System podatkowy wciąż jednak czeka na reformę. Wprowadzenie podatku dochodowego dla rolników i zwiększenie płaconych przez nich składek ubezpieczeniowych byłoby bardziej sprawiedliwe także dla mieszkańców wsi.
Czy polscy rolnicy zaczną płacić podatki? To dobre pytanie. Zadał je prosto z mostu centrolewicowy dziennik "Gazeta Wyborcza" załączając sugestywny rysunek. Widać na nim będącego u kresu sił polskiego podatnika, który dźwiga na własnych barkach dorodnego, zdrowego wieśniaka. Satyryczny rysunek ujawnia skrzeczącą rzeczywistość: listę przywilejów, jakimi cieszą się w Polsce rolnicy. Chociaż są obarczeni podatkiem gruntowym, całkowicie zwolniono ich za to z płacenia podatku dochodowego. Z kolei ich składki na ubezpieczenie społeczne zapewniają im pokrycie wszelkich wydatków na zdrowie finansowane z budżetu państwa.
Odważna minister finansów Zyta Gilowska zapowiedziała niedawno, że rozprawi się ze specjalnymi przywilejami, jakimi cieszą się polscy rolnicy. W Polsce pozostającej wciąż krajem w znacznym stopniu rolniczym – 38 proc. Polaków (15 mln) mieszka na wsi – to specyficzna społeczno-zawodowa kategoria i niezwykle ważny elektorat. Aby wydobyć z trudności finansowych deficytową obecnie Kasę Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego, pani minister zasugerowała wprowadzenie składek zdrowotnych od wypłacanych z Unii Europejskiej dopłat bezpośrednich. Nie trzeba było długo czekać na reakcję konserwatywnego premiera Jarosława Kaczyńskiego. "Nie zabierzemy nic polskiej wsi" – zadeklarował 28 maja na antenie Radia Maryja, wpływowej ultrakatolickiej stacji radiowej ojca Tadeusza Rydzyka.
Od czasu wejścia Polski do Unii Europejskiej w maju 2004 r. rolnictwo tego kraju znacznie się zmodernizowało. W 2006 r. dopłaty bezpośrednie z tytułu Wspólnej Polityki Rolnej przyznawane proporcjonalnie do ilości gruntów rolnych wyniosły 7,8 mld zł (1,8 mld euro). Dotacje trafiły do półtora miliona rolników, a dopłata do jednego hektara uprawianej ziemi to średnio 500 zł. Jest to zresztą tylko jeden z elementów całego pakietu świadczeń obejmującego na przykład pomoc dla młodych rolników czy finansowe wsparcie przy inwestycjach dla unowocześnienia produkcji.
Europejska manna zalewając kraj nad Wisłą spowodowała prawdziwą mentalną rewolucję. – Napływ wspólnotowej pomocy zachęcił polskich rolników do porzucenia eurosceptycznych nastrojów, tak charakterystycznych dla okresu sprzed roku 2004, na rzecz otwarcia na Unię i integrację europejską – zauważa profesor Jerzy Wilkin z Instytutu Rozwoju Wsi i Rolnictwa PAN. Upadł obraz polskiego chłopa o antyeuropejskim nastawieniu. Zamiast tego narodziła się polska wieś pędząca ku lepszej przyszłości. I ten obraz wciąż się umacnia.
– Europejska manna wykopała przepaść między małymi gospodarstwami rodzinnymi, skromnymi, by nie powiedzieć – biednymi, jakie wciąż przeważają w Polsce, a mniejszą częścią rolników trudniących się profesjonalną produkcją, prowadzących rentowne gospodarstwa, zorientowanych na rynek i stosunkowo bogatych – wyjaśnia Wilkin. W Polsce jednak nadal dominują małe gospodarstwa – o wielkości od jednego do pięciu hektarów – które powalają swoim właścicielom na samowystarczalność, a czasami nawet na sprzedaż nadwyżek na targach.
Polskie rolnictwo zatrudnia dzisiaj 1,7 mln osób, jeśli nie liczyć ukrytego bezrobocia, bo 500 tys. chłopów w rzeczywistości pracuje w gospodarstwie dwa, trzy dni w tygodniu. Ale nie mają możliwości znalezienia sobie innego zajęcia – tłumaczy socjolog Maria Halamska. Rząd zaś woli przymykać oczy na to zjawisko, by nie zwiększać wskaźnika bezrobocia, który w kwietniu wyniósł 13,7 proc.
Rozwój wsi nie jest jednak możliwy bez lepszego dostępu do edukacji – tylko co czwarty właściciel gospodarstwa rolnego ma wykształcenie rolnicze. Z drugiej strony konieczna jest polityka zatrudnienia, by w środowisku wiejskim móc zaoferować inne możliwości pracy, również poza rolnictwem.
Źródło: onet.pl
Komentarze