Podstawowym tematem, który poruszany był podczas spotkania przedstawicieli resortów rolnych Polski i Ukrainy był import ukraińskiego zboża na teren Unii Europejskiej. Temat budzi wśród rolników wiele emocji, oczekują zdecydowanych rozwiązań, które zatrzymają rozlewanie się po kraju zboża, które miało jedynie przez nasz kraj przejeżdżać korytarzami solidarnościowymi i docelowo trafiać do krajów głodujących.

 

Plombowanie - tak, rezygnacja z badań - nie

Podczas spotkania pomiędzy resortami ustalono, że rozwiązaniem tego problemu może być plombowanie transportów – zarówno kolejowych, jak i drogowych. Plomby miałyby być zakładane jeszcze na ukraińskiej stronie, a zdejmowane w koncesjonowanych magazynach portowych lub krajach wskazanych jako docelowe. Ustalono również, że plombowane transporty nie będą podlegały kontrolom fitosanitarnym.

Nie możemy się zgodzić na takie rozwiązania. Plombowanie pojazdów powinno się odbywać po naszej stronie, pod nadzorem naszych instytucji kontrolnych. To nasze służby odpowiadają za to jaki towar wjeżdża na teren unijny. Co oznacza to w praktyce? Tyle, że jeśli zboże które wyjedzie zaplombowanym transportem np. do Belgii nie będzie spełniało tamtejszych wymogów to wróci ono do Polski. Nie na Ukrainę. Nie możemy sobie na to pozwolić – zaznacza Adrian Wawrzyniak, rzecznik prasowy NSZZ Rolników Indywidualnych Solidarność.

Rolnicy podkreślają, że nie wierzą, że takie rozwiązanie przyniesie poprawę sytuacji na polskiej wsi. Nadal będziemy zasypywani zbożem zza wschodniej granicy. – Po co powstawałyby na Lubelszczyźnie te ogromne magazyny, gdyby nie było planów masowego importu – pyta Wawrzyniak? – To są potężne silosy, o pojemności większej niż Elewarr. Zza granicy czeskiej i słowackiej dochodzą nas podobne głosy. Wiemy, że budowane są magazyny już nawet nie na zboże, ale też mąkę. Dopłacanie do magazynowania ukraińskich zasobów, w momencie, gdy nasi rolnicy nie mają co zrobić ze swoimi plonami jest ewidentnym działaniem na ich szkodę - dodaje.

 

Rzecznik nie potępia ministerialnego pomysłu w czambuł, ale podkreśla, że jego wprowadzenie powinno zostać dokładnie przemyślane. Istotnym jest bowiem posiadanie wiedzy na temat jakości przejeżdżającego przez nasz kraj towaru, gdyż jako kraj graniczny unii to my stajemy się odpowiedzialni za ten towar i my będziemy ponosili konsekwencje jeśli okaże się nieprzydatny do spożycia.

Czemu nikt nie zauważa napływu zbóż z Rosji na rynek europejski?

Dodatkowo rolnicy zwrócili uwagę na problem, który wydaje się być marginalizowany. Chodzi o napływ na rynki unijne zbóż rosyjskich.

Mamy informacje, że rosyjskie zboże trafia do Portugalii, Hiszpanii, czy Francji dodatkowo zapychając rynek i blokując nasze możliwości eksportowe. Oczekujemy nałożenia sankcji na te produkty. Nie dość, że w jakimś stopniu ograniczyłoby to możliwość finansowania przez Rosję wojny to na pewno odblokowałoby w dużej mierze nasz rynek – zapewnia Wawrzyniak.

Zboże to nie jedyny temat jaki poruszyli związkowcy podczas swojego wystąpienia. Krytycznie wypowiadali się m.in. o propozycji preferencyjnych kredytów proponowanych przez rząd we współpracy z bankiem PKO BP.

W tej ofercie nie ma żadnych preferencji – zaznacza Wawrzyniak. – To co nam zaoferowano jest tożsame z ofertą innych banków komercyjnych. Nie wnosi nic nowego, a już na pewno nie ułatwia pozyskiwania finansowania.

Rolnicy cały czas podtrzymują też postulaty dotyczące wypracowania tarczy antykryzysowej dla rolnictwa. Chodzi o niższe ceny nawozów czy paliwa.

Zależy nam też na propagowaniu idei Funduszu Ochrony Rolnictwa. To jest rozwiązanie, które należy wprowadzić natychmiast, a które pozwoli na zabezpieczenie interesów nie tylko rolników, ale też firm pośredniczących w skupie zbóż. Musimy sobie zdawać sprawę, że grozi nam realnie fala bankructw firm pośredniczących. Musimy pochylić się nad ich problemami zanim będzie za późno – kupili zboże drogo, teraz nie mogą go sprzedać. FOR jest dla nas priorytetem, będziemy się przyglądać pracom nad tą ustawą – zaznacza Wawrzyniak.

Związkowcy nie rezygnują z pogotowia strajkowego. Póki co nie ma konkretnych decyzji co do kolejnych akcji protestacyjnych. W szeregach jednak coraz głośniej pada data 14 marca.

Dajemy rządowi 3 tygodnie czasu na konkrety. Nasza cierpliwość jest na skraju wyczerpania – dodaje rzecznik.