W konferencji wzięli udział przedstawiciele samorządu, kół łowieckich, leśnicy i rolnicy z powiatu płockiego. Przekonywali, że problem szkód łowieckich i odszkodowań dla rolników dotyczy całego kraju.

Uczestnicy konferencji mówili, że odpowiedzialność finansowa za szkody i brak pomocy państwa może zagrażać działalności niektórych kół łowieckich. Zwracali też uwagę, że rosnąca liczba zwierzyny łownej powoduje uciążliwe szkody w samym lesie. Oceniali, że potrzebna jest stała współpraca samorządu, rolników i myśliwych oraz rzetelna inwentaryzacja zwierzyny, służąca racjonalnej selekcji.

Według starosty płockiego Piotra Zgorzelskiego, obecny stan prawny nie określa jasno, kto i w jakim stopniu odpowiada za szkody wyrządzone przez zwierzynę łowną, która z lasów wkracza do gospodarstw i na pola uprawne. Jego zdaniem, problem jest poważny i wymaga szybkiej i skutecznej interwencji. Zgorzelski zapowiedział, że wnioski z konferencji, które mają posłużyć do zmian regulacji prawnych, przedstawi na Konwencie Powiatów Województwa Mazowieckiego, a gremium to przekaże je następnie parlamentarzystom.

Kazimierz Czajkowski z płockiego Koła Łowieckiego "Wisła" ostrzegał, że obciążenia z tytułu odszkodowań za szkody zwierzyny łownej, mogą doprowadzić do likwidacji kół myśliwskich. - Zrezygnujemy z dzierżaw, bo nie będzie nas na nie stać - mówił. Argumentował, że koła działają społecznie, nie mają zbyt wielu funduszy, a często nawet siedzib. Zdaniem Czajkowskiego, istotnym problemem jest zabudowa obszarów, na których dotychczas zwierzyna łowna żyła. - Często jest tak, że to ludzie wprowadzają się do lasu, na tereny dzików, a nie odwrotnie, i potem słyszymy, że dziki podchodzą pod domy - przekonywał. Dodał, że media nie powinny przedstawiać myśliwych jako morderców.

Zbigniew Suchodolski, nadleśniczy Nadleśnictwa Płock powiedział, że w ostatnich latach populacja zwierzyny łownej, zwłaszcza saren, jeleni i łosi systematycznie wzrasta, jednocześnie coraz większe są szkody łowieckie w lasach. - Koszty ponoszą Lasy Państwowe, ale tych kosztów społeczeństwo nie widzi. Swoją działalność finansujemy ze sprzedaży drewna, a znaczną część środków, jakie wypracujemy poświęcamy ochronie lasu. Obecnie szkody łowieckie zaczynają coraz bardziej doskwierać leśnikom - oświadczył Suchodolski.

Przyznał, że w Nadleśnictwie Płock 10 proc. ponoszonych kosztów to środki na zabezpieczanie upraw leśnych przed zwierzyną, np. w młodnikach. Zaznaczył, że uszkodzone drzewa chorują, a powstała tzw. szkoda techniczna odbija się później, na jakości pozyskiwanego surowca. - Grodzenie wielkich połaci lasów nie jest ani tanie, ani racjonalne, bo zwierzyna musi przecież gdzieś bytować. W przypadku łosia zabezpieczenia takie nie sprawdzają się - dodał nadleśniczy.

Zdaniem Suchodolskiego, należałoby znaleźć rozwiązania prawne, które pozwolą w sposób racjonalny ingerować w przyrodę, a nie tylko biernie chronić. - Każde zwierzę na danym obszarze potrzebuje określonej bazy pokarmowej, by mogło bytować w środowisku nie czyniąc tak zwanych szkód nieznośnych, zagrażających naturalnej równowadze w przyrodzie. Często przepisy prawa, które są, nie dają możliwości ingerowania dla osiągnięcia tej równowagi - dodał.

W jego ocenie, wzrost populacji zwierzyny łownej, brak odpowiednich przepisów regulujących ich liczbę na danym terenie, może doprowadzić do migracji wilka. - On przyjdzie tu do nas, bo już zaczyna się pojawiać. To jest zwierzę, które idzie za pokarmem, a tym są jest właśnie duża ilość sarny, jelenia - powiedział szef Nadleśnictwa Płock. Przyznał, że pojawienie się wilka na nowych terenach w sposób nieunikniony doprowadzi do pojawienia się nowych szkód w gospodarstwach rolnych.