Problem szkód łowieckim w uprawach rolniczych narasta w galopującym tempie – wynika z doniesień rolników. Niestety, towarzyszą im też problemy z szacowaniem i wypłata należnych odszkodowań. Myśliwi coraz częściej rozkładają ręce, zasłaniając się brakiem środków na zaspokojenie roszczeń. Niektórzy jednak w geście dobrej woli proponują odszkodowania w naturze, czyli w dziczyźnie.
– Szkody mamy z roku na rok coraz większe i coraz większe problemy z uzyskaniem rekompensaty – mówi Łukasz Lasoń, rolnik gospodarujący na peryferiach Łodzi i na terenie gminy Nowosolna, delegat izb rolniczych powiatu łódzkiego wschodniego.-Sarny i dziki zjadły rzepak i zniszczyły 12 ha upraw nasiennych traw, a oprócz tego dziki zryły łąki i pastwiska, które są potrzebne dla koni, które trzymamy. Część upraw i użytków nie jest objęta obwodem łowieckim, więc chyba mam szanse na oszacowanie szkód. Tam jednak, gdzie grunty mieszczą się w obwodzie łowieckim na odszkodowanie widoków już brak. Gdy zgłosiłem szkody w kole łowieckim, usłyszałem że mimo szczerych chęci odszkodowania mi nie wypłacą, bo nie mają pieniędzy. Zaproponowali za to, że ustrzelą mi dzika, to narobię sobie kiełbasy – opowiada gospodarz. – Ręce mi opadły, bo nie wiedziałem czy śmiać się, czy płakać po takiej propozycji. Powiedziałem im na ile szacuję szkody i zapytałem, czy wystarczy im dzików w obwodzie, by pokryć moje straty, bo ja ceny dziczyzny znam. Innej oferty się jednak nie doczekałem, podobnie jak i szacowania szkód.
- To, co dzieje się na polach w mojej okolicy to już prawdziwy Armagedon – dodaje podłódzki rolnik. – Nasze uprawy służą już za stołówkę nie tylko dla dzików i saren, ale też jeleni i łosi, których wcześniej tutaj nie było. Do tego coraz więcej szkód robią bobry, które bardzo się namnożyły.
O podobnej ofercie odszkodowań w naturze usłyszeliśmy również od innych rolników. Wygląda więc na to, że po pierwsze – kuleje kondycja finansowa wielu kół łowieckich, a po drugie – pomysł odszkodowań w dziczyźnie myśliwi uznali za jakieś wyjście z sytuacji. Pytanie tylko, czy to pomysł trafiony?
-Gdyby to były lata 80-te, to pewnie bym się zgodził na te dwa dziki i jeszcze się cieszył – przyznaje rolnik z Kujaw, który również ofertę odszkodowania w naturze otrzymał. – Wtedy jednak dziczyzna była rarytasem, a koszty produkcji rolniczej dużo niższe. Po co mi dzik? Nie mam czasu bawić się w masarza, jak mi się zachce kiełbasy to pójdę do sklepu. Niech mi zapłacą za rekultywację łąki, bo kosiarką tam nie wjadę.
– Czy to koło łowieckie, czy tania jatka? – pyta z kolei Andrzej Nowakowski z Mazowsza.-Sarny wyżarły mi 4 ha rzepaku, a myśliwi pytają, czy bym dziczyzny nie wziął zamiast pieniędzy. Kiedy postraszyłem sądem to zaczęli płakać, że szkód jest za dużo, a w kasie pusto, bo członków ubyło, a polowań mało. Ceny w skupach dziczyzny tak spadły, że strzelać się nie opłaca.
I to niestety jest prawda. W skupach za tusze dzika dostać można 1-2,5 zł/kg w zależności od wagi zwierzęcia i miejsca trafienia. Za sarnę płacą 5-8zł/kg, a za jelenia – 4-5zł/kg. Tymczasem jak dowiadujemy się od myśliwych, granica opłacalności w przypadku polowania na dzika przebiega na poziomie około 3,5-4zł/kg. Gwałtowne spadki ceny dziczyzny w skupie to wynik nadpodaży mięsa dzika oraz jelenia na rynku europejskim, oraz efekt epidemii ASF. Pomimo zapewnień, iż wirus ASF nie ma wpływu na zdrowie człowieka, konsumenci rzadziej sięgają po mięso i wyroby z dzika. W efekcie przetwórcy obniżyli stawki skupu, ale i ilości skupionego mięsa przynajmniej połowę. Na popyt w minionym i bieżącym roku wpływ miała z pewnością również pandemia.
Covid-19 i ASF wpłynęły więc na równi także na dochody kół łowieckich. Te skurczyły się ponoć dramatycznie, co źle wróży i rolnikom liczącym swoje straty w uprawach.
Komentarze