Cierpliwość rolników została wystawiona na poważną próbę. Mimo kolejnych obietnic dopłat i wsparcia polska wieś nadal musi zmagać się z problemem ukraińskiego zboża sama. Gospodarze nadal nie dostali żadnych dopłat, a poziom bałaganu, jaki panuje w instytucjach odpowiedzialnych z udzielenie wsparcia sięga zenitu. Nikt nic nie wie, nie jest w stanie powiedzieć, kiedy dopłaty znajdą się na kontach. Ten bałagan po raz kolejny wyprowadził rolników na ulicę.
Naszym celem nie jest wymuszenie zaniechania pomocy Ukrainie, ale walka o przyszłość polskiego rolnictwa i zapobieganie pogorszeniu tragicznej sytuacji, która ma miejsce - mówił w rozmowie z Farmerem Roman Kondrów, organizator protestu w Medyce. - To jest początek końca polskiego rolnictwa - dodał.
Rolnicy: Obwiniamy nasz rząd
Rolnicy podkreślają, że są solidarni i chcą ze sobą współpracować.
Szanujemy Ukrainę, pomagaliśmy, pomagamy i będziemy pomagać. To my, rolnicy z Podkarpacia pierwsi wyciągnęliśmy rękę do naszych braci z Ukrainy. Obwiniamy nasz rząd, bo to oni dopuścili do otworzenia granic i zalania naszego rynku. Chcemy zapobiegać temu, co się wydarzy, a nie leczyć później rany. Jest bardzo, bardzo źle - dodaje Kondrów
Rolnik zaznacza, że wszystkie obiecane dotąd formy wsparcia póki co są jedynie wirtualne. Dodatkowo alarmuje, że od czerwca z dopłat została wycofana pszenica. Z informacji, jakie uzyskał w ministerstwie wynika, że jest to błąd techniczny. Zapytaliśmy resort, co wydarzyło się w tym temacie. Czekamy na odpowiedź.
To wszystko wygląda na to, że rząd chce grać na czas, żebyśmy nie zdążyli poskładać wniosków w terminie i dostać dopłat - alarmuje organizator protestu.
Politycy podnieśli rękę przeciwko polskiej produkcji żywności
Do protestu Podkarpackiej Oszukanej Wsi dołączyła też Agrounia.
Polska wieś jest oszukana, ale przede wszystkim z każdym dniem coraz bardziej zjednoczona - mówił Michał Kołodziejczak, lider Agrounii. - Złe decyzje rządu jednoczą nas wszystkich, którzy żyjemy z ciężkiej pracy na roli. Proponowane nam dopłaty to tak naprawdę rekompensaty za beznadziejną politykę rządu, która spowodowała kryzys w polskim rolnictwie - dodał Kołodziejczak. - Podczas głosowania dotyczącego przywrócenia ceł w Komisji Europejskiej europarlamentarzyści Prawa i Sprawiedliwości podnieśli rękę przeciwko polskiej produkcji żywności, przeciwko naszej racji stanu.
Lider Agrounii podkreślił, że przedstawiciele partii rządzącej podczas spotkań przedwyborczych mówią, że dopłaty będą po wyborach, jeśli rolnicy dobrze zagłosują.
To jest kolejny raz oszukiwanie rolników! - grzmi Kołodziejczak. - Miały być pieniądze w maju, później w czerwcu, lipcu, a teraz coraz głośniej się mówi, ze to będzie wrzesień czy październik, albo na koniec roku.
Rolnicy nie godzą się z kłamstwami, jakimi karmi ich rząd.
Pszenica paszowa, w elewatorze w Rzeszowie, kosztuje 570 zł. Ziarno konsumpcyjne 630 zł, to jest grubo poniżej kosztów produkcji, nie mówiąc już o opłacalności - denerwuje się Kondrów. - Dodatkowo tych dramatycznych obniżek cen naszych produktów nie widać w sklepach. Chleb jak kosztował około 6 złotych, to nadal tak kosztuje. Tak samo mleko, mąka. Kto na tym zarabia? - pyta retorycznie. - Walczymy także w imieniu konsumentów! Dbamy o bezpieczeństwo żywnościowe tego kraju!
Głównym celem strajku jest uzyskanie od rządu uzyskanie konkretnych terminów i przeliczników, według jakich wypłacane będą dopłaty.
Łatwo się mówi ministrowi, że dopłaty będą na poziomie trzech tysięcy do hektara. Ja w to nie wierzę! Mamy doświadczenie z dopłatami suszowymi, które poprzez szczegółowe regulacje i przeliczniki były zaniżone 2 - 3 razy względem tych obiecanych - mówi Kołodziejczak - Obawiam się, że podobnie stanie się i tym razem. Nie możemy bezczynnie na to patrzeć - podsumowuje.
Komentarze