Na znak protestu przeciwko niekontrolowanemu napływowi zboża z Ukrainy lubelscy rolnicy zablokowali w ubiegłym tygodniu ruch samochodów ciężarowych na czterech przejściach granicznych na ścianie wschodniej. Kolejki samochodów ciężarowych sięgały kilkunastu kilometrów.
Na miejscu protestu nie pojawił się żaden z przedstawicieli rządu, ale rolnicy otrzymali zaproszenie na spotkanie do ministerstwa. Ostatecznie rozmowy odbyły się w Centrum Partnerstwa Społecznego Dialog.
Minister Kowalczyk jest zadowolony z przeprowadzonych rozmów
Podczas spotkania premier Kowalczyk przedstawił rolnikom program dopłat do ziarna sprzedanego w okresie od 15 grudnia 2023 do 31 maja 2023 roku. Zdaniem ministerstwa jest to realne wsparcie, które pomoże polskiej wsi poradzić sobie z krachem na rynku zbóż.
Propozycja pomocy została przyjęta dobrze. Oczywiście rolnicy chcieli jeszcze większego wsparcia, ale ze zrozumieniem przyjęli proponowane teraz rozwiązania. Oczekiwania są oczywiście takie, żeby ograniczyć, czy wręcz zlikwidować import z Ukrainy, ale wiemy, że nie jest to możliwe. Jedyne co można w tej kwestii zrobić to bardziej zwrócić uwagę na jakość sprowadzanych zbóż, czy produktów. Rozstaliśmy się ze zrozumieniem – przekonuje premier.
Rolnicy mają na ten temat jednak zupełnie inne zdanie
To co usłyszeliśmy to są enigmatyczne obiecanki. Nie ma żadnych pomysłów na strukturalne rozwiązanie problemu. Ministerstwo jedynie gasi pożary, które rozlewają się po sektorze rolnictwa, zamiast patrzeć szerzej – mówi Wiesław Gryn ze stowarzyszenia Oszukana Wieś.
Według lubelskich rolników należy uszczelnić korytarze tranzytowe i szczegółowo badać zboże, które wjeżdża na teren naszego kraju. Jak przekonują, obecnie przeprowadzane są jedynie trzy kontrole tygodniowo, na trzech dowolnie wybranych pojazdach, podczas gdy na terytorium Polski codziennie wjeżdża kilkadziesiąt pojazdów ze zbożem. Oznacza to, że ilość przebadanego pod kątem m.in. mykotoksyn zboża, można mierzyć nawet nie w procentach, a w promilach.
Tranzytem idzie może 20% sprowadzanych zbóż, a 80% rozlewa się w Polsce. Po co było to całe bicie piany, po co Unia Europejska przez dwie dekady mówiła o tym że podwyższamy standardy, że mamy kontrolę od pola do stołu ,że społeczeństwo wie co je, jeśli dzisiaj zasypani jesteśmy produktami wytworzonymi w zupełnie innych standardach? To oszukiwanie społeczeństwa. Nie tylko rolników. Dzisiaj, w jeden dzień przekreśla się dwadzieścia lat naszej pracy nad jakością polskiej żywności. Stawia się na bylejakość. Rozmawialiśmy z premierem przede wszystkim o rynku zbóż, ale nie w ujęciu takim chwilowym, tylko w szerszej perspektywie. To co dzieje się obecnie z opłacalnością produkcji to jedno, wiadomo, że przy uprawach należy liczyć się z różnymi rzeczami. Nam zależy na przyszłości. Unia Europejska otworzyła na kolejny rok granicę z Ukrainą. Musimy się przygotować na zderzenie polskiego rolnictwa, rodzinnego rolnictwa, z rolnictwem przemysłowym. Musimy dzisiaj stanąć do nierównej konkurencji z Ukrainą, która jest też w potrzebie. Chyba nie o to chodziło. Zawsze powtarzam przykład masek tlenowych w samolocie. Najpierw rodzic zakłada maskę sobie, dopiero później dziecku. Chociaż wydaje się to nierozsądne, bo to najpierw dziecko trzeba ratować, jest w tym głęboka logika. Najpierw trzeba zadbać o siebie, żeby móc ratować innych. Tak samo jest teraz z sytuacją z Ukrainą. Najpierw musimy zadbać o własne rolnictwo, bo za chwilę nie będzie czego zbierać. W dobie zmian klimatycznych, w czasie wszystkich zawirowywań geopolitycznych my musimy mieć swoje silne rolnictwo i wziąć odpowiedzialność za bezpieczeństwo żywnościowe kraju. Nie chcemy źle mówić o Ukrainie, ale reżimy technologiczne są tam całkiem inne jak u nas. U nas jest ilość chemicznych substancji niedozwolonych, tam jest pełna zgoda na to żeby wykorzystywać jeszcze stare substancje, które są zakazane w Rośliny genetycznie modyfikowane u nas są zakazane, ale mój sąsiad Ukrainiec, który ma gospodarstwo 40 km dalej już może je uprawiać.. Teraz okazuje się, że my możemy to jeść, uprawiać nie – bo jest szkodliwe, ale jeść już jak najbardziej tak. To jest pełna hipokryzja – denerwuje się Gryn.
Czego oczekują rolnicy?
Przede wszystkim rozwiązań systemowych. Jak przekonują proponowane przez ministerstwo rekompensaty nic nie dadzą. Nadchodzą następne żniwa, a magazyny są pełne. Eksport stoi. W tym momencie szacuje się, że na rynku polskiego zboża jest 8 do 10 milionów ton za dużo.
Po pierwsze należy uszczelnić granicę i stworzyć szczelny korytarz tranzytowy, którym zboże będzie wyjeżdżało z Polski. Musimy uporządkować ten rynek. Widzimy następne żniwa i te 8 do 10 milionów ton, które czeka. Perspektywa jest taka, że zboże nie osiągnie dobrych cen ani w tym roku, ani w przyszłym. Doraźne dopłaty nic nie dadzą. Nie mówiąc o tym, że ich pula jest mocno ograniczona. Budując kolejne silosy przy granicach rząd daje nam jasny sygnał, że handel z Ukrainą będzie trwał przez kolejne lata. Dlatego już teraz żądamy określenia jego warunków i ujednolicenia zasad produkcji. Albo my zejdźmy do standardów Ukraińskich, albo niech Ukraina zacznie produkcję w naszych standardach. Tylko wtedy będziemy mogli mówić o uczciwej konkurencji – mówi Gryn.
Jak zaznaczają rolnicy z problemem zmaga się nie tylko polskie rolnictwo, ale też słowackie, rumuńskie, czy bułgarskie. Rozdźwięk pomiędzy głosem wsi, a rządem jest coraz większy.
Będziemy protestować. Nie mamy innego wyboru. Po raz kolejny zablokujemy granicę. Zaproponowane rozwiązania są jak puder na pryszcze. Nic nie wniosą poza kolejnymi podziałami. To nie jest żadna pomoc – przekonuje rolnik.
Kolejne blokady na granicach zapowiedziane są na 16 lutego. Dwa dni wcześniej na ulicę po raz kolejny wyjadą związkowcy z zzachodniopomorskiej NSZZ Rolników indywidualnych Solidarność. Blokowany będzie też terminal w Staszowie, w świętokrzyskim. Czy rząd ugnie się pod naciskami i uporządkuje import zza wschodniej granicy?
– Chyba sami już w to nie wierzymy. Ale nie zamierzamy umierać w ciszy - podsumowuje Gryn.
Komentarze