Pierwsze łabędzie pojawiły się na wspomnianej plantacji na Słowacji przy granicy z Węgrami przed miesiącem, a za nimi lądowały na polu kolejne i kolejne. W efekcie na dużej uprawie maku żerowało około 200 sztuk łabędzi. Rolnik nic nie mógł zrobić, bo ustawa o ochronie zwierząt zabrania straszenia i płoszenia chronionych gatunków - donosi niemiecki portal rolniczy Agrarheute.de.

Szkoda bez odszkodowania

Właściciel ekologicznej plantacji ze zgrozą więc mógł tylko obserwować, jak setki łabędzi niszczy jego zasiewy. Ptactwo niemal doszczętnie wyjadło rośliny na 5 hektarach, nie zamierzało przestać. Farmer zgłosił szkodę do urzędu ochrony przyrody, ale dowiedział się, że odszkodowania nie otrzyma, bo łabędzi nie ma na rządowej liście gatunków, których szkody wyrządzane w uprawach są rekompensowane z budżetu państwa.

Plantacja był jednak ubezpieczona, więc rolnik wnioskował do towarzystwa ubezpieczeniowego o szacowanie strat i wypłatę odszkodowania. Póki co jednak firma przedstawiciela nie przysłała i zwleka z zajęciem stanowiska w tej sprawie.

Naćpane łabędzie

Rolnik tymczasem zaobserwował, że żerujące na jego polu łabędzie dziwnie się zachowują. Ponownie powiadomił służby i na miejsce przybyli inspektorzy weterynarii. Badania wykluczyły ptasia grypę.

Weterynarze orzekli, że łabędzie są zwyczajnie "naćpane". Okazało się, że ptaki po kilku tygodniach jedzenia maku były tak odurzone, że nie były już w stanie latać i prawdopodobnie popadły w stan uzależnienia. Kilka sztuk padło na plantacji prawdopodobnie wskutek przedawkowania narkotycznych alkaloidów zawartych w roślinach. Pozostałe po czterech tygodniach szkodliwej diety zataczały się i mogły przelecieć najwyżej kilka metrów.

Akcja ratunkowa

Z pomocą obrońców zwierząt rozpoczęto akcje ratunkową. Odurzone łabędzie zaczęto przewozić do ośrodka dla dzikich zwierząt na „odwyk”. Problem w tym, że nie dla wszystkich ptaków z makowej plantacji znajdzie się tam miejsce. Służby zastanawiają się, jak rozwiązać problem.