Prezes IRWŁ Bronisław Węglewski skierował w imieniu zarządu izby pismo do Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi, w którym informuje, że "nieprawdą jest, że kukurydza pochodząca z Ukrainy jest wolna od mikotoksyn". To odpowiedź na wypowiedzi wicepremiera w których zapewniał, że ukraińskie ziarno jest bezpieczne i dobrej jakości.
Twarde dowody
Na poparcie swego twierdzenia, łódzki samorząd rolniczy przesłał do ministra Kowalczyka również wyniki badań importowanego z Ukrainy ziarna, z których jasno wynika, że normy zawartości mikotoksyn bywają przekroczone nawet dwukrotnie. Łódzka izba wnioskuje także w przesłanym piśmie "o ponowne wnikliwe przebadanie kukurydzy pochodzącej z Ukrainy przez certyfikowane laboratoria pod kątem zawartości mikotoksyn, które są szkodliwe zarówno dla ludzi jak i zwierząt."
-Dysponuję kilkunastoma takimi świadectwami analiz ziarna, które przekazali mi rolnicy lub pracownicy firm skupujących ziarno. We wszystkich badanie wykazało znaczne przekroczenia zawartości mikotoksyn - komentuje w rozmowie z nami Bronisław Węglewski.
-Od wyników takich badań zależy cena, jaką za ziarno płacą importerzy. I wiem, że zwykle płacą nawet o połowę mniej, bo badania wypadają źle - wyjaśnia szef izby.
Jak zaznacza prezes IRWŁ, to już kolejna interwencja łódzkiego samorządu rolniczego w tej sprawie w resorcie rolnictwa. -Gdy alarmowaliśmy poprzednio, minister uspokajał i zapewniał, że ukraińska kukurydza jest badana i jest bezpieczna. Otóż nie jest i mamy na to dowody - mówi prezes Węglewski.
Komentarze