Przykładów jest sporo. Oto kilka z nich. Dlaczego rolnik, starający się o dopłaty uzupełniające do zbóż za rok 2004 i 2005, musiał wpisywać osobno każdą działkę rolną obsianą danym zbożem, skoro do każdego należała się dopłata w tej samej wysokości? Gdy jesienią 2003 roku rozpoczęły się szkolenia rolników w wypełnianiu formularzy wniosków o dopłaty, pytaliśmy o to ówczesnego Prezesa Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Usłyszeliśmy, że to wymóg UE. Zapisami traktatu akcesyjnego usprawiedliwiano także brak dopłat bezpośrednich do roślin energetycznych w 2004 r. Ten błąd na szczęście został naprawiony w ubiegłym roku.
Minister rolnictwa zadecydował, że nie trzeba będzie już dokładanie mierzyć wszystkich działek obsianych pszenicą czy żytem. We wniosku wystarczy napisać „zboża” i podać ogólny areał ich uprawy. Rolnik otrzymujący dopłaty z tytułu ONW nie będzie musiał ich zwracać, gdy sprzeda lub przekaże część ziemi innemu rolnikowi, jeśli następca zobowiąże się do kontynuowania zasad gospodarowania na terenach ONW.
Ministerstwo rolnictwa chce też uprościć drogę do dotacji na inwestycje w gospodarstwie rolnym. Teraz rolnik musi wielokrotnie ubiegać się w urzędach o te same zaświadczenia: przy składaniu wniosku, przy podpisywaniu umowy i przy rozliczaniu inwestycji. A przecież powinno wystarczyć oświadczenie rolnika o spełnianiu wymagań, a załączniki powinny być wymagane dopiero przy wniosku o wypłacenie dotacji.
Po bardzo długim oczekiwaniu, jeszcze przed końcem zimy, rozpatrzone zostaną wreszcie wnioski rolników o dotacje na poprawę standardów sanitarnych w gospodarstwie. Do tej pory były to dla rolników pieniądze wirtualne, bo nie wiedziano, co zrobić z nadmiarem wniosków. Program przewidywał bowiem na ten cel 280 mln euro, a przyjęte przez ARiMR wnioski opiewają na 680 mln euro. Zadecydowano, że dotacje otrzymają wszyscy, którzy złożyli prawidłowe wnioski.
Rząd zastanawia się też, jak naprawić krzywdę wyrządzoną młodym rolnikom, którzy nie mogą ubiegać się o dotację „na start” z powodu braku środków na ten cel.
Ministerstwo rozwiewa natomiast nadzieje rolników na szybkie zrównanie stawek dopłat bezpośrednich do kwot wypłacanych rolnikom ze starej UE. Otwarcie traktatu akcesyjnego to jak otwarcie puszki Pandory. Oznacza bowiem podjęcie na nowo negocjacji akcesyjnych. A czy możemy mieć pewność, że któreś z pozostałych 24 państw unijnych nie zażąda, na przykład, wycofania naszych artykułów żywnościowych z unijnego rynku lub wstrzymania wszelkich funduszy pomocowych, w tym dopłat bezpośrednich, bo nie wdrożyliśmy nowych 18 dyrektyw unijnych dotyczących m.in. dobrostanu zwierząt, zdrowia roślin czy ochrony środowiska? W UE żaden rolnik od tego roku nie zobaczy ani jednego eurocenta dopłat, jeśli nie spełni wymagań określonych w tych dyrektywach. Dzięki przyznaniu nam tzw. okresów przejściowych na wdrożenie całego unijnego dorobku prawnego, możemy korzystać z wielu programów unijnych. Otwarcie na nowo dyskusji traktatowych grozić może zablokowaniem środków dla Polski na lata 2007–2013, a są one niemałe. Chociażby Program Operacyjny Rozwoju Obszarów Wiejskich (PO ROW) to 14 mld euro. Nie warto więc ryzykować, chociaż przyznane nam dopłaty i limity produkcji są rzeczywiście krzywdzące.
Źródło: "Farmer" 01/2006
Komentarze