Tak gorącego i suchego lata nie było w Południowej Afryce od ponad stu lat. W styczniu w położonym na wysokości prawie dwóch tysięcy metrów Johannesburgu zanotowano rekordowe 38 stopni C. Rekord upałów został pobity również w leżącej po sąsiedzku stołecznej Pretorii - 42,5 st. Poprzednie rekordowe temperatury zanotowano w 2015 r. (rok 2014 też niewiele mu pod tym względem ustępował), uznanym za najgorętszy i najsuchszy od klęski suszy z 1904 r. i czasów Wielkiego Kryzysu z lat 30. Tegoroczne lato jest nie tylko rekordowo upalne, ale i suche. Skwar i brak deszczów sprawiły, że władze Johannesburga i innych wielkich miast wprowadziły reglamentację wody i wezwały zamożniejszych mieszkańców, by powstrzymali się przed podlewaniem trawników i wymienianiem wody w basenach.
W miastach upalne lato powoduje dokuczliwe niewygody, za to na wsi oznacza katastrofę. Poziom wody w sztucznych zalewach stworzonych na potrzeby elektrowni wodnych i irygacji spadł o dwie trzecie, wyschły rzeki i strumienie, a słońce spaliło na popiół pastwiska i pola uprawne. W sześciu z dziewięciu prowincji kraju władze ogłosiły stan klęski żywiołowej. Najgorsza sytuacja panuje w zachodnich prowincjach, będących rolniczym zagłębiem kraju, a także najludniejszej prowincji KwaZulu-Natal na wschodzie.
Klęska suszy sprawiła, że Południowa Afryka, największy producent i eksporter żywności i zbóż w Afryce, już w tym roku będzie musiała na własne potrzeby sprowadzić 5-6 mln ton kukurydzy (z powodu suszy tegoroczne zbiory spadły o jedną trzecią). Co gorsza, utrzymująca się susza (meteorolodzy zapowiadają, że utrzyma się do jesieni, zaczynającej się na południowej półkuli w kwietniu-maju) sprawia, że nie obsiano ani nie obsadzono pól i w przyszłym roku zbiory mogą być jeszcze gorsze.
Susza wypaliła plantacje kukurydzy i owoców cytrusowych (RPA jest ich drugim na świecie eksporterem), ale także pastwiska. Niedostatek paszy i wody dla zwierząt hodowlanych jest tak wielki, że władze wezwały hodowców do wybijania lub sprzedaży stad. Większa podaż bydła i owiec na rynku spowodowała, że ich ceny spadły prawie o połowę, co jeszcze bardziej bije farmerów po kieszeni. Rząd dostarczał paszy pomniejszym farmerom (znaczną część wśród nich stanowią czarni), ale dopiero w styczniu minister rolnictwa Senzeni Zokwana zapowiedział, że rząd pomoże także wielkim farmom przemysłowym, których właścicielami są głównie biali i które stanowią podstawę południowoafrykańskiego rolnictwa. Zdaniem wielu farmerów na pomoc jest już za późno.
Tańsza - przez jakiś czas - wołowina czy baranina nie zrekompensuje mieszkańcom RPA nieuniknionego wzrostu cen żywności, który dotknie zwłaszcza czarną biedotę, która coraz głośniej zaczyna narzekać, że obalenie w 1994 r. apartheidu i przejęcie władzy w RPA przez Afrykański Kongres Narodowy (ANC) w niczym - poza wolnością polityczną - nie poprawiło jej losu.
Ubodzy czarni z wielkomiejskich przedmieść i wiosek pozostają najważniejszą bazą polityczną ANC, którego notowania z każdymi kolejnymi wyborami powoli maleją (choć wciąż zdobywa ok. dwóch trzecich głosów). ANC lepiej sobie radzi w wyborach krajowych, kiedy może się powoływać na dawne zasługi w walce z apartheidem i Mandelę. Znacznie gorzej mu idzie w wyborach samorządowych, kiedy rozliczany jest z nieudolnych rządów, korupcji i pychy.
Najbliższe wybory samorządowe odbędą się jesienią (południowoafrykańską wiosną), a klęska suszy, kłopoty farmerów i drożyzna w sklepach to tylko niektóre problemy, za które winę zniecierpliwieni wyborcy mogą zechcieć zrzucić na ANC. Coraz bardziej niepokojący jest stan całej południowoafrykańskiej gospodarki, od lat ostatkiem sił broniącej się przed recesją, której początek ekonomiści ogłaszają zwykle po dwóch kolejnych kwartałach spadku gospodarczego. W trzecim kwartale 2015 r. gospodarka RPA zanotowała spadek o 1,7 proc., ale w czwartym wzrosła o 0,7 proc. Ekonomiści przewidują, że w 2016 r. RPA nie uda się już uniknąć recesji. Minister finansów Pravin Gordhan zapowiada jednak półtoraprocentowy wzrost.
Grudniowy awans Gordhana na ministra finansów ustrzegł RPA przed chaosem, spowodowanym przez kadrową burzę wywołaną przez prezydenta Jacoba Zumę. W grudniu niespodziewanie zwolnił on szanowanego ministra finansów Nhlanhlę Nene i zastąpił go nikomu nieznanym Davidem van Rooyenem. Zagraniczni inwestorzy uznali to za nominację polityczną, zwiększającą władzę Zumy, uważanego za polityka niekompetentnego i podatnego na korupcję. Południowoafrykańska waluta - rand -poleciała w dół, osiągając rekordowo niski poziom - za jednego dolara trzeba było płacić aż 18 randów. Przestraszony Zuma odwołał swojego faworyta i na trzeciego w ciągu tygodnia ministra finansów wyznaczył Gordhana.
Poza suszą i fatalnymi rządami Zumy południowoafrykańską gospodarkę dobija światowy kryzys gospodarczy, a zwłaszcza kłopoty Chin, jednego z najważniejszych partnerów RPA. Gospodarcze i polityczne widoki Południowej Afryki w tym roku nie są zbyt różowe. Ekonomiści prognozują podwyżki cen żywności nawet o 20 proc., wzrost inflacji (do ponad 5 proc.) i bezrobocia i tak sięgającego już ponad 25 proc., wzrost nierówności między bogatymi i biednymi, a także między białymi i czarnymi, co może przyczynić się do nasilenia konfliktów rasowych. Pesymistyczne nastroje pogarsza tylko perspektywa, że panujący od 2009 r. prezydent Zuma (w 2014 r. wygrał reelekcję na kolejną pięciolatkę) będzie rządził do 2019 r. i raczej nie ugnie się przed coraz częstszymi żądaniami (także jego własnych towarzyszy z ANC), by dobrowolnie podał się do dymisji.
Komentarze