W ostatnim czasie Grupa VW znacznie zmniejszyła produkcję w swojej fabryce w chińskim Sinciangu. "Nastąpiła zmiana modelu biznesowego" - skomentował w Pekinie szef chińskiego oddziału VW Ralf Brandstaetter. Liczba pracowników spadła tam z prawie 700 do 240 osób, a w fabryce - zamiast jak uprzednio montażu pojazdów -odbywają się tylko końcowe prace przygotowawcze.

Jak stwierdził Brandstaetter, był on pierwszym od kilku lat wysokim menedżerem VW, który odwiedził fabrykę w Urumczi. "Zakład, zlokalizowany na dalekim zachodzie Chin, od lat jest przedmiotem międzynarodowej krytyki. Bo komunistyczny reżim w Sinciangu (stolica Urumczi - PAP) podejmuje bezwzględne działania przeciwko muzułmańskiej grupie etnicznej Ujgurów, dla której tamten region stanowi ojczyznę" - zauważa "Welt".

Z informacji organizacji zajmujących się prawami człowieka, m.in. Amnesty International, wynika, że setki tysięcy Ujgurów przetrzymywane są w tzw. obozach reedukacyjnych i zmuszane tam do pracy. Raport potępiający te praktyki chińskiego rządu opublikowało Biuro Wysokiego Komisarza ONZ ds. Praw Człowieka w 2021 roku.

Na tym tle zakład stanowi obciążenie dla Grupy VW. Został on uruchomiