Wszystkie manifestacje łączy jedno – niepokój o przyszłość. Trudna sytuacja na rynkach światowych, spadki cen zbóż na giełdach, a do tego wojna i napływ towarów zza wschodniej granicy postawiły polskie rolnictwo pod ścianą.

Jeśli teraz o siebie nie zawalczymy, nie zawalczymy o nasze dzieci i ich przyszłość, to za chwilę polski gospodarz przestanie istnieć – mówią zgodnie.

Strajk w Piaskach zaplanowany został na 31 godzin. Zablokowany był jeden pas ruchu w kierunku Zamościa. Jest to droga dojazdowa po przejścia granicznego w Hrebennem.

Protestujemy przeciwko importowi zboża z Ukrainy. Następny będzie temat importu z Ukrainy cukru i drobiu. Czekamy, może przyjedzie porozmawiać ktoś z rządu. Na pewno nie oczekujemy ministra rolnictwa. Chcielibyśmy się spotkać z premierem Morawieckiem lub Jarosławem Kaczyńskim. To nie dotyczy już tylko problemów rolników, ale też problemów przedsiębiorców, całego społeczeństwa – mówi Piotr Pokrywka, organizator protestu, rolnik z okolic Hrubieszowa.

Jak przekonuje jeśli rynek nie zostanie uszczelniony, a ukraińskie zboże nadal, zamiast przejeżdżać dalej, będzie zalewało magazyny, polskie gospodarstwa padną.  

Nie chcemy protestować przeciwko, chcemy protestować by osiągnąć cel

My nie chcemy protestować przeciwko. Chcemy protestować, żeby unormować sytuacje, która stworzyła się na rynku zbóż i nie tylko, jako skutek wojny na Ukrainie. Problemem jest niekontrolowany przepływ produktów rolnych z Ukrainy na teren Unii Europejskiej, do Polski, a szczególnie  do wschodnich województw kraju – mówi Leszek Sęk z Izby Rolniczej.

Z przejeżdżających samochodów można było usłyszeć zarówno słowa wsparcia, jak i mniej przyjemne okrzyki. „Do domu!” był jednym z łagodniejszych.

- Taka jest reakcja na to, co tutaj się dzieje. Część ludzi nigdy nie zrozumie dlaczego my tutaj stoimy, marzniemy, przeciwko czemu protestujemy. Jakie mamy teraz na polskiej wsi problemy? Powiem trochę z przekory. Widzi Pani ile jest tutaj rolników? To jakby tych problemów nie było. Wszyscy narzekają, a jedności nie ma - dodaje. - Co się stało z jednością polskiego rolnictwa? Nie wiem. Były lata, że na takie protesty potrafiło przyjść kilkaset osób. Część może jest zadowolona z tej sytuacji, bo średni poziom życia się podniósł - zastanawia się rolnik. - Wieś się też wyludnia i to może być jeden z powodów niskiej frekwencji podczas strajków. Patrząc z perspektywy mojej wsi – na kilkuset hektarach zostanie może jedna osoba. Rolnictwo nie jest kuszącą perspektywą dla młodych ludzi - podsumowuje.

W powietrzu unosi się rozczarowanie

Wśród zebranych na proteście rolników pobrzmiewa gorzka nuta rozczarowania i żalu.

Ludzie się poddają, bo im więcej się protestuje tym cena bardziej spada – mówi Adam Żebrowski, rolnik z powiatu krasnostawskiego.

Podobnych opinii jest więcej. Jak echo wracają słowa, które usłyszeć można na innych protestach – oszukali nas, nie damy dłużej rady, jak mamy żyć?

Kto chciałby zarobić o 30% mniej niż w ubiegłym roku? Zboże nadal tanieje. Mam w magazynach dwuletnie zboże. Muszę je sprzedać po tysiąc złotych, bo idą kolejne żniwa i nie mam gdzie tego trzymać. Na jesieni ludzie kupili drogie nawozy, bo było mówione, że będzie problem z nawozami, a zboże poleciało na łeb na szyję – dodaje Żebrowski. – Nikt z nas nie jest z gumy. Każdy ma ograniczone możliwości finansowe.

Bezsilność czuć niemal na każdym kroku

Nie mamy żadnych zrzeszeń, nas nikt nie uświadamia jak się przed tym bronić. Musi nas ktoś reprezentować. W pojedynkę my nic nie zdziałamy – dodaje Adolf Dumała, rolnik z okolicy Piask.

Rolnicy podkreślają, że Ukrainie należy pomagać. Ale rzeczywistość jest taka, że nie wspieramy pojedynczych gospodarzy ukraińskich, tylko międzynarodowe holdingi, które mają ziemie za naszą wschodnią granicą. We wszystkich wypowiedziach protestujący podkreślają, że to wspieranie oligarchów, w dodatku kosztem polskiej wsi.  

Po proteście zwrócimy się do premiera Morawieckiego z postulatami i będziemy czekali na reakcję. Ten protest nie był rozgłaszany. Dzisiaj chcieliśmy żeby ludzie zobaczyli, że coś się na wsi dzieje, żeby ludzie zobaczyli czemu protestujemy.  Kolejne akcje będą bardziej dotkliwe. – dodaje Pokrywka.   

Rolnicy: Rząd nas oszukał

Wśród zebranych co i rusz pobrzmiewały głosy rolników, że czują się oszukani słowami ministra rolnictwa. Zarówno tymi, żeby magazynować zboże, bo będzie drożało, jak i tymi, że będzie problem z dostępnością nawozów. Podkreślają, że w najgorszej sytuacji są ci, którzy kupili drogie nawozy jesienią, a nadal nie sprzedali zboża, którego cena drastycznie spadła.

Minister Kowalczyk powiedział, żeby magazynować zboże, więc ja zmagazynowałem i pszenicę i rzepak. Posłuchałem się i żałuje. Na tą chwile jestem stratny 150 tys. zł. Można to było przeznaczyć na modernizację gospodarstwa, zakup nowej ziemi. Każdy jest zasypany po dach i nie wie co z tym zbożem zrobić. Oczekujemy stabilizacji cen. Bo na tą chwilę ciężko zapłacić jest za tonę nawozu cztery razy więcej niż warta jest tona pszenicy. Ciężko to w tym momencie skalkulować. Większość rolników jedzie na kredytach. Banki nie będą na nas czekać – mówi Maciej Guz, rolnik z gminy Piaski.

Proponowane przez rząd rozwiązania nie są, zdaniem rolników, wyjściem z sytuacji. Więcej, powodują tylko zgrzyty między samymi rolnikami.

Jeśli będzie tak dalej na wsi, to ja tu nie widzę przyszłości - dodaje Maciej Guz.

Czy czeka nas strajk generalny?

Protesty stopniowo rozlewają się na cały kraj. Wśród rolników coraz głośniej wybrzmiewa obawa przed jutrem, a tym samym poczucie, że powinni się bronić. 

NSZZ Rolników Indywidualnych Solidarność po rozmowach z premierem podtrzymała pogotowie strajkowe. W szeregach coraz głośniej mówi się o strajku centralnym w Warszawie, padają pierwsze nieoficjalne daty. Podobne zdanie mają przedstawiciele Oszukanej Wsi. Rosnące napięcie czuć też w Agrounii.

Czy czeka nas strajk generalny w Warszawie? Czy może rozmowy z rządem przyniosą satysfakcjonujące polską wieś rozwiązania? Odpowiedź na te pytania poznamy zapewne w ciągu kilku najbliższych tygodni.