Jak podaje lokalny portal pleszew.naszemiasto.pl, liczba pożarów w wielkopolskiej wsi Gizałki-Las w ciągu minionego tygodnia wzrosła do czterech. Mieszkańcy czuwają po nocach, bo boją się że ich domy staną się celem podpalacza.
Choć policja ani strażacy nie potrafią jednoznacznie rozstrzygnąć, że odnotowane pożary są efektem podpalenia, we wsi nikt już nie wierzy w nieszczęśliwy zbieg okoliczności. Od 30 stycznia w liczącej ledwie 12 gospodarstw wsi paliło się już cztery razy.
30 stycznia br. w nocy odnotowano pierwszy i największy pożar. Ogień strawił stodołę, w której znajdowały się siano, słoma i pasza dla zwierząt, jak również maszyny rolniczy, w tym kombajn. Spaliła się też murowana obora. Na szczęście strażakom udało się uratować 10 cieląt. Poszkodowani rolnicy nie mają czym wykarmić stada. Muszą też szybko odbudować oborę, bo zwierzęta w środku zimy zostały bez dachu nad głową. Gmina i wieś zaapelowały o pomoc dla pogorzelców.
6 lutego, również w nocy, zgłoszono kolejny pożar w sąsiednim gospodarstwie. Ogień strawił budynki gospodarcze i garaż, a w nim także samochodów osobowy. Już 9 lutego paliło się na tej samej posesji po raz drugi. Spłonął drewniany budynek gospodarczy. Nocą 11 lutego znowu paliło się wsi. Z dymem na jednej z posesji poszła drewniana szopa z opałem.
Śledztwo w sprawie pożarów prowadzi pleszewska policja. Przerażeni mieszkańcy wolą czuwać nocami, dopóki śledztwo nie zakończy się schwytaniem podpalacza.
Komentarze