiarów i koszyk z domowymi wyrobami.  

Do protestujących rolników nie wyszedł nikt z Kancelarii Prezydenta (sam prezydent był podobno nieobecny), a rolnicza delegacja udała się do pałacu na rozmowy w sposób zgoła niepostrzeżony – i nawet bez informacji, czy, z czym i po co tam idzie. Na powrót jej czekano długo – po dwóch godzinach Michał Kołodziejczak był nawet zdecydowany kończyć spotkanie, nie czekając na powrót wysłanników. Wreszcie - po trzeciej godzinie demonstracji i po naradzie koordynatorów z powracającą delegacją, odbytej za sceną - postanowiono: na rozmowy do ministerstwa uda się obserwator AGROunii.

- Zobaczcie, co można zrobić w pojedynkę – mówił Kołodziejczak na zakończenie protestu pod Pałacem Prezydenckim. - Tutaj pan Włodek w pojedynkę stoi pod Pałacem Prezydenckim od grudnia. I to jest walka w pojedynkę – nawet nikt na niego nie zwraca uwagi. Musi być siła, energia i wiara w to, że można.

O tym, że trzeba jeszcze umieć – nie mówił, ale zadeklarował:

- Jeżeli będzie trzeba, poprowadzimy... ja osobiście poprowadzę nasze wspólne legiony chłopskie do walki o to, żeby było normalnie. Zrobimy to razem!