Edward Kosmal-  to rolnik, który jest znany jako obrońca polskiej ziemi. Przez kilka lat stał na czele protestu zachodniopomorskich rolników. Ich starania przyniosły efekt, bo przepisy dotyczące obrotu ziemi w końcu zostały uszczelnione. Problem w tym, że kilkunastu rolników znanych z protestów popadło w konflikt z prawem. Zarzuca się im zmowę cenową podczas przetargów, uniemożliwianie udziału w nim innym rolnikom, a nawet naruszenie nietykalności i groźby karalne kierowane pod ich adresem. Spytaliśmy co na ten temat sądzi dawny przewodniczący rolników, a dziś członek Rady Nadzorczej Polskiego Radia w Szczecinie.

- Lada chwila na wokandę sądową trafi sprawa 39 rolników oskarżonych m. in. o zmowę cenową w przetargach na grunty rolne. Jak się pan odnosi do zarzutów stawianych pańskim kolegom, którzy jeszcze do niedawna razem z panem protestowali „w obronie polskiej ziemi”?

-  Jesteśmy z nimi od samego początku, czyli od momentu, kiedy zostali aresztowani. To my zorganizowaliśmy protest przed prokuraturą, który był prowadzony do czasu decyzji o zwolnieniu ich z aresztu. Jako Solidarność Rolników Indywidualnych zgłaszaliśmy się do wielu organizacji o pomoc w tej sprawie. Jesteśmy przekonani, że nasi koledzy są niewinni, a cała ta nagonka była zrobiona politycznie. Zarzuty, które przedstawiono rolnikom nie mają nawet znamion łamania prawa.

- Skoro zarzuty mają charakter polityczny, to dlaczego po dojściu do władzy nowej partii cała sprawa nie została umorzona?

- To jest pytanie do PiS, a nie do mnie. Ja sobie zdaję sprawę, że naruszyliśmy interesy silnej grupy, dlatego teraz się na nas mszczą.

- Czy twierdzi pan, że zmowa cenowa, która jest jednym z głównych zarzutów, nie ma znamion przestępstwa?

- Oczywiście, że tak. Proszę mi wytłumaczyć dlaczego spółkom z zachodnim kapitałem grunty dotychczas oferowano niemal hurtowo? Wyceniano je na  15 do 20 tysięcy złotych i sprzedawano bez konkursu. Z kolei polscy rolnicy musieli w zwykłych przetargach bić się o każdy hektar i zawyżać wartość ziemi do 60 albo 70 tysięcy? To jakiś nonsens, a teraz są oni sądzeni dlatego, że kupili oni ziemie po cenie rynkowej, tak jak wcześniej spółki zagraniczne. Program restrukturyzacji gruntów, który został wprowadzony w życie, zakłada, że działki Agencji Nieruchomości Rolnych będą dzielone odpowiednio do potrzeb zainteresowanych kupnem rolników. Każdy z oskarżonych miał prawo wpisać działkę, która była najbliżej jego gospodarstwa i kupić ją od Skarbu Państwa. Przecież to działanie wykluczało licytację.  Nikt nikomu nie wchodził w drogę.

- Z zarzutów stawianych przez prokuraturę wiadomo, że nie było do końca tak jak pan mówi. Pańscy koledzy zakazywali brania udziału swoim sąsiadom, stosując w tym celu groźby karalne a nawet siłę.

- Nic o tym nie wiem. Być może moi koledzy mieli żal do tych ludzi o to, że kiedy protestowali, byli przez nich wyśmiewani. Trzeba pamiętać, że to myśmy wywalczyli zmiany w przepisach, to myśmy ucywilizowali te przetargi. To ta wąska grupa rolników wywalczyła zmiany, z których korzystają teraz wszyscy, także ci, którzy z nas wówczas szydzili.

- Czyli mam rozumieć, że zmierza pan do tego, że tzw. obrońcom polskiej ziemi należały się większe uprawnienia, takie jak na przykład pierwszeństwo przy wykupywaniu gruntów?

- Nie, absolutnie do tego nie zmierzam. Chciałem panu przedstawić całą tę atmosferę protestu. Myśmy walczyli, często byliśmy przez innych rolników wyśmiewani, a dziś dzięki naszym zmianom korzystają wszyscy.

- Wciąż nie tłumaczy to pańskich kolegów, którzy w stosunku do sąsiadów chcących wziąć udział w przetargu używali gróźb.

- Nic o tym nie wiem. Z tego co my się domyślamy, to wydaje nam się, że zeznają przeciwko nim ludzie, którzy byli tzw. słupami, finansowanymi przez obcy kapitał. Poza tym chciałem powiedzieć, że Skarb Państwa nie stracił w wyniku tych przetargów. Mam dokument od dyrektora Oddziału Terenowego w Szczecinie, który poświadcza, że Skarb Państwa nie był stratny w tych transakcjach.

- Po naszym ostatnim artykule o zatrzymanych rolnikach (Czytaj więcej: Obrońcy polskiej ziemi, przestępcy a może pokrzywdzeni?), w komentarzach wielu zachodniopomorskich rolników zarzucało organizatorom protestów, to że stali się oni największymi beneficjentami zmian w przepisach. Podano przykład jednego z przewodniczących reprezentującego także izby rolne, którego córka dostała pracę w ANR, a on sam powiększył swoje gospodarstwo. Dziś ma ponad pół tysiąca hektarów zapisanych odpowiednio na niego oraz jego dzieci.

 - Znam tę sprawę i od razu dodam, że ja walczyłem o zmiany dla wszystkich rolników. Sam nie powiększałem swojego gospodarstwa. Zależało mi by zyskali ci, którzy dotychczas nie mieli szansy kupić ziemi. Co do prezesa ZIR, to on nas w pewnym momencie zostawił, dogadał się z wojewodą i innymi politykami i chciał cały ten protest zakończyć. Nie powiem panu, czy wykorzystał protesty do własnych celów, ale niech każdy poczyta sobie fora rolników i wyrobi sobie własne zdanie.

- Zarzuty są kierowane także pod pańskim adresem. PiS w zamian za protesty załatwiło panu ponoć intratną posadę w Radzie Nadzorczej Polskiego Radia w Szczecinie. Przecież z dziennikarstwem nie ma pan nic wspólnego. To przypadek, że dostał pan tę funkcję?

- Jestem bardzo dobrze przygotowany do pracy w Radzie Nadzorczej. Skończyłem kurs zarządzania, ponadto byłem już w Radzie Nadzorczej Cukrowni w Kluczewie. Rada jest bardzo merytoryczna. Tworzą ją trzy osoby. Jeden to jest dobry kadrowiec, drugi świetny prawnik, który jest jeszcze dyrektorem jednego szpitala. Walczę o to, by było jak najwięcej programów rolniczych w radiu i by sygnał radiowy docierał do wszystkich wsi.

- A powalczy pan jeszcze na protestach? Przecież w polskim rolnictwie wcale nie dzieje się dobrze. Problemy mają choćby hodowcy trzody chlewnej.

- Powiem panu, że PiS wiele dobrego zrobił, ta partia chce rozmawiać z nami i pomagać rolnikom. Jasne, że jest jeszcze wiele do zrobienia, ale wierze, że to im się uda.