Z jednej strony zrozumiała jest konieczność odniesienia się inspekcji oraz ministerstwa do materiałów prezentowanych przez Marcina Bustowskiego. Jego filmy w krótkim czasie doczekały się ponad miliona odsłon w mediach społecznościowych, nadal są udostępniane przez matki w grupach społecznościowych dotyczących wychowania, żywienia dzieci. Na bazie tych materiałów prowadzą długie dyskusje, w temacie obawy o zdrowie swoich dzieci. I trudno się dziwić, skoro Marcin Bustowski w swoich publikacjach wytacza najcięższe argumenty, mówiąc, że przykładowo spożywanie mięsa dostępnego w marketach, to zwykłe trucie konsumentów, trucie dzieci, które z tego powodu zapadają na choroby nowotworowe.
Z drugiej strony, eksperci w randze ministrów, zwołani na konferencję, by skomentować „badania żywności” przeprowadzane na biurku Marcina Bustowskiego komercyjnym miernikiem, wyłącznie nobilitują te doświadczenia.
Kto choć raz był w laboratorium zajmującym się analizą żywności, zdaje sobie sprawę z tego, że tego typu próby nijak mają się do metodyki oceny żywności, metodyki przygotowania próby, powtórek analiz, otrzymania wyników i ich interpretacji.
Warto zauważyć, że w materiałach wideo Bustowski przeprowadza m.in. badanie mięsa na blacie swojego biurka, co raz wkłuwając aparat w produkt, przecierając igłę szmatką, dodając do tego od razu komentarz na temat szkodliwości sprawdzanych towarów ze względu na bardzo wysoki poziom zawartości azotanów w danych produktach.
Byłoby naprawdę wspaniale, gdybyśmy mogli szybko i tanio przetestować produkt i zweryfikować zawartość azotanów, azotynów za pomocą jednego, przenośnego i kompaktowego urządzenia. Jednak, czy w 100 proc. można zaufać badaniom Marcina Bustowskiego?
Gdy przyjrzymy się specyfikacji urządzenia, które jest we wspomnianych filmach kluczowe, to zobaczymy, że sam producent pozostawia pewne luki, chociażby poprzez umieszczenie uwagi: „Nie zalecamy mierzenia zawartości azotanów w płynach, produktach przetworzonych, czy innych nie będących dostępnymi w menu urządzenia”.
Na podstawie tych informacji Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego – Polski Zakład Higieny ocenia, że - nie można badać tym urządzeniem zawartości azotanów w produktach przetworzonych, takich jak kiełbasy, parówki itp., ponieważ otrzymane dane mogą być nieprawidłowe. Zastosowanie testera do badania ww. produktów jest zastosowaniem sprzecznym z instrukcją producenta, a wyniki zawartości azotanów w ww. produktach uzyskane za pomocą tego urządzenia należy uznać za niewiarygodne.
Warto też dodać, że polski dystrybutor urządzenia, przedstawia wyniki badań, przeprowadzonych w akredytowanym laboratorium na terenie Polski, które mają potwierdzać dokładność urządzenia. Wśród ocenianych w laboratorium produktów znajdują się wyłącznie warzywa i owoce. Nie były oceniane ani surowe mięso, ani wędliny.
Raport NIK może niepokoić
Tak jak badania Marcina Bustowskiego można szybko podważyć, tak ostatni raportu Najwyższej Izby Kontroli, dotyczący nadzoru nad stosowaniem dodatków do żywności, w tym również azotanów, już nie tak łatwo.
Dokument został opublikowany w styczniu bieżącego roku, kontrola nadzoru obejmowała lata 2016–2018 (I kwartał). Jak wyjaśniał pod koniec lipca br., podczas Sejmowej Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi Przemysław Szewczyk dyrektor łódzkiej delegatury NIK, która przygotowała raport- kontrola NIK wykazała szereg wad funkcjonującego systemu nadzoru nad stosowaniem dodatków do żywności, w skrócie: rozproszenie i nakładanie się kompetencji poszczególnych inspekcji, nieefektywną współpracę, przywiązywanie szczególnej wagi do kontroli jakości handlowej, przy relatywnie mniejszym znaczeniu badań jakości zdrowotnej żywności, brak w obowiązującym stanie prawnym ustawowej definicji jakości zdrowotnej.
Dyrektor łódzkiej NIK wspominał też o ograniczonej możliwości analitycznej laboratoriów, chociażby Inspekcji Sanitarnej, tzn. laboratoria mogły wykonać badania w stosunku do ok. 65 substancji dodatkowych limitowanych na ponad 200 dozwolonych.
