Polska-Ukraina. Międzyresortowych pyskówek ciąg dalszy
Na początku szło gładko. Zaraz po wybuchu wojny za naszą wschodnią granicą stało się jasne, że musimy pomagać na każdym możliwym polu.
Na pierwszy rzut poszła pomoc humanitarna i imigracyjna. Przyjmowaliśmy w naszych domach tysiące wojennych uciekinierów, zbieraliśmy dary. Szybko jednak stało się jasne, że to nie wystarczy. By walczyć, i zwyciężyć, Ukraina potrzebuje o wiele szerszego wsparcia – finansowego, militarnego i gospodarczego. Co do tego nie było wątpliwości.
Rządy krajów ościennych, Unia Europejska, światowe mocarstwa podejmowały kolejne decyzje związane z pomocą. Kolejne transze wsparcia płynęły na wschód, otworzono też granice Unii dla produktów z Ukrainy. Wtedy wydawało się, że nie można tego zorganizować inaczej. Pojawiały się jednak głosy rolników, że nie tędy droga. Masowy napływ produktów rolnych Ukrainy mógł zdestabilizować unijne rynki. Nikt jednak ich nie słuchał.
Polscy rolnicy nie stracą na imporcie ukraińskiego zboża. Tak naprawdę to jest w ich interesie – przekonywał ówczesny minister rolnictwa, Henryk Kowalczyk.
I tutaj bajka się kończy. To, co wydarzyło się później, wszyscy wiedzą. Zasypane magazyny, lecące na łeb na szyję ceny zbóż i rosnące napięcie społeczne. Zaraz potem narastające strajki i wreszcie pierwsze działania rządu mające na celu zablokowanie niekontrolowanego napływu zbóż.
Już wtedy dało się słyszeć głosy, że przyjaźń polsko-ukraińska ma swoje ciernie. Zapowiedzi wydawały się jednak jeszcze przerysowane. Patrząc z perspektywy czasu, wydarzenia kwietnia 2023, stały się jednak zarzewiem kolejnego konfliktu.
Pierwsze rysy na porozumieniu idealnym
Nowy minister rolnictwa, w osobie Roberta Telusa, zaraz po nominacji zaczął działać pełną parą. W pierwszej kolejności postanowił posprzątać bałagan na rynku zbóż, zwołał sztab kryzysowy. Był właściwie wszędzie – i na spotkaniach z protestującymi rolnikami, i na zebraniach sztabu kryzysowego i w końcu na granicy, gdzie spotkał się z ministrem rolnictwa Ukrainy, Mykołą Solskim.
Strona ukraińska zaproponowała, aby przez pewien czas bardzo mocno ograniczyć, a nawet, zatrzymać całkowicie przyjazd zboża do Polski – poinformował po rozmowach minister Robert Telus i bardzo mocno podkreślił, że dotyczy to terytorium całej Polski.
Dodał, że tranzyt nadal będzie się odbywał, ale będzie mocno monitorowany – przez obie zainteresowane strony.
Strona ukraińska powstrzyma się od eksportu do Polski pszenicy, kukurydzy, rzepaku i słonecznika do nowego sezonu – zadeklarował minister polityki rolnej i żywności Ukrainy, Mykoła Solski.
Wydawało się, że porozumienie zostało osiągnięte, a polscy rolnicy zobaczyli światełko w tunelu.
Z podobnym entuzjazmem wypowiadał się prezydent Ukrainy, Wołodymyr Zełenski, który w tych samych dniach gościł z wizytą w Polsce.
Znaleźliśmy wyjście z sytuacji, jaką spowodował na polskim rynku napływ zboża z Ukrainy - zadeklarował Zełenski po spotkaniu w Warszawie z premierem Mateuszem Morawieckim. - Omówiliśmy sprawy dotyczące naszych rolników – polskich i ukraińskich. Uważam, że w najbliższych dniach, tygodniach ostatecznie rozwiążemy wszelkie sprawy, nie może być żadnych trudności między takimi bliskimi partnerami i prawdziwymi przyjaciółmi, jak Polska i Ukraina - podkreślił.
Rozmowy się toczyły. Wydawało się, że są na dobrym torze i problem zostanie rozwiązany na drodze dyplomatycznej, bez żadnych radykalnych działań. Tak się jednak nie stało. Po kolejnych rozmowach ogłoszono, że podpisanie porozumienia jest tuż. Ministerstwo nadal jednak odwlekało formalności, tłumacząc to koniecznością dopracowania szczegółów. Taki komunikat słyszeliśmy jeszcze w piątek. Wszyscy czekali na poniedziałek, kiedy to miało odbyć się spotkanie przedstawicieli obydwu resortów i dopracowanie szczegółów. Nikt nie spodziewał się, że po sobotniej konwencji PiS-u wszystko wywróci się do góry nogami.
