4 października br. przeszła ulicami Warszawy, z Placu Trzech Krzyży pod Ministerstwo Rolnictwa, a następnie pod Parlament, manifestacja zorganizowana przez Koalicję dla Zwierząt. To porozumienie które tworzą OTOZ Animals, Viva, Otwarte Klatki i Fundacja na Rzecz Ochrony Praw Zwierząt Mondo Cane po raz kolejny upomniało się o piątkę dla zwierząt. Około 300, może 400 osób przeszło ulicami stolicy wykrzykując hasła: „precz z łańcuchami”, „gdzie, ta dobra zmiana dla zwierząt”, „zwierzę nie jest rzeczą” czy „Polska jutra, kraj bez futra”. Na wielu wiodących portalach opinii, które nie są dedykowane rolnictwu pojawiły się informacje o tej manifestacji, gdzie określono ją jako „wielką”. Widziałem większe. Na pewno liczniejszą była ta zorganizowana jesienią ubiegłego roku przez rolników, którzy także na ulicach Warszawy wyrazili swój sprzeciw wobec piątki dla zwierząt. Jeśli porównamy jesienny protest rolników z tym wczorajszym, to ten producentów rolnych trzeba nazywać „wielkim”.

Hasła, które nieśli ze sobą maszerujący ulicami głównie młodzi ludzie są faktycznie chwytliwe, pod którymi podpisał by się być może każdy mieszkaniec stolicy. Kto nie kocha zwierząt – można zapytać retorycznie? Kochamy psy i nie chcemy, żeby były trzymane na łańcuchach. Przenosimy jeże na drugą stronę jezdni, żeby nie rozjeżdżały ich samochody. Zwalniamy na polskiej łosiostradzie, żeby nie rozjechać przemiłych rogaczy i przy okazji nie zginąć samemu. Bez namysłu kupujemy karmę i wysyłamy ją w geście pomocy do schronisk dla zwierząt. Po prostu jesteśmy empatyczni, lubimy pomagać, nie tylko czworonogom merdającym ogonami, ale także innym stworzeniom. Jednak pod tą miłą aparycją Koalicji dla Zwierząt i wydawałoby się niegroźnymi hasłami kryją się jej prawdziwe zamiary, bo piątka dla zwierząt, to nie tylko wspomniana empatia, ale i bardzo poważne plany, sięgające o wiele głębiej w naszą naturę oraz gospodarkę.

Ci, zapewne przemili ludzie zrobili ze swojej ideologii sposób na życie oraz potężny biznes, a pieniądze które przepływają przez ich ręce liczone są w setki tysięcy, jak nie miliony złotych. Za nimi stoi potężne lobby nie wegetariańskie, ale wegańskie. Pod tą miła aparycją kryje się jedno z najbardziej złowieszczych haseł, jakie ten przemysł wyprodukował przeciw rolnikom. To hasło brzmi: „stop zwierzętom w rolnictwie”. Takie zresztą widniało na jednym z największych transparentów, które tego dnia nieśli ze sobą manifestujący. I to jest ich prawdziwy cel. Chcą ogołocić nasze obory i chlewnie, kurniki i zagrody. Tego dnia nie wykrzykiwali go, czyniąc to w moim przekonaniu z wielką premedytacją, używali innych, wcześniej wspomnianych. Przekonują nie przekonanych, podsuwają im psa na łańcuchu, a gdy dostaną przysłowiowego palca, bez wahania wezmą całą dłoń.
Palca już trzymają, bo piątka dla zwierząt o mały włos nie została uchwalona. Koalicja rządząc trzymała się na włosku, bo powstali rolnicy. Gdyby nie to, kto wie, co by się wydarzyło? To co się pod piątką kryje wie dobrze każdy producent. Są to m.in. zakaz uboju na potrzeby religijne, zakaz chowu zwierząt futerkowych, ogromne uprawnienia kontrolne dla wyżej wymienionych organizacji. Wystarczy, żeby każdy, kto zna się na ekonomii powiedział „dość”. Zakazy oznaczają miliardowe straty dla rolników i przemysłu spożywczego. Ich wejście w życie to bieda.
Licho nie śpi, czuwa. Ten nadprzyrodzony demon dawnych Słowian został obudzony. A może to bóstwo? I jedno i drugie, można tego nie rozstrzygać, bo dla jednych oznacza biedę, dla drugich bogactwo. Ta demoniczna postać, będzie nadal uprzykrzać rolnikom życie, a że wiemy z legend, że może niemalże wszystko, trzeba wykazywać się czujnością i rozwagą. Rolnicy zyskali ostatnio sprzymierzeńca w walce ze złem. Także Grzegorz Puda, minister rolnictwa chce przegonić Licho. Zapytany o piątkę dla zwierząt oświadczył: "nie ma tematu".
Komentarze