Wracając do raportu NIK, w opracowaniu ujęto również badanie, w którym zaprojektowano też hipotetyczną jednodniową dietę składającą się z pięciu posiłków. Z czego obiad, zupa i drugie danie miałyby być przygotowane samodzielnie w domu, z nieprzetworzonych produktów.
W efekcie ustalono, że w przygotowanych z tych produktów posiłkach, konsument spożyłby w ciągu jednego dnia 85 substancji dodatkowych. Z monitoringu spożycia i stosowania dodatków do żywności wynikało, że najbardziej narażone na przekroczenie akceptowanego dziennego pobrania dodatków z dietą były dzieci, głównie w wieku do 10 lat. Narażenie populacji polskiej na azotyny u znacznej części badanych przekraczało 100% ADI (dopuszczalne dzienne spożycie). Głównie u najmłodszych dzieci – 160,8% ADI i mężczyzn w wieku 18–74 lata – 121,8% ADI. U 5% populacji narażenie na azotyny mieściło się w granicach od 183% u kobiet w wieku powyżej 75 lat do aż 562% u dzieci w wieku 1–3 lat.
EFSA weryfikuje swoje normy
NIK przywołuje również zmieniające się podejście Europejskiego Urzędu Bezpieczeństwa ds. Żywości (EFSA) w zakresie dopuszczenia i poziomów stosowania dodatków do żywności. Wszystkie substancje dodatkowe, dopuszczone do żywności przed 2009 r., są ponownie oceniane przez EFSA pod kątem ich bezpieczeństwa dla ludzi.
Zakończenie programu jest planowane w 2020 r. Jednak już teraz, jeszcze przed jego zakończeniem, EFSA zmieniła część zaleceń odnośnie dopuszczenia tych substancji do stosowania oraz ich dawek. - W wyniku tej oceny wycofano dopuszczone E128 do nadawania barwy mięsa. Ograniczono E104 zabroniony w USA i w Japonii E110 zabroniony w Norwegii i E124 zabroniony w USA i w Norwegii. Po dokonanej ponownie ocenie obniżono akceptowalne dzienne spożycie 20 krotnie dla E104. Wycofano też użycie tych barwników do niektórych produktów: pieczywa wyrobów ciastkarskich lodów dżemów galaretek przekąsek typu snack – wyliczał dyrektor łódzkiej delegatury NIK.
Jednocześnie jako przykład dobrego postępowania w zakresie ograniczania stosowani dodatków do żywności, NIK podaje przykład Danii, gdzie wprowadzono bardziej restrykcyjne przepisy w zakresie dodatków do żywności, niż te obowiązujące na terenie UE. Okazuje się, że można ograniczyć stosowanie dodatków do żywności, ponieważ w całej UE obowiązują jednakowe przepisy ale są wyjątki - Dania, która ogranicza na swoim terenie użycie dodatków w produktach spożywczych.
- Państwo to wprowadziło bardziej restrykcyjne przepisy od tych obowiązujących w UE i wobec wielu produktów mięsnych dopuszczalny poziom azotynów wynosi w Danii 60 mg/kg w Polsce 100 mg/kg. W pasztetach i pulpetach ich dodawanie jest całkowicie zabronione. W Polsce brakuje zindywidualizowanego podejścia do problematyki dodatków do żywności, w porównaniu ze standardową regulacją unijną tak jak stało się to w przypadku Danii - mówił Przemysław Szewczyk.
Poważnym problemem jest żywność wysoce przetworzona
Do omawianego raportu, w trakcie sejmowej komisji rolnictwa odniósł się Grzegorz Hudzik, Zastępca Głównego Inspektora Sanitarnego. Mówiąc, że - wszystko to, co znajduje się w obrocie handlowym i podstawa prawa żywnościowego stanowi, że żywność znajdująca się w obrocie musi być bezpieczna dla zdrowia i życia człowieka. Odpowiedzialność za jej bezpieczeństwo ponosi przedsiębiorca, który tę żywność produkuje.
Zastępca GIS przywołał stanowisko EFSA, mówiąc - żywność dzisiaj jest bezpieczna, niestety wysoce przetworzona. Z rozmów z przedstawicielami przemysłu wynika, że istnieje możliwość reformulacji produkcji poszczególnych towarów i żywności, jednak musi być akceptowalność przez konsumentów. Przykładem może być odstąpienie w kiełbasach i parówkach od naturalnych konserwantów, niestety wtedy mięso oferowane w tych wyrobach przyjmowało szary, nieatrakcyjny kolor. Nikt tego nie kupował, to kwestia edukacji, zrozumienia, że to jest zdrowe.
