"Jeżdżą po okolicy i proponują położenie asfaltu na parkingu, placu, etc. po okazyjnej cenie. Twierdzą, że został im asfalt ze skończonej inwestycji i muszą go szybko wykorzystać, zanim wystygnie. Za asfalt nie chcą nic, tylko za robociznę. Asfalt okazuje się być grysem zmieszanym ze smołą i po kilku dniach się rozsypuje" - pisze do nas pewien rolnik, któremu również proponowano podobną usługę. Na szczęście nasz Czytelnik z woj. świętokrzyskiego usłyszał już wcześniej od znajomych o takich naciągaczach.
Alarmujące doniesienia o próbach wyłudzenia pieniędzy "na asfalt" płyną również z Małopolski i województwa łódzkiego. O jednym z takich przypadków donosi "Dziennik Polski". Ofiarami naciągaczy padło małżeństwo z powiatu miechowskiego, w woj. małopolskim. 5 października na ich posesję zajechał mężczyzna w wieku około 60 lat, podający się za wykonawcę remontu drogi w okolicy. Mężczyzna mówił po angielsku i zaproponował położenie asfaltu na wjeździe.
Cena była bardzo okazyjna, bo dotyczyła jedynie robocizny. Domniemany drogowiec twierdził, że materiał mu został z budowy i głupio, żeby się zmarnował. Małżeństwo przystało na ofertę. Wkrótce na posesji zjawiła się też ekipa wyglądająca na obcokrajowców, która wylała masę na podjazd. Właściciele posesji zapłacili gotówką i otrzymali nawet fakturę za usługę. Cóż z tego, skoro nawierzchnia zaraz zaczęła się rozłazić, a kontakt z usługodawcą się urwał. Policja potwierdziła, że wylana masa nie jest asfaltem.
Komenda Powiatowa Policji w Miechowie szuka teraz oszustów i prosi mieszkańców o pomoc w ustaleniu ich tożsamości lub miejsca pobytu. Ostrzega również przed próbami kolejnych oszustw. Policjanci proszą wszystkich pokrzywdzonych o pilny kontakt.
Z przekazanych informacji wynika, że "drogowcy" poruszali się kilkoma pojazdami: białym renault clio, zielonym seatem alhambrą i samochodem dostawczym marki Man lub Volvo z częścią załadunkową wykonaną z izotermy koloru białego. Wszystkie pojazdy posiadały zagraniczne rejestracje.
Komentarze