Wielkie zaskoczenie na konwencji PiS-u
Prezes Kaczyński ogłosił bowiem całkowite zamknięcie granic na ukraińskie produkty. Włącznie z tranzytem. To był moment, w którym bańka prysła. Rozporządzenie zostało błyskawicznie opublikowane i weszło w życie jeszcze tego samego dnia.
Trudno się dziwić, że Ukraińcom się nie spodobało. No bo, jak to? Wczoraj ustalaliśmy co innego! Po pierwszym szoku przyszedł czas na słowa, a te nie były już miłe.
Rozumiemy tę ostrą konkurencję, która była konsekwencją zablokowania ukraińskich portów, ale jest oczywiste dla całego świata i dla każdej osoby na świecie, że to ukraiński rolnik jest w najtrudniejszej sytuacji. Prosimy polską stronę o wzięcie tego pod uwagę – oznajmił Mykoła Solski. - Żałujemy, że dzisiaj odpowiednie organa w Polsce podjęły decyzję o czasowym wstrzymaniu importu jakichkolwiek produktów rolnych z Ukrainy - oznajmił minister.
Ukraiński minister rolnictwa przekonywał, że przewóz ziaren przez Polskę powinien zostać przywrócony natychmiastowo i bezwarunkowo.
Dopiero wtedy będziemy mogli rozmawiać o innych sprawach - dodał Solski. - Obecnie rozwiązanie różnego rodzaju spraw poprzez jednostronne kardynalne działania nie przyspieszy pozytywnego zażegnania sytuacji.
Tak powstała pierwsza rysa na wydawałoby się odbudowanych relacjach polsko – ukraińskich.
Oczywiście jesteśmy otwarci, będziemy na ten temat rozmawiać w najbliższym czasie – odpowiadał lakonicznie Robert Telus.
Ukraińcy w działaniach polskiego rządu już wtedy widzieli grę polityczną.
Ukraina ma nadzieję na rozwiązanie kwestii zakazu dostaw ukraińskiej żywności do Polski w ciągu najbliższego tygodnia - powiedział Mykoła Solski, na briefingu prasowym z 15 kwietnia. - Rozumiemy i bierzemy pod uwagę trudną sytuację rolników w Polsce. Rozumiemy, że ma to odzwierciedlenie w sytuacji politycznej i rozumiemy, że w tym roku w Polsce są wybory. Jednocześnie jest oczywiste, że musimy rozwiązać te kwestie i mam nadzieję, że będzie to odbywało się przy stole negocjacyjnym, bo to ważny i delikatny moment – powiedział Solski.
Dalsze rozmowy nie były łatwe. W ślad za Polską poszły kolejne kraje przyfrontowe, które również zablokowały możliwość wwozu ukraińskich produktów rolnych. Komisja Europejska, która do tej pory nie angażowała się w ten spór, została postawiona pod ścianą.
20 kwietnia ministrowie rolnictwa Polski, Bułgarii, Rumunii, Słowacji i Węgier napisali list do Komisji Europejskiej w sprawie koniecznych kroków, które należy podjąć w celu przeciwdziałania zaburzeniom na rynkach państw członkowskich Unii Europejskiej, najbardziej dotkniętych zwiększonym importem produktów rolno-spożywczych z Ukrainy.
2 maja, Komisja Europejska wprowadziła tymczasowe środki zapobiegawcze przeciwko przywozowi ograniczonej liczby towarów z Ukrainy, zgodnie z wyjątkowymi zabezpieczeniami rozporządzenia w sprawie autonomicznych środków handlowych. W praktyce oznaczało to, że do krajów przyfrontowych obowiązywał zakaz wwozu zbóż, rzepaku, kukurydzy i słonecznika. Zakaz miał obowiązywać do 5 czerwca, kiedy to miało zakończyć obowiązywanie rozporządzenie dotyczące zniesienia ceł i otwarcia ukraińskich granic na Europę.
Ukrainie się to nie spodobało
Eksport do pięciu krajów graniczących z Ukrainą i Bułgarią, która znajduje się niedaleko granicy, został zakazany. To około 20% eksportu zboża, które trafiło do UE drogą lądową. Zakaz obowiązuje do 5 czerwca. Jednocześnie słyszymy z tych krajów, że chcą go przedłużyć. Pracujemy nad zminimalizowaniem tej sytuacji. Bo oczywiście nie podoba nam się ta decyzja i staramy się ją zmienić – powiedział Mykoła Solski cytowany przez UkrAgroConsult.
Stało się jasne, że po pierwotnym entuzjazmie dotyczącym współpracy pomiędzy Polską, a jej wschodnim sąsiadem zostało niewiele, a każde z państw będzie za wszelką cenę dążyło do zabezpieczenia swoich interesów.
