• Zła zaczęło być na tyle dużo, że rolnicy nie zamierzali już tego dłużej tolerować. Tym złem okazała się dezinformacja i niekompetencja rządzących wobec importu zbóż z Ukrainy. 
  • Rolnicy protestowali, alarmowali, ale nikt ich nie słuchał. Ich słowa, które przeradzały się prośby kierowane ku rządowi premiera Morawieckiego pozostawały bez odzewu. 
  • Czara goryczy przelała się. Rolnicy wiedzą jak jest. Oni także mają prawo do wyrażenia swoich emocji. 

Największy żal mają do ministra rolnictwa, który zaraz po żniwach wykazał się nadgorliwością i wygłosił kilka nośnych haseł.

Po pierwsze – nie sprzedawajcie zboża, bo zdrożeje. Po drugie – kupujcie nawozy, bo ich nie będzie. Plus kilka słów, które pięknie brzmiały z mównicy, ale nie znalazły pokrycia w rzeczywistości.

Stracili właściwie wszyscy

Jak się ministrowe wieszczenie przyszłości skończyło, wszyscy wiemy. Ceny zbóż poleciały w dół, a nawozy nie dość, że są dostępne, to jeszcze za połowę ceny. Za późno. Stracili wszyscy. I rolnicy, którzy przetrzymali zboże, i ci, którzy jak zwykle zabezpieczali się w nawozy wcześniej, a nie na ostatnią chwilę. Ale straciły też skupy, które zaopatrzyły się w drogie zboże i nie mogą go wyeksportować, a także składy nawozów, które zrobiły potężne zapasy w horrendalnych cenach. Kto z kim się układał? Kto z kogo chciał zedrzeć skórę? Sytuację dodatkowo skomplikowało zniesienie ceł na import ukraińskiego zboża, które w efekcie zalało polski rynek i niemal wyparło polski produkt z rynku.

Trudno w tej wyliczance znaleźć kogoś, kto byłby zadowolony. Rolnicy liczą starty i psioczą, a szef resortu rolnictwa zapewne pluje sobie w brodę, ze nie trzymał języka na wodzy.

Teraz ma za swoje. Bo rolnicy stracili już cierpliwość i przestali się zadawalać mdłymi gadkami i obiecywaniem złotych gór. Żądają konkretów, a stworzenie systemowych rozwiązań przychodzi ministerstwu znacznie gorzej od wygłaszania kolejnych obietnic i sypania srebrnikami. 

- To nie musiało się tak skończyć, nie musiało do tego dojść – mówił do ministra Kowalczyka Michał Kołodziejczak, lider Agrounii zaraz po tym jak w kierunku szefa resortu poleciały jajka. 

W wielu rzeczach można się z Kołodziejczakiem nie zgadzać, ale tu miał rację. Nie musiało do tego dojść. Ale doszło. I teraz Henryk Kowalczyk trzyma w rękach tykającą bombę, którą bardzo chciałby rozbroić. Tylko nie do końca wie jak.

Trudno się dziwić, że nie w smak mu oglądanie się za siebie przy okazji każdego wystąpienia. A nuż zza pleców dobiegnie go dźwięk gwizdka, lub dosięgnie karząca ręka (jajko?) sprawiedliwości? A może znów przyjdzie mu słuchać skandowanego przez setki osób "judasze"?

Sami przyznacie, nic przyjemnego. Do ministra jednak chyba dopiero teraz dotarło, że nieprzyjemnie jest też rolnikom. Więcej. Do ministra dotarło, że jeśli rolnicy nie dostaną systemowych rozwiązań jeszcze mniej przyjemnie będzie jemu samemu. Bo jak mówił lider "Oszukanej Wsi" rolnicy zadbają, aby poziom adrenaliny ministra utrzymywał się na odpowiednim, wysokim, poziomie.

Jak rozbroić bombę?

