- Nie wracam do mojej wioski na wybory - mówi Virinder, 50-letni rolnik z dystryktu Kurnool w Andhra Pradeś, na wschodzie Indii. 11 kwietnia rozpoczęły się wybory powszechne. Największym głosującym stanem był Andhra Pradeś. - Ludzie jadą, ale ja zostaję! - dodaje rozdrażniony i odwraca się gwałtownie.

Patrzy długo na wody Kryszny, potężnej rzekę biegnącej łukiem tuż obok. Linię horyzontu przecinają wysokie apartamentowce w budowie i siedziby urzędów. Ziemia jest tu żyzna, wody nie braknie. Ale zalewają ją betonem pod nową stolicę stanu. Amarawati od trzech lat powoli rośnie. Ma być najnowocześniejszym miastem w Indiach i drugim Singapurem, przynajmniej tak zapowiada szef stanu Nara Chandrababu Naidu.

- Dla rolnika to bolesny widok - tłumaczy Virinder, przepraszając za wcześniejszy wybuch. "Kiedy ziemia wysycha, a człowiek traci ziemię, coś w nim umiera" - dodaje. Mężczyzna niedawno stracił pole uprawne w Kurnool na zachodzie stanu, kilkanaście godzin jazdy pociągiem od nowej stolicy Amarawati.

Susza trwała pięć lat. Wszystkie studnie w okolicy wyschły. Monsun, kiedy już przychodził, był kiepski, a plony marne. - Władze obiecały kanał. Każdego roku obiecywały - mówi.

Virinder wpadł w długi. W dzień nie mógł patrzeć na dzieci i w oczy swojej żonie. Nie spał po nocach, nie chciał się obudzić rano. Dług spuchł do 600 tys. rupii (8,5 tys. USD). Kiedy stracił ziemię swoich dziadków, nie pozostało nic innego niż wyruszyć na wschód, w stronę nowej stolicy Amarawati.

Virinder nie jest wyjątkiem, ale jednym z wielu. Według danych Narodowego Banku Rolniczego aż 77 proc. rolników w stanie Andhra Pradeś jest zadłużona. Gorzej jest tylko w sąsiedniej Telanganie (79 proc.), nowym stanie, który odłączył się w 2014 r. od Andhry Pradeś. Średnia zadłużonych w kraju to 52,5 proc.

Indie zmagają się z falą samobójstw rolników. Według danych rządowych co roku samobójstwo popełnia 12-18 tys. farmerów.

Większość z nich jednak protestuje, blokuje drogi, a rząd centralny i te stanowe wiele obiecują, lecz szybko zapominają o porozumieniach. Na protesty przestały już zwracać uwagę media. We wrześniu 2017 r. rolnicy ze stanu Tamilnadu, którzy protestowali w Delhi przez dwa miesiące, zaczęli jeść ludzkie ekskrementy, byleby znów przyciągnąć uwagę. Żądali zniesienia długów i dopłat.

- Dla mnie jest już za późno, już straciłem ziemię - mówi Virinder. Średniego wzrostu i wychudzony, pracuje jako robotnik na budowie i na pobliskim polu za dniówkę. Na uprawach chili w dystrykcie Guntur, gdzie leży nowa stolica stanu, dniówka to 200 rupii (ok. 11 złotych). Minimalna dniówka ustalona przez władze w tym stanie to 285 rupii, ale nikt nie zamierza się targować. Z samego Kundoor do stolicy stanu ściąga co roku 200 tys. ludzi, z innych części stanu nawet kilka razy więcej.

- Pracowników jest tak wielu, że muszę odmawiać - tłumaczy PAP Chandra Reddy, który prowadzi sporej wielkości gospodarstwo rolne. Uprawia głównie chili. - Płacę mniej, bo chociaż nie ma tu oficjalnie suszy, jak w innych regionach, to jest coraz mniej wody. A tę muszę kupować i dowozić beczkowozami - żali się.

Indie mają tzw. programy pomocowe dla pracowników rolnych. Narodowy Program Zatrudnienia na Wsiach im. Mahatmy Gandhiego gwarantuje 50 dni pracy dla najbiedniejszych.

- Tylko że u nas nikt nie widział tej rządowej pracy - mówi ze złością Virinder. W Andhra Pradeś dla usprawnienia systemu rząd Chandrababu Naidu powołał komitety wioskowe złożone z miejscowych i oficjeli. Komitety jedynie zwiększyły grono osób uwikłanych w korupcję i stały się sposobem na przekazywanie pieniędzy lokalnym działaczom rządzącej Teluskiej Partii Desam (TDP).

Jej rywal, Kongres YSR, oparł całą swoją kampanię wyborczą na krytyce działalności komitetów wioskowych. Lider tej partii, Jagan Mohan Reddy, przeszedł 3 tys. km od wioski do wioski, domagając się ich zniesienia, i obiecał dopłaty do produkcji płodów rolnych. Miliarder, syn poprzedniego szefa stanu, który zginął w katastrofie helikoptera, szybko zyskuje popularność.

Przeciwnicy twierdzą jednak, że Jagan Mohan Reddy próbuje odwrócić uwagę wyborców od własnych skandalów. Toczą się wobec niego 31 śledztwa i sprawy sądowe - oskarżony jest m.in. o korupcję za kadencji ojca i pranie brudnych pieniędzy.

- Do wyboru mamy dwie partie, które wiele obiecują rolnikom - zgadza się Chandra Reddy. - Ludzie wybiorą tę partię, do której mają dostęp, gdzie mają znajomych i w ten sposób mają szansę na realizację tych obietnic - ocenia.

- A co z tymi, którzy nie mają takich koneksji? - pyta Virinder. - Mój głos się nie liczy - macha zrezygnowany ręką.