Na forum europejskim Ukraina zaczęła prowadzić kampanię dyplomatyczną na rzecz nieograniczonego eksportu swojej żywności do państw UE. Minister Solski tylko 25 maja odbył szereg spotkań online z właściwymi ministrami wielu państw Unii.
Podczas rozmowy z ministrem ds. żywności i rolnictwa Republiki Federalnej Niemiec Cemem Ozdemirem podziękował za wsparcie, w szczególności za to, że Niemcy były jednym z sygnatariuszy listu ministrów 14 krajów UE do Komisji Europejskiej, w którym sygnatariusze wyrazili zaniepokojenie wprowadzeniem czasowego zakazu importu produktów rolnych z Ukrainy do pięciu państw UE i wezwali Komisję Europejską do wyjaśnienia takiej decyzji.
Łączne straty ukraińskich producentów z powodu ograniczeń w eksporcie produktów rolnych do pięciu krajów UE sięgnęły już 200 mln euro. Kontekst ekonomiczny w zakazach importu zboża do UE to nie wszystko, decydujące są względy polityczne, a w szczególności zbliżające się wybory w Polsce. To właśnie ten kraj zainicjował zakaz importu ukraińskich towarów. Teraz Polska aktywnie bada import ukraińskiego zboża i są już fakty potwierdzające – nie było dominacji ukraińskich produktów rolnych – powiedział wiceprzewodniczący Ogólnoukraińskiej Rady Rolnej Denys Marczuk. - Polskie firmy kupowały na Ukrainie pszenicę techniczną. Następnie zakupione zboże przerabiano na mąkę, co zmniejszało wielkość zakupów pszenicy od polskich rolników. Dlatego Polska powinna zrobić porządek w kraju.
Sytuacji nie poprawiło przedłużenie przez Komisje Europejską zakazu wwozu towarów wrażliwych na terytoria krajów przyfrontowych. Choć Komisja od początku podkreślała, że jest gotowa do ponownego wprowadzenia środków zapobiegawczych po wygaśnięciu obecnego rozporządzenia w sprawie zniesienia ceł na towary z Ukrainy w dniu 5 czerwca 2023 r., o ile wyjątkowa sytuacja będzie się utrzymywać. Tak też się stało. Zakaz został przedłużony do 15 września.
Nie ma idealnych rozwiązań, ale decyzja o utrzymaniu tego zakazu jest najgorszą z możliwych decyzji, więc musimy szukać innych opcji. Zakaz doprowadzi tylko do kolejnych problemów, ponieważ Rosjanie będą próbowali go wykorzystać do swoich interesów, aby sprowokować osłabienie jedności w Europie. Nie można na to pozwolić. Rozmawiajmy o tym ze sobą tak szczerze, jak to możliwe - mówił Solski w Brukseli.
Decyzja Komisji nie spodobała się Ukrainie, ale nie do końca usatysfakcjonowała też Polskę.
Państwa przyfrontowa niepokoi fakt, że Komisja Europejska przyjęła zakaz wwozu zbóż ukraińskich tylko do 15 września - wskazał Robert Telus
Już widać, że w tej kwestii będzie trudno o porozumienie. Festiwal wytykania błędów i pouczeń trwa w najlepsze. I wkracza na coraz to nowe pola. Na konferencji Międzynarodowej Rady Zbożowej (IGC) w Londynie przedstawiciele Ukrainy podważyli zasadność wsparcia polskich rolników.
Dotacje, które Polska przyznała swoim rolnikom w odpowiedzi na gwałtowny wzrost eksportu zboża z Ukrainy, nie są zgodne z zasadami Światowej Organizacji Handlu (WTO) - powiedział w poniedziałek wiceminister gospodarki Ukrainy Taras Kachka cytowany przez Reuters.
Do tych zarzutów natychmiast odniósł się nasz resort rolnictwa, który uznał, że zarzuty są bezpodstawne.
- Limit UE na wsparcie zakłócające handel wynosi niemal 72,4 mld euro rocznie, a w roku 2022 wykorzystanie było na poziomie ok. 5,3 mld euro. Tak więc 10 mld zł w żadnym wypadku nie przekracza zasad WTO. Ponadto planowane wsparcie składa się z różnych mechanizmów i nie można przyjmować, że wszystkie mają taki sam, negatywny wpływ na handel. Poszczególne kraje (w tym Ukraina) mają prawo zadawać pytania o powody zwiększenia pomocy i wyrażać opinie w czasie posiedzeń Komitetu Rolnego WTO, ale nie powinny zarzucać złamania zobowiązań UE - czytamy w mediach społecznościowych resortu rolnictwa.
Sytuację zaostrzył także ostatni strajk na granicy w Dorohusku, który odbił się za wschodnią granicą szerokim echem. Ukraińscy rolnicy podjęli lustrzane działania i również zablokowali przejścia graniczne po swojej stronie. Podkreślają jednak, że nie winią za te działania polskich kolegów po fachu, ale nasz rząd.
