Większość problemów skupia się wokół niekontrolowanego napływu zboża zza wschodniej granicy. Rolnicy są rozgoryczeni – nie tylko trudną sytuacją materialną w jakiej znaleźli się w związku ze spadkiem cen i zablokowaniem możliwości sprzedaży surowca, lecz także poziomem ignorancji i lekceważenia, z jakim się spotykają ze strony rządzących.
Rolnicy czują się ignorowani przez rząd
- Już 8-10 czerwca mówiłem, że jest za dużo zboża. To było jeszcze przed żniwami. Nikt na to nie reagował. Nikt nie chciał przyjąć do siebie, że dzieje się coś złego na wschodniej stronie. Teraz nadwyżka zboża jest już w całym kraju. Wielokrotnie rozmawiałem z premierem – nie zawsze miał dla mnie czas, a wręcz mnie unikał. Więc docierały do niego informacje ode mnie przez jego brata, który obecnie jest posłem RP. Wysyłałem wszystkie informacje odnośnie do zboża technicznego, odnośnie do zboża złej jakości. Informowali mnie o tym rolnicy, wszystko przekazywałem do wojewody i wicepremiera pod swoim nazwiskiem. To, że premier mówił, że nie wie o pewnych rzeczach to było nieprawdą, bo wiedział. Najbardziej rozbroiła mnie sytuacja, kiedy wysłałem mu oświadczenie, na które przejeżdżały ciężarówki ze zbożem technicznym, a po kilku dniach podczas rozmowy usłyszałem: proszę się nie przejmować, to jest normalne zboże tylko tak się nazywa, żeby łatwiej przejechało przez granicę. Uprzedzałem wtedy, że my jako potęga drobiarska nie możemy sobie pozwolić na niezachowanie łańcucha, na złą jakość paszy. Inaczej nikt od nas nie weźmie naszego mięsa, albo weźmie je za pół ceny. Na moje pytanie co powiecie wtedy rolnikom usłyszałem – no tak, nie braliśmy tego pod uwagę – skarży się Jędrejek. - Kilka dni przed ostatnim protestem Agrounii byłem u wojewody i prosiłem go o rozmowę – mamy mnóstwo informacji, chcemy o tym mówić. Wojewoda przyjął mnie, podejmował działania, a góra traktowała go niepoważnie. To wiem z kilku źródeł – nie tylko od niego. Urząd Wojewódzki naprawdę próbował podjąć działania. Do nikogo na górze nie docierało, że u nas jest źle.
Prezes Lubelskiej Izby Rolniczej podkreśla, że czuje, że ma związane ręce. Jako przykłady lekceważenia podaje kolejne zgłoszenia konkretnych transportów zboża złej jakości, którymi nikt się nie chciał zainteresować. Liczby, o których mówią rolnicy robią wrażenie – 24 wagony kukurydzy, czy 90 wagonów bezwartościowego rzepaku, które przytaczali podczas swoich wypowiedzi to tylko kropla w morzu.
Nikt nie wie dokąd trafia zboże z Ukrainy
- Takich informacji przekazałem bardzo dużo. Tylko na jedną dostałem odpowiedź. Rozmawiałem z wojewodą. Na pytanie, czy wie, gdzie idzie to zboże techniczne padała odpowiedź, że idzie do Europy. Nikt nie zna miejsca, w które to idzie. Kontrole to także żenada – dwie panie: jedna z IJHARS-u, druga z Sanepidu szufeleczką z ostatnich big-bagów na ciężarówce pobrały próbę, zaniosły do laboratorium. Szukaliśmy w dwóch laboratoriach pojemnika wycechowanego, żeby sprawdzić, zważyć, sprawdzić gęstość. Przecież to jest podstawowy warunek zboża konsumpcyjnego. Poinformowano nas wtedy, że jeśli kontrahent zamówił zboże gorszej jakości, to ono ma prawo wjechać. Nie powinno tak być. Rolnikowi należy się szacunek. Walczymy o bezpieczeństwo żywnościowe właściwie całej Europy. Ale to cała Europa składa się na to, że to zboże tutaj zostaje – podsumowuje gorzko Jędrejek.
Protesty na granicach mają potrwać 48 godzin. Blokowany jest również terminal przeładunkowy w Staszowie, w woj. Świętokrzyskim. Rolnicy zapowiadają, że to dopiero początek – jeśli rząd nie zaproponuje im satysfakcjonujących, realnych rozwiązań znów wyjdą na ulicę.
Komentarze