Partia rządząca w cuglach wygrywała wybory w tzw. Polsce B, czyli na ścianie wschodniej naszego kraju. Mimo ogromnego kredytu zaufania, jakim właśnie w tych regionach obdarzono PiS, nikt z rządu nie pojechał na rolnicze barykady. Premier Morawiecki ogrzewał się w czwartek w piekarni przy ogniu z taniego gazu, obiecując jeszcze tańszy… za kilka miesięcy, a wicepremier i minister rolnictwa Henryk Kowalczyk tłumaczył rząd z wydatków ministra Czarnka na domy i kamienice zakupione dla kumpli swoich kumpli… bardziej niż inni kochających Polskę. Obraz ostatnich dwóch dni dopełnia wizyta Komisji Europejskiej w Kijowie, gdzie jej przewodnicząca Ursula von der Leyen zapowiedziała dalsze pogłębienie relacji z naszym wschodnim sąsiadem. Jej słowa oznaczają, że Wspólnota nie powróci do jakichkolwiek barier w handlu z Ukrainą. Zniesione w połowie zeszłego roku cła na import płodów rolnych nie zostaną przywrócone. Rolnicy z województw: lubelskiego, podkarpackiego i świętokrzyskiego pozostali sami ze swoimi problemami. Czy to tylko ich ambaras?
Spełniony obowiązek
Zimo, padający marznący deszcz i wiatr towarzyszyły rolnikom protestującym w Dorohusku, Hrebennem, Korczowej, Medyce i Staszowie. Rozgrzewali się herbatą, ciepłą grochówką i kiełbasą z ognia. Na zmianę w grupach blokowali drogi. Dogadali się z Policją, było spokojnie, kulturalnie. Przepuszczali samochody osobowe i uprzywilejowane, także tiry co jakiś czas i te z pomocą humanitarną. Nawet media dopisały prezentując ich problemy i oczekiwania. Rozchodząc się do domów mogli powiedzieć, że protesty odbyły się jak Pan Bóg przykazał.
A jednak odeszli zawiedzeni. Spełnili swój obowiązek, dostrzeżono ich kłopoty, na razie tyle zyskali. Zboża swojego tego co im zostało z ostatnich zbiorów sprzedać nie mogą. Jaka rysuje się przed nimi przyszłość? Są deklaracje, brak czynów. Rolnicy chcą rozliczenia tego zboża, które wpłynęło do naszego kraju z Ukrainy. „Gdzie ono pojechało?„– pytają. „Kto je kupił, na co je przerobiono?” Chcą się dowiedzieć, co stało się z tzw. zbożem technicznym? Czy konsumenci jedzą byle co?
Uderzyli w czuły punkt, bo o jakość i standardy żywności mają dbać kraje członkowskie, ich agendy, a nie bezpośrednio Komisja Europejska. Unia dała wytyczne i rozporządzenia, a kontroli tego co wjeżdżało z Ukrainy nie było? Rząd przymykając oczy na import zaryzykował bardzo dużo, opinię o dobrej polskiej żywności i bezpieczeństwo żywnościowe - jakościowe. To raczej bezmyślność, bo jak inaczej można nazwać takie działanie. Czy to nonszalancja? A może niewydolność służb odpowiedzialnych za kontrolę? A może zbytnie spoufalenie się polityków z biznesem, który zboże kupuje? Zapewne wszystkiego po trochu.
Rząd bawi się z rolnikami jak dotąd w ciuciubabkę. Dobrze wie o co chodzi, a udaje że problemu nie ma. Karmi ich pustymi słowami o wojnie, gdy tymczasem pod ich oknami rozbudowuje się infrastruktura, która pozwoli na zwiększenie importu zbóż z Ukrainy. Powstają kolejne spichlerze. Rozpoczynają się inwestycje pod kolejne tony ziarna. Przecież to się dzieje nie na chwilę. „Nasze rolnictwo nieprzygotowane, rozdrobnione i niedoinwestowane z zieloną kulą u nogi w postaci Zielonego Ładu nie wytrzyma konkurencji z liberalnym rolnictwem ukraińskim, w którym można tak naprawdę wszystko” – podkreślają rolnicy.
