Zdaniem szefa Krajowej Izby Gospodarczej wnioski płynące ze spotkania są optymistyczne i to zarówno dla dostawców jak i odbiorców żywności, czyli sieci handlowych. Padały słowa o partnerstwie i zaufaniu. Wydźwięk był więc bardzo pozytywny - przekonywał Arendarski, który przyznał jednak, że nie zabrakło uwag, które burzyły tę sielankę.
Łyżkę dziegciu do beczki miodu dodała dr Jadwiga Seremak-Bulge z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa. Jej zdaniem sieci handlowe wykorzystują swoją silniejszą pozycję w negocjacjach z dostawcami żywności i wymuszają znaczne upusty cenowe. Częstą praktyką jest także przerzucanie na dostawców coraz większej części kosztów promocji i funkcjonowania sklepu. Według ostrożnych szacunków te różne opłaty stanowią około 15-20% wartości sprzedaży – powiedziała Seremak-Bulge.
Z tymi argumentami nie zgadzali się detaliści. Pedro Pereira da Silva z Jeronimo Martins uważa, że współpraca jego firmy z dostawcami jest bardzo dobra. I to nie tylko z jego punktu widzenia, ale także z punktu widzenia partnerów biznesowych. W relacjach między producentami, a sieciami trzeba wypracowywać właściwą równowagę. Jeśli chodzi o naszą sieć zawsze budujemy nasze stosunki z dostawcami na zaufaniu. Nasi dostawcy to w 95% polskie firmy. Jesteśmy uzależnieni od tych dostaw nie tylko dzisiaj czy jutro, ale także za 10 lat. I dlatego tak musimy budować nasze partnerstwo, aby zapewniało stabilny i szybki rozwój obu stronom – powiedział Pedro Pereira da Silva, który przypomniał, że jego sieć co dwa lata wynajmujemy firmę badawczą, która w specjalnej ankiecie bada poziom zadowolenia swoich partnerów. Reakcje producentów w naszym przypadku są bardzo pozytywne – przekonuje szef Jeronimo Martins.
Podczas spotkania nie mogła także zabraknąć tematu marż handlowych. Andrzej Arendarski wątpi w skuteczność ich kontroli lub urzędowego ustalania. Przypomina, że mamy wolny rynek i jeżeli narzuci się zbyt niskie marże to sieci handlowe kupią towar za granicą. A my będąc we Wspólnocie nie mamy już możliwości bronienia się cłami – przypomniał szef KIG.
Skąd więc takie drastyczne różnice w cenach produktu „od pola do półki sklepowej”. Zdaniem Andrzej Falińskiego z Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji można to w bardzo prosty sposób wytłumaczyć. Wyobraźmy sobie, że rolnik produkuje coś za złotówkę. Ale potem ktoś to musi załadować, rozładować, schłodzić, podgrzać, przetworzyć, dowieźć, zapłacić marketing, opłacić nadzór weterynaryjny i sanitarny. A na szarym końcu jest detalista, który dodaje swoją 10-20% marże.
Źródło: farmer.pl
Komentarze