Historię opisał tygodnik „Do Rzeczy”: świnia uciekła rolnikowi do lasu, tam znalazła partnera w postaci dzika. Rolnik schwytał uciekinierkę, ale w gospodarstwie pojawiło się dziewięć małych świniodzików. Rolnik próbował je sprzedać, ale okazało się to niemożliwe – hodowla i dystrybucja krzyżówek wymaga zezwolenia Generalnego Dyrektora Ochrony Środowiska. Rolnik więc zjadł zwierzęta, ale o sprawie powiadomił powiatowego lekarza weterynarii. Sprawą zainteresowała się prokuratura. Oskarżono rolnika o doprowadzenie do krzyżówki zwierzęcia hodowlanego z łownym bez specjalnego zezwolenia.

Sprawę rozpatrywał legnicki sąd. Doszedł do wniosku, że – jak pisze „Do rzeczy” – „romans świni z dzikiem odbył się bez wiedzy i woli oskarżonego rolnika. – Ucieczka zwierzęcia miała charakter incydentalny i odnosiła się wyłącznie do jednego zwierzęcia spośród 60 – uzasadniał sędzia Paweł Sosa.”

Koszt postępowania ponieśli podatnicy.