Pomagali, a odwrócono się
W rozmowach z mediami podczas blokad przejść granicznych i terminali zbożowych rolnicy podkreślali, że sami pomagali uchodźcom z Ukrainy. Przyjmowali ich pod swoje dachy. Wysłali na wschód pomoc. Jako pierwsi, zanim rząd zareagował stanęli na wysokości zadania. Tak jak większość Polaków. Pomoc nieśli prosto z serca. Co otrzymali w zamian?
Setki tysięcy ton ziarna. W ich regionie jest ono przeładowywane i magazynowane. Tylko na ich barki spadł ciężar utworzonych unijnych korytarzy solidarnościowych dla transportu ukraińskiego zboża. Nie prosili się o kłopoty. W Brukseli, w Warszawie i w innych europejskich stolicach zapadły decyzje, a ich skutki odczuli właśnie oni – rolnicy z Podkarpacia, spod Lublina i Kielc.
Na nic nie liczyli - co podkreślają. Chcieli stabilizacji. Nie wyciągają rąk po pieniądze. Chcą wiedzieć co czeka ich dzieci, które przejmą po nich gospodarstwa i będą dalej żyć w południowo-wschodniej Polsce. Czy będzie im się opłacało uprawiać zboża i czy wytrzymają konkurencję z ukraińską machiną rolną? Czy to wiele? A może dożyliśmy takich czasów, że o takie kwestie nie wolno Polakom pytać? Bo wojna w Ukrainie i teraz nie pora? Bo jadą po torach armaty na wschód, a dyskusje powinny skupiać się tylko na tym czy Berlin dostarczy Ukrainie czołgi czy też nie.
O dziwo, nie widać solidarności wśród Polaków z mieszkańcami wschodnich rubieży. Zarząd Izby Rolniczej nawet nie zająknął się nad tym, co dzieje się na wschodzie Polski. Jedynym wyjątkiem był prezes Lubelskiej Izby Rolniczej, któremu z całego serca gratuluję odwagi i słów które wypowiedział w Dorohusku podczas blokady. Choć zakazano mu stawać w obronie tamtejszych producentów, jednak zachował się jak Pan Bóg przykazał. Nie bał się. Mimo politycznych nacisków wykazał się odwagą, co w dzisiejszych czasach nie jest łatwe. Brawo Panie Gustawie (wypowiedź prezesa LIR można obejrzeć na farmer.pl)! Nie słychać głosów z innych związków. NSZZ RI Solidarność została rozegrana jak dziecko. Spod politycznej presji wyłamał się tylko jej szczeciński odział. Gdzie jest prezydencki doradca Jan Krzysztof Ardanowski? Gdzie się zapodzieli posłowie z tamtych regionów, nie słychać was?
Rolnicy z południowo-wschodniej Polski już zdali egzamin
Nie łatwe zadanie ma komisarz ds. rolnictwa Unii Europejskiej. Wielka polityka, co ma miejsce w związku z Ukrainą, przelatuje nad głowami zwykłych obywateli. On sam musi ciągle mierzyć się z „zielonymi” komisarzami, którzy zamiast niego chcą rządzić w europejskim rolnictwie. Zapowiedział, że rolnicy poszkodowani przez import zbóż z Ukrainy otrzymają pomoc. Powiedział, że całkowicie rozumie polskich rolników, że protestują! Jak te słowa kontrastują na tle słów wypowiadanych przez krajowych polityków, tych którzy w ogóle mają odwagę się odezwać? Wicepremier dobrze zaczął zwracając się do Komisji o pomoc, dobrze ją argumentując, jednak potem zmienił front. Powiedział, że problem importu zbóż jest „wyolbrzymiany”. Skąd ta zmiana na przestrzeni kilku dni? Słów jego zastępcy wypowiedzianych w Polsacie nie zacytują, bo do tej pory staram się nie wierzyć w to, że je słyszałem.
Oczywiście słowa pana Wojciechowskiego są bardzo ważne, jednak nie sądzę, żeby właśnie na takie czekali rolnicy, którzy blokowali przejścia graniczne. Oni – co podkreślali – oczekują wizji przyszłości dla swojego regionu, a nie jednorazowego rozwiązania w postaci finansowego datku.
*
Zapraszamy do obejrzenia kolejnego odcinka „Iwana w Dybach”. Iwona Dyba i Radosław Iwański komentują posiedzenie unijnej Rady ds. Rolnictwa i Rybołówstwa, która odbyła się 30 stycznia w Brukseli. Podczas jej obrad stanęła sprawa importu zbóż z Ukrainy.
Komentarze