Wskazany w raporcie NIK brak zainteresowania inspekcji, interakcjami pomiędzy dodatkami do żywności a składnikami żywności, czy przyjmowanymi lekami przez konsumentów i końcowym wpływem na zdrowie człowieka, Hudzik podsumował jako innowacyjny pomysł, bardzo ciekawy natomiast kierowany do instytutów naukowo-badawczych, które określone badania mogą przeprowadzić, a nie inspekcje. - To zadanie dla instytutów, tak jak EFSA kreuje politykę bezpieczeństwa, a zalecenia to nie jest sztywny kanon i w trakcie badań zmieniają się te parametry, czy dopuszczalne dzienne pobranie.
Zastępca GIS odniósł się również do zbadania przyjęcia dodatków do żywności w modelowej diecie opracowanej przez NIK. – Założenia, które państwo przyjęliście analizując poszczególne substancje dodatkowe w tej żywności, to metodologie dopasowaliście państwo do własnych potrzeb, ona z założenia jest nieco błędna, próbowaliśmy państwu wskazywać na te błędy, korzystając z Instytutu Żywności i Żywienia, Państwowego Zakładu Higieny. Państwo nie przyjęliście tego na etapie przyjmowania pierwotnych wniosków i uwag zgłoszonych do tego raportu końcowego.
W dyskusji, prof. Jacek Postupolski z Narodowego Instytut Zdrowia Publicznego – PZH zauważył, że rzeczą niezwykle istotną, która w Polsce jest zaniedbana, a wpływa na ocenę zdrowia Polaków, to badania dotyczące spożycia żywności. – Jest to coś, co w Polsce nie jest robione, a jest dla nas bardzo ważne, żeby oceniać rzetelnie wszystkie ryzyka związane z bezpieczeństwem żywności. Musimy mieć jak najdokładniejsze dane, bez tych danych nie jesteśmy w stanie pracować, a obecnie dysponujemy danymi sprzed ok. 18 lat.
W zakresie przeprowadzonego doświadczenia NIK w zakresie przykładowej diety i spożycia wraz z nią dodatków do żywności, ocenił, że - pewne metodologie przyjęte tam zakładają najgorszy możliwy scenariusz, on nie potwierdza się w rzeczywistych badaniach. To były wyliczenia teoretyczne. Rzeczywiste badania nie potwierdzają tak wysokiego spożycia w przypadku azotanów. W naszej ocenie te poziomy są niższe, są bezpieczne.
Profesor NIZP-PZH, podkreślił na koniec bardzo ważne zagadnienie, które często umyka w rozmowach na temat jakości żywności i jej bezpieczeństwa zdrowotnego, czyli zachowanie zasad właściwego żywienia - Nie mieszajmy dwóch rzeczy bezpieczeństwa żywności, a właściwego żywienia. Tego zabrakło w raporcie NIK-u do czego nie można stosować substancji dodatkowych, mianowicie owoce, warzywa, jajka, surowe mięso, mleko, jogurty, ryby. Podstawą naszej diety powinny być jak najmniej przetworzone produkty, niestety w takich czasach żyjemy. Nadmiernie przetworzone produkty mięsne sprzyjają rozwojowi chorób nowotworowych, szkodzi tłuszcz, cukry proste, sól. Starajmy się żywić jak najprościej, jak najlepiej i te problemy nie będą nas dotykały – podsumował prof. Postupolski.
Nie doczekaliśmy się Państwowej Inspekcji Bezpieczeństwa Żywności
Wśród wielu argumentów i spostrzeżeń padających w trakcie sejmowej komisji, także wniosków raportu NIK pojawiała się konieczność utworzenia jednolitej, wyspecjalizowanej służby bezpieczeństwa żywności. Kompetentnej do dokonywania oceny z punktu widzenia każdego elementu jakości produktu przeznaczonego do spożycia. - Wiemy, że w 2016 powstał projekt ustawy tworzący agencje bezpieczeństwa żywności, rzeczywiście pozwalałoby to na skoncentrowanie kompetencji w jednej profesjonalnej agencji – oceniali eksperci NIK.
Posłanka Dorota Niedziela skomentowała, też, że prace nad ujednoliceniem inspekcji zajmujących się nadzorem nad żywnością, trwają już od ponad 15 lat. - Po ostatnich próbach, projekt został zamrożony, nie będzie realizowany. Inspekcje sanitarna i weterynaryjna podpisały porozumienia ale jasno wynika, zalecane jest utworzenie jednolitego urzędu, który będzie się tym zajmował i który będzie nadzorował i monitorował proces produkcji, każdy element substancji przeznaczonych do spożycia. Agencji podległej premierowi, ze swoim budżetem, niezależnej od wpływu konsumentów i producentów, tzw. policja żywnościowa.
Komentarze