W czasach, gdy Ukraina cierpi pod rosyjską agresją i potrzebuje maksymalnego globalnego wsparcia, kiedy gospodarka naszego kraju poniosła dodatkowe straty w wysokości ponad 55 miliardów dolarów z powodu rosyjskiego naruszenia elektrowni Kachow, nie możemy pozwolić na polityczne spekulacje na temat eksportu produktów rolnych z Ukrainy. Nie po raz pierwszy doszło do blokowania naszych ciężarówek, a to narusza wszelkie możliwe standardy Umowy Handlowej Ukrainy z UE - komentuje sytuację Andriej Dykun, przewodniczący Wszechukraińskiej Rady Rolniczej. - Takie działania niszczą gospodarkę naszego kraju w najtrudniejszych chwilach. Polscy politycy myślą tylko o następnych wyborach, a nie o przyszłości swojego kraju i nie mogą wytłumaczyć swoim wyborcom, z których większość to rolnicy, że za szkody, jakie wyrządzają blokując produkty rolne z kraju chroniącego nasze wspólne granice przed wrogiem, zapłacą nie tylko Ukraińcy, ale też Polacy - dodaje.
Wypowiedzi strony ukraińskiej coraz mocniej pokazują, że wymagania rosną i będzie ich coraz więcej. Robert Telus wskazywał, że jest zaniepokojony tym sposobem komunikacji.
To wszystko robimy nie przeciwko komukolwiek. Nie przeciwko Europie, nie przeciwko innym krajom Europy i nie przeciwko Ukrainie. Bo niektórzy próbują wbić klina między nas a państwa europejskie, albo między nas i Ukrainę - podkreślił Telus. - To jest nieprawda. My to robimy dla naszych rolników, dla naszych krajów, dla Europy i oczywiście dla Ukrainy. Bo wojna na Ukrainie jest również naszą wojną. My to wiemy, my to czujemy i my jesteśmy w tej sprawie razem - dodał.
Niezadowoleniu Ukraińców trudno się dziwić. Wszak mieli podane na tacy rynki europejskie, a tu nagle ktoś się wyłamuje i robi im pod górkę. Nie ma się co dziwić, że ukraińscy politycy walczą o eksport dla swoich produktów. Wszak w tym momencie potrzebuje pieniędzy z eksportu jak nigdy. I tu ukraińskim politykom należy przyznać rację – walczą jak potrafią, nie do końca patrząc na dobrosąsiedzkie relacje. Jeżdżą, rozmawiają, przekonują wielkich tego świata, aby przychylniej spojrzeli na ich problemy.
Co robi nasz rząd? Zbudowanie koalicji pięciu państw frontowych przeciwko nieograniczonemu importowi z Ukrainy dało efekt jedynie w postaci ograniczonego zakazu importu czterech zbóż, i to tylko na chwilę. Wydaje się, że nasze ministerstwo tkwi w jakimś marazie – nie słychać nic o spotkaniach z ministrami rolnictwa państw UE – szczególnie z tymi, którzy byli sygnatariuszami listu wzywającego Komisję Europejską do wyjaśnienia, czemu zakazano importu zbóż. Czy nie należałoby przekonać ich do przyjęcia polskiej perspektywy i zrozumienia polskich interesów?
Nawet samo spotkanie z ministrami krajów przyfrontowych jest umawiane jakoś tak, niespiesznie.
Najprawdopodobniej w trzecim tygodniu lipca do takiego spotkania dojdzie. Żeby porozmawiać o sprawach technicznych, ale też wytłumaczyć, że nasze działania, które podejmujemy w Unii Europejskiej, są po to, żeby zarówno pomagać Ukrainie, nie szkodzić naszym rolnikom, ale też pomagać zbudować te narzędzia, które będą na przyszłość. Daj Boże, żeby wojna skończyła się jak najszybciej, ale sprawa produktów ukraińskich zostaje z nami na dłużej. Dlatego stoimy dzisiaj przed historycznym zadaniem dla KE, dla UE, dla nas wszystkich, żeby zbudować takie dobre narzędzia i to będziemy wspólnie robić - podkreślił Telus.
Bierność polskiego rządu daje wiele powodów do niepokoju. Zwłaszcza w sytuacji, gdy roszczenia Ukrainy są coraz wyraźniej artykułowane. Ta bierność dziwi tym bardziej że sam minister zdaje się zauważać problem.
- Jeżeli będziemy (...) sobie wzajemnie szkodzić w sprawach handlowych i gospodarczych, to społeczeństwo i rolnicy zaczną zastanawiać się, po co nam taka pomoc, skoro Ukraina nie chce z nami współpracować - podsumował Telus.
Komentarze