We wtorek na senackiej komisji rolnictwa, tym razem pod przewodnictwem senatora Jerzego Chróścikowskiego, obradowano o GMO. Po jednej stronie Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi wraz z Ministerstwem Środowiska, po drugiej Koalicja Wolna od GMO, a nad tym wszystkim niezależna, oceniająca Najwyższa Izba Kontroli.
Kto z Komisji wyszedł z tarczą, a kto na tarczy? Trudno powiedzieć. Najdyplomatyczniej będzie zacząć od stanowiska Najwyższej Izby Kontroli, która jednak nienajlepiej oceniła działania rządu. Stwierdzono brak prac badawczych nad wpływem genetycznej modyfikacji nasion na środowisko, a co za tym idzie na rolnictwo. Nie dopatrzono się również informowania społeczeństwa o GMO, rejestru zmodyfikowanych upraw oraz czuwania nad biologicznym bezpieczeństwem kraju. Jaroszewska nie jest zdziwiona opinią NIKu, zaskakuje ją raczej to, że instytucja wyraziła swój pogląd głośno.
Podczas spotkania największą konsternację wzbudziło pytanie, czy w Polsce można legalnie uprawiać GMO. – Konsultacje w obozie ministerstwa rolnictwa trwały ponad godzinę – opowiada ekolożka, która uczestniczyła w pracach komisji. Jednocześnie spekuluje, że minister Artur Ławniczak dyskretnie wymknął się na ten czas z sali, aby uniknąć odpowiedzi. W końcu jednak padła ona: rolnik może uprawiać rośliny GMO, ale nie powinien tego robić.
I bądź tu rolniku mądry… Paweł Połanecki (były wiceszef sejmiku mazowieckiego, LPR, noszący miano niezależnego eksperta od upraw roślin genetycznie modyfikowanych, absolwent wydziału samochody i maszyny robocze Politechniki Warszawskiej) trzymał się wersji, że powinna nas obowiązywać Ustawa z 2001 roku całkowicie zakazująca uprawy GMO.
Po drugiej stronie barykady znalazł się Tadeusz Szymańczak z Mazowieckiej Izby Rolniczej, znany plantator kukurydzy, zwolennik GMO. Mówił o korzyści uprawy modyfikowanych roślin ze względu na ich dowiedzioną naukowo odporność na omacnicę prosowiankę, czy stonkę korzeniową. Z kolei doradca prezydenta ds. rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski jest ostrożny w podejściu do GMO - Może się okazać, że mając nawet najlepsze intencje nie jesteśmy w stanie zapobiec wymknięciu się spod kontroli takiej uprawy, takiej modyfikacji genetycznej. Również wpływ na zdrowie żywionych zwierząt i ludzi nie jest wystarczająco zbadany – powiedział kilka miesięcy temu Farmerowi. Na komisji stanowiska nie zmienił.
Bezwzględne zalety „ulepszonych” roślin podważają ekolodzy. Uważają je za koniec rolnictwa ekologicznego. – W Polsce jest milion gospodarstw ekologicznych. Jak się obronią przed „nowoczesnością”? Tylko tradycyjnymi produktami mogliśmy wygrać w Europie. Teraz jest to absolutnie niemożliwe – twierdzi Edyta Jaroszewska.
Trzy dni temu do głodowego protestu dołączyła inna aktywistka na rzecz zdrowej żywności Danuta Pilarska, przewodnicząca Związku Rolników Ekologicznych im. Św. Franciszka. Koalicja Polska Wolna od GMO utożsamia się z całym polskim rolnictwem. – Nie jesteśmy tylko dla ekologów, jesteśmy dla wszystkich rolników – opowiada Jadwiga Łopata z koalicji, do której należy wiele organizacji pozarządowych. – Akcja, której się podjęłyśmy to ostateczność – tłumaczy Jaroszewska. – O kukurydzy MON810 dyskutowałyśmy już u ministra w lutym zeszłego roku. I nic nie wskórałyśmy. Tymczasem plantacja tej rośliny wzrosła o 800 procent i teraz mamy jej 3000 ha! – podkreśla protestująca.
Źródło: farmer.pl
Komentarze