Wszystkie tęgie głowy w ministerstwie i partii myślały, myślały i wymyśliły. Trzeba wyeksportować zboże, które zalega w magazynach – uradzili odkrywczo. Tylko nadal nikt nie wie jak tego dokonać. Wcześniej te same tęgie głowy wstrzymywały import technicznego ziarna i plombowały wagony. Co z tego wynikało? Dezinformacja. Więc te tęgie głowy postanowiły teraz zorganizować wspólne obrady wszystkich zainteresowanych. Swoisty „okrągły stół”. Stawka jest wysoka, bo tak jak w 1989 roku szło o wolność, tak teraz idzie o bezpieczeństwo żywnościowe. A może nawet o bezpieczeństwo partii rządzącej. Niepotrzebne skreślić.

Kto więc miałby zasiąść do rozbrajania bomby, którą minister rolnictwa rzuca na ten okrągły stół? Ano niemal wszyscy. Firmy eksportowe, Krajowa Grupa Spożywcza (ciekawe po co, kupowała zboże z Ukrainy, magazynowała?), wszystkie organizacje rolnicze, a także resort infrastruktury. To już nie koło, a wielokąt. Zagranie celowe, Polacy to kłótny naród, więc i przy stole bez kantów się pokłóci. 

Wszystkie dobre podpowiedzi są ważne. I też ważne, byśmy nie wymyślili czegoś, co nie będzie akceptowane przez którąkolwiek ze stron - podkreślił Kowalczyk.

Rolnicy wątpią w skuteczność tych działań. Mówią o ich fasadowości. Ale mówią też, że do stołu usiądą. Przynajmniej niektórzy. Okazuje się bowiem, że ten wielokąt ma także kąty rozwarte. Wolne miejsca przy stole zostaną zapewne dla działaczy Agrounii, której lider w ciepłych słowach odniósł się do tego pomysłu.

My ze zdrajcami, oszustami i złodziejami nie rozmawiamy. Premier Kowalczyk jest oszustem i jego decyzje przyczyniły się do obniżenia dochodu polskich rolników. Jest to cynik, który kłamie i oszukuje. My z takim człowiekiem nie rozmawiamy. I nie będziemy rozmawiać. My takim ludziom możemy stawiać warunki. Ma wrócić cło na zboże z Ukrainy. I koniec. Ma być wprowadzona kaucja na zboże, które jedzie tranzytowo przez Polskę. Jedyne co zrobiło okrągłego PiS to wykopali nam okrągły grób - powiedział.

Bomba tyka coraz głośniej. Bo nawet jeśli do stołu usiądzie kilka związków rolniczych (a nie kilkadziesiąt) to na dyskusje był już czas. W dodatku te organizacje, które zdecydują się spotkać się z ministrem też nie są optymistycznie nastawione. W rozmowach z przedstawicielami rolników pobrzmiewa rezygnacja.

Mieliśmy się spotkać z premierem Kowalczykiem w tym tygodniu, ale po protestach w Kielcach i Jasionce odwołał te spotkania – mówi gorzko Adrian Wawrzyniak z NSZZ RI Solidarność. – Do stołu usiądziemy, ale nie obiecujemy sobie zbyt wiele – dodaje.

Czy wicepremier stracił już swoją szanse na spokojną rozmowę? Być może stał się na tyle niewiarygodny, że rolnikom zwyczajnie szkoda czasu na kolejne nic nie wnoszące spotkania. Czy czas rozmów już się skończył?

Nadal nie wiecie, czego my chcemy? – bulwersowali się rolnicy podczas targów w Kielcach. – Mówimy o tym od kilku miesięcy, a wy nadal nie wiecie? Wy pytacie nas czego my chcemy? 

Bezsilność rolników zderza się ze ścianą ignorancji ze strony polityków partii rządzącej. Nie wierzę, że minister rolnictwa nie chciał z nimi wcześniej rozmawiać. Czy polityczna machina tak mu kazała? Było się jej nie słuchać! Czy pan Kowalczyk przypłaci to swoim urzędem?

Wszystkie działania, które dotychczas prowadziła partia rządząca wobec importu zbóż z Ukrainy i sytuacji ekonomicznej naszych rolników nieuchronnie prowadziły do chwili w której się znajdujemy. Do twardego zderzenia rządu z producentami. Nie wczuwano się w ich sytuację, typowym działanie było branie ich na przeczekanie. 

Czy teraz przyjdzie za to zapłacić? I kto zapłaci najwyższą stawkę? Minister, rolnicy, czy my wszyscy jako konsumenci?