Kilka dni temu z gospodarstwa Hill Farm w Ulcombe skradziono ponad 100 kilogramów truskawek o łącznej wartości 300 funtów brytyjskich (1440 zł). Złodzieje w nocy wycięli w siatce otaczającej dobytek rolnika dziurę, przez którą niezauważeni weszli na jego teren. Truskawki zostały zebrane kilka godzin wcześniej i czekały na transport do jednego ze sklepów, w którym miały być sprzedawane. O kradzieży właściciel zaalarmował policję kolejnego dnia. Po krótkich czynnościach służbowych, policja założyła, że truskawki zostały skradzione przez grupę 2 maksymalnie 3 osób. Swój łup będą one prawdopodobnie próbowały sprzedać na pobliskim targu. Dodatkowo rolnik, dosyć niefrasobliwie, poinformował stróżów prawa,  że owoce były niedawno pryskane. Wobec tego z komisariatu policji wysłano oświadczenie do mieszkańców. Czytamy w nim:

"Informujemy, że z gospodarstwa Hill Farm złodzieje ukradli 100 kilogramów truskawek. Owoce zostały niedawno pokryte środkami chemicznymi wspomagającymi wzrost, które mogą spowodować zatrucie żołądka".

Nikt jednak nie przewidział skutków tego oświadczenia. Historia o truskawkach, przez które można się zatruć obiegła nie tylko miasto, w którym znajduje się targowisko, ale również sąsiednie miejscowości. Blady strach padł na konsumentów, którzy kupili i skonsumowali truskawki zanim usłyszeli o ostrzeżeniu policji. Do pobliskiego szpitala zgłosiło się kilkanaście osób, jednak u żadnej nie stwierdzono zatrucia. Na sytuację zaczęli narzekać także handlarze owoców. Jak przyznali, sprzedaż truskawek w ich mieście zamarła. Do swoich obowiązków, sumiennie ruszyli także stróże prawa, którzy dokładnie sprawdzali każdą osobę sprzedającą owoce.  Handlarzy wypytywano skąd posiadają truskawki oraz czy faktycznie posiadają oni umowy sprzedaży z rolnikami.

Po kilkunastu dniach na policję jeszcze raz zgłosił się poszkodowany rolnik. Przyznał, że działanie stróżów prawa doprowadziło nie tylko do zahamowania sprzedaży sezonowych owoców, ale nadwyrężyło zaufanie jego klientów. Dodał przy tym, że jego słowa zostały źle zinterpretowane, a truskawki nie zagrażają zdrowiu. Faktem jest, że użyto pestycydów, ale naturalną praktyką jego klientów jest mycie owoców przed ich spożyciem. Po jego wizycie rzeczniczka policji wydała kolejne krótkie oświadczenie, w którym starała się uspokoić konsumentów: "Chciałabym sprostować, że wymienione truskawki nie stanowią zagrożenia dla zdrowia publicznego".

Teraz rolnicy, jak i sprzedawcy owoców liczą na polepszenie koniunktury. Najbardziej pokrzywdzony w całej tej historii jest okradziony rolnik, którego owoce nie po raz pierwszy stały się łupem złodziei.