Niecodzienną interwencję podjęli lubelscy policjanci, gdy zaniepokojeni mieszkańcy Wandzina w gminie Lubartów donieśli, że po okolicy biega osiodłany koń bez jeźdźca.
Był czwartkowy wieczór, gdy spłoszona klacz pojawiła się w rejonie wiaduktu w Wandzinie. Przybyli policjanci stwierdzili, że klacz ma na sobie siodło, ale nie ma ogłowia. Budziło to obawy, że spłoszone zwierzę zrzuciło z siebie jeźdźca. Poszukiwania ewentualnego poszkodowanego nie odniosły jednak skutku. Funkcjonariusze spróbowali więc ustalić właściciela konia, kontaktując się z okolicznymi stajniami i stadninami.
Jak się wkrótce okazało, zwierzę pochodziło z terenu sąsiedniego powiatu łęczyńskiego. Właścicielka stajni wyjaśniła, że klacz podczas zdejmowania uprzęży przestraszyła się grzmotów zbliżającej się burzy. Zwierzę wyrwało się jeźdźcowi i pogalopowało przed siebie. Szukano klaczy, ale nikt nie spodziewał się, że pognała aż 30 km dalej.
Zwierzę spędziło noc w miejscowej stadninie, a rankiem odebrali je właściciele.
Komentarze