Ma Pani na koncie tytuły Miss Polonia i Miss Świata Studentek, przygodę z polityką jako rzeczniczka prasowa rządu Waldemara Pawlaka, produkcje telewizyjne, program kulinarny „Ewa gotuje”, wspinaczki wysokogórskie. Wśród niezwykle wszechstronnej aktywności znalazło się także rolnictwo. Jak to się stało?
Wychowałam się na wsi. Moi rodzice mieli gospodarstwo. Jak wszystkie dzieci, które wychowują się na wsi, musiałam więc umieć wszystko zrobić – w polu, zagrodzie, stajni, oborze... Po skończeniu liceum zaczęłam studiować technologię żywienia na Akademii Rolniczej w Krakowie, a skończyłam zarządzanie jakością na Akademii Ekonomicznej.
Czego nauczyło Panią rolnictwo?
To dla mnie bezcenne doświadczenie. Przede wszystkim od dziecka byłam nauczona pracować. Nie boję się żadnej pracy, żadnych wyzwań ani tego, że coś może się nie udać – na polu często coś nie wyrośnie albo zniszczy się, np. przejdzie wichura i położy zboże tuż przed żniwami. Nauczyłam się pokory wobec przyrody, zwierząt i innych ludzi, a także szacunku do pracy i chleba, obowiązkowości i odpowiedzialności – tego, że to, co robię, wpływa na innych, na domowników i na zwierzęta, a wszystkie rzeczy, które się robi – i małe, i duże – mają swoje konsekwencje.
W ubiegłym roku otworzyła Pani w Krakowie restaurację Zalipianki, w której bazuje Pani na sprawdzonych recepturach i lokalnych produktach. Skąd taki wybór?
Jestem ogromną zwolenniczką produktów od małych, regionalnych dostawców, ponieważ są bardziej charakterystyczne i lepszej jakości – smaczniejsze, świeższe, mniej zakonserwowane. Takie produkty to wizytówka regionu, coś unikalnego. Stawiam na regionalne potrawy, oparte na lokalnych produktach, ponieważ najważniejsza jest jakość.
Czy jako restauratorka widzi Pani jakieś trudności w pozyskiwaniu produktów bezpośrednio od rolników?
Zdarzają się problemy z terminowością, czasem czegoś brakuje. Mały rolnik nie zawsze jest w stanie zabezpieczyć wszystkich odbiorców, ale tak wygląda właśnie współpraca z małymi, lokalnymi przedsiębiorcami. W restauracji współpracuję ze sprawdzonymi dostawcami. Cześć z nich zwróciła się do mnie bezpośrednio – ktoś przyszedł do restauracji, przywiózł swoje produkty i w ten sposób nawiązaliśmy kontakt. W innych przypadkach zadziałała poczta pantoflowa – np. dowiedziałam się, że jest dobry wytwórca bryndzy o sprawdzonej jakości i niepowtarzalnym smaku, i sprawdziłam te produkty.
Co Pani myśli o społecznym postrzeganiu rolników w Polsce?
Znam bardzo skrajne opinie. W Krakowie, gdzie mieszkam, mamy w każdą sobotę Targ Pietruszkowy. Lokalni wytwórcy z Małopolski przywożą tam świeże i często unikalne produkty. Można kupić np. świeżo tłoczony olej lniany, warzywa z ziemi, chleb prosto z łopaty, sery. Jest ogromne zapotrzebowanie na takie produkty. Na targ przychodzi bardzo wielu konsumentów, świadomie się odżywiających i świadomie wybierających produkty, szukających dostawców i producentów, którzy dbają o to, co hodują. I tutaj mamy bardzo dużo pozytywnych opinii. Myślę natomiast, że na złe opinie o rolnikach wpływają raczej nieuczciwi pośrednicy. Rolnik często zajmuje się tylko produkcją, robi świetne rzeczy, ale nie potrafi sprzedawać, ponieważ nie jest handlowcem. A pośrednik czasem narzuca zbyt dużą marżę tak, że produkt u rolnika ma w miarę normalną cenę, ale u klienta i konsumenta wszystkie te produkty są bardzo drogie. Powinny być droższe, ale nie aż tak.
Co należałoby zmienić?
Konsument musi zacząć doceniać ciężką pracę rolnika. Przede wszystkim trzeba zbudować jego świadomość, żeby wiedział, co je i dlaczego coś musi kosztować, a dlaczego coś jest tanie. Dobry produkt musi mieć odpowiednią cenę. Nie możemy jednak popadać w skrajności – po to jest wolny rynek, żebyśmy mieli wybór. A jednocześnie dobrze, żeby świadomość możliwości wyboru rosła. Cieszę się, że już teraz mamy bardzo wielu dobrych rolników, którzy dbają o odpowiednią hodowlę i o uprawę ziemi.
PARTNER RUBRYKI
"JEST ROLNIK, JEST ŻYWNOŚĆ"
Komentarze