Protest przyniósł zamierzony przez rolników efekt - o ich problemach zrobiło się głośno. Teraz jednak, wszystko wskazuje na to, że przyjdzie im odpowiedzieć za zachowanie na targach. Policja podjęła czynności sprawdzające. Przypomnijmy, co doprowadziło do tej sytuacji.
Rolnicy nie godzą się na ukraińskie zboża na polskim rynku
Gospodarze skupieni przy Stowarzyszeniu Oszukana Wieś i Zamojskim Towarzystwie Rolniczym od kilku tygodni protestują przeciwko polityce rolnej rządu, która dopuszcza niekontrolowany napływ zboża zza wschodniej granicy. Miliony ton ukraińskiego zboża, rzepaku i kukurydzy doprowadziły do zapaści na polskim rynku. Dodatkowym gwoździem do trumny okazały się być spadające na światowych rynkach ceny zbóż.
Rolnicy czują się oszukani. Zarzucają rządowi, że zderza ich rodzinne gospodarstwa, obwarowane wieloma unijnymi przepisami, z wielkimi konsorcjami rolnymi zza wschodniej granicy, których nie obowiązują żadne zasady uprawy. Jak przekonują, to nie pozwala im w żaden sposób być konkurencyjnym. Zbliżają się kolejne żniwa, ceny zbóż lecą na łeb na szyję, a na dodatek nikt nie chce ich kupować. Magazyny są pełne, eksport właściwie stoi.
Nasze problemy nie zniknęły!
Po kilku protestach na granicach przyszedł czas na eskalację niezadowolenia. Doszło do niej podczas targów rolniczych w Kielcach, kiedy to grupa około pięciuset rolników, ubrana w żółte kamizelki wygwizdała ministra rolnictwa.
Chcieliśmy przypomnieć ministrowi, że nasze problemy nie zniknęły, że mamy dosyć nic nie wnoszących rozmów i żądamy konkretnych rozwiązań, bo polska wieś upada. Fasadowe decyzje niczego nie zmieniły – mówił Wiesław Gryn, jeden z organizatorów protestu.
Minister nie stanął jednak przed rolnikami. Ratował się ucieczką w asyście ochroniarzy. Nie odważył się wyjść do krzyczącego tłumu i spojrzeć im w twarze. Przed drzwi biura targów wyszli jego przedstawiciele, którzy zaprosili pięciu delegatów do rozmów z ministrem. Rolnicy odrzucili jednak ich propozycję.
Dość rozmów o niczym! Żądamy konkretów – krzyczeli.
Jak mówi Gryn ich celem nie jest robienie awantur, gdyby ochroniarze nie zaczęli odpychać rolników, którzy zaczęli zadawać pytania ministrowi nikt by się nie przepychał. Tymczasem minister odwrócił się plecami i uciekł bocznym wejściem. Skandujący tłum odprowadził go do samych drzwi budynku, w którym znalazł schronienie.
Judasze! Złodzieje! Spiep**** dziadu! - krzyczeli protestujący.
Rolnicy próbowali zadać ministrowi pytania również podczas konferencji, która po południu odbywała się na targach. Wtedy jednak zostali wyprowadzeni przez ochronę. W budynku został zatrzymany jeden z protestujących. Doprowadziło to do przepychanek pod wejściem. Rolnicy żądali wypuszczenia kolegi.
Należy podkreślić, że za bezpieczeństwo podczas tego typu wydarzeń odpowiada ich organizator, a interwencja Policji może być podjęta na wyraźne wezwanie kierownika ochrony obiektu. Podczas piątkowego incydentu sytuacja została opanowana przez funkcjonariuszy SOP oraz pracowników ochrony. Policjanci nie dokonywali żadnych zatrzymań osób – zaznaczył w rozmowie z Farmerem podinsp. Kamil Tokarski,
rzecznik prasowy Komendanta Wojewódzkiego Policji w Kielcach.
Pod drzwiami centrum prasowego kieleckich targów rolnicy wdali się w dyskusję z ochroniarzami. Choć dyskusja to duże słowo. Był to raczej monolog. Gorzki i smutny.
My was karminy. My karmimy ten kraj, ale już nie długo, bo upadniemy. Przywieźliśmy tu dzieci, my nie przyjechaliśmy walczyć. Ale wszyscy musza zrozumieć, że to nie tylko nasz problem. Nas wykończą ekonomicznie. Całe społeczeństwo zdrowotnie, bo ten syf, który przychodzi zza wschodniej granicy trafia na wasze stoły - mówili łamiącymi się głosami gospodarze.
Powrót z targów w policyjnej eskorcie
Emocje podczas protestu sięgały zenitu. Były nerwy i łzy bezsilności. Jak się okazało równie emocjonująca dla rolników była droga do domu. Autokary, którymi przyjechali zostały odprowadzone w policyjnej eskorcie kilkadziesiąt kilometrów za Kielce. Na jednym z parkingów zostały zatrzymane, a ich pasażerowie zostali wyprowadzeni z pojazdów, nagrani i spisani.
Wszelkie czynności dotyczące incydentu do jakiego doszło podczas targów wykonywane były w związku ze zgłoszeniem i wskazaniem przez pracowników ochrony autokarów, w których mogą przebywać świadkowie zdarzenia oraz ewentualni sprawcy - mówi rzecznik kieleckiej policji.
Policja zapewnia, że eskortowanie autokarów poza miasto było konieczne ze względów bezpieczeństwa.
Z uwagi na bezpieczeństwo i liczebność – legitymowanie ponad 100 osób, zostało przeprowadzone podczas kontroli poza Kielcami. Podczas czynności jedna z osób źle się poczuła. Policjanci udzielili mężczyźnie pierwszej pomocy i wezwali na miejsce załogę pogotowia ratunkowego. Należy przy tym zaznaczyć, że legitymowanie wynika z Ustawy o Policji i stanowi jedno z podstawowych uprawnień funkcjonariuszy. Obecnie trwają ustalenia dokładnych okoliczności i przebiegu incydentu. Zebrany materiał zostanie poddany analizie prawno-karnej - dodaje Tokarski.
Póki co wszyscy wylegitymowali rolnicy zostali spisani jaki świadkowie zdarzenia. Czy i w jakim charakterze będą pociągnięci do odpowiedzialności? Z jakiego artykułu? Na to pytanie policja nie udzieliła odpowiedzi.
My się nie boimy. Nie mamy innego wyjścia i musimy podejmować zdecydowane działania, bo inaczej nasze gospodarstwa po prostu padną. Sytuacja jest tragiczna - dodaje Gryn.
Komentarze