Galopujące koszty produkcji, ogromna zmienność i niepewność sytuacji rynkowej, anomalia pogodowe,  a do tego stale rosnące stopy procentowe. Jak w takich warunkach poradzą sobie rolnicy?

Kiedyś to było…

Gdybyśmy sięgnęli pamięcią do okresu sprzed pandemii, szybko zorientowalibyśmy się, że wówczas przewidywalność naszej działalności rolniczej była dużo większa. Zarówno ceny środków produkcji, jak i zebranych płodów rolnych w skali roku podlegały relatywnie niedużym fluktuacjom.

Należy w tym miejscu wspomnieć, że to właśnie stabilność i przewidywalność to całkowita podstawa, w sytuacji gdy gospodarstwa zgłaszają chęć rozwoju, a co za tym idzie realizowania dużych inwestycji.

Galopujące koszty produkcji

Spójrzmy więc na to przez pryzmat średniej wielkości gospodarstwa o powierzchni 50 ha, zajmującego się produkcją roślinną. Dla ułatwienia naszych obliczeń przyjmijmy, że przykładowa farma zużywa 25 t RSM-u 32, 15 t nawozu NPK i 5 tys. oraz 5 tys. l oleju napędowego w skali roku.

Oznacza to, że przed pandemią gospodarstwo musiało wydać ok. 20 tys. zł brutto (wszystkie ceny wyrażone są w wartościach brutto) na nawozy azotowe (25 t x 800 zł), 22,5 tys. zł za nawozy NPK (15 t x 1,5 tys. zł) i ok. 27,5 tys. zł za paliwo (5 tys. l x 5,50 zł).

W świetle powyższych wyliczeń widzimy, że zupełnie podstawowe koszty produkcji dają łączną sumę wydatków na poziomie 70 tys. zł. Pamiętajmy, że to absolutnie niejedyne koszty, jakie rolnik ponosi przy prowadzonej przez siebie działalności – warto wspomnieć o chociażby środkach ochrony roślin, materiale siewnym, podatkach, kosztach amortyzacji sprzętu, czy serwisie maszyn.

Obecnie, dokładnie to samo gospodarstwo za te same środki produkcji zapłaci odpowiednio: za nawozy azotowe 100 tys. zł (25 t x 4 tys. zł) za nawozy NPK 52,5 tys. zł (15 t x 3,5 tys. zł), a za paliwo 37,5 tys. zł (5 tys. l x 7,50 zł), co po zsumowaniu daje nam kwotę 190 tys. zł. Nadmieńmy także, że w międzyczasie odnotowaliśmy znaczące wzrosty cen pozostałych środków produkcji.

Naturalnie w omawianym okresie zwiększyły się także ceny płodów rolnych – pszenica podrożała z 800 zł do ok. 1500-1600 zł, a chociażby rzepak z 1600 do ponad 4000 zł.

Bankructwo tuż za rogiem

Od okresu przedpandemicznego nasza rolnicza rzeczywistość zmieniła się diametralnie, a wraz z nią zmianie uległ także sposób prowadzenia gospodarstw, czy planowania inwestycji.

W wielkim skrócie możemy powiedzieć, że dzisiaj rolnicy będą obracać dużo większymi pieniędzmi, przy dużo bardziej zagmatwanej rzeczywistości rynkowej oraz przy braku jakiejkolwiek pewności co do przyszłych cen płodów rolnych.

Dzisiaj, jak nigdy wcześniej, powinniśmy skrupulatnie liczyć opłacalność wszelkich inwestycji fot. Tomasz Kuchta
Dzisiaj, jak nigdy wcześniej, powinniśmy skrupulatnie liczyć opłacalność wszelkich inwestycji fot. Tomasz Kuchta

To z kolei wiąże się z bardzo dużym ryzkiem finansowym, gdyż już dziś ponosimy rekordowo wysokie koszty na środki produkcji, a nie mamy pojęcia, na ile wyceniane będą nasze płody rolne w okresie pożniwnym.

Zwróćmy również uwagę na fakt, że dzisiaj, jak nigdy wcześniej jesteśmy szczególnie narażeni na ryzyko bankructwa. Warto wyobrazić sobie sytuację, w której przez chociażby anomalia pogodowe stracimy część naszych kosztochłonnych zasiewów – brak zysku z mniejszej, lub większej części areału przy zaangażowaniu rekordowych środków w produkcję, może w prosty sposób doprowadzić nas do bankructwa.

Logika biznesowa wskazuje, że większe inwestycje obarczone większym ryzykiem powinny skutkować wyższymi zyskami. Jednak czy zaangażowanie tych dużo większych środków finansowych w produkcję, przyniesie nam większe dochody?

Dziś o odpowiedź na ten temat nie pokuszą się chyba nawet najbardziej znamienici analitycy rynkowi.

Recepta na kryzys w rolnictwie

W świetle powyższych informacji, przyszłość rolnictwa i jego dochodowości stoi pod wielkim znakiem zapytania. Co zatem możemy zrobić we własnych gospodarstwach, aby przetrwać tę trudną sytuację rynkową?

Uważam, że obecnie szczególnie ważne jest dobre i skrupulatne planowanie inwestycji. Przed każdą inwestycją przeliczmy jej stopę zwrotu, bo zarówno maszyny, jak i środki budowlane są rekordowo drogie, a dodatkowo na wskutek rosnących stóp procentowych z miesiąca na miesiąc coraz droższy staje się sam kredyt.

Osobiście w momencie tak dużej niepewności rynkowej jestem zwolennikiem inwestowania wolnych środków, przy minimalizowaniu finansowania zewnętrznego.

Po trzecie, na same inwestycje patrzmy przez pryzmat dodatkowego zysku, jaki mogą one wygenerować. Osobiście twierdzę, że inwestycje podnoszące nasz komfort pracy nie są w obecnej sytuacji niezbędne i zdecydowanie mogą poczekać. Skupmy się więc na inwestowaniu w to, co przyniesie nam dodatkowe pieniądze, lub pozwoli na ograniczenie kosztów produkcji. Takie działanie może bowiem długofalowo zadecydować o naszym „być albo nie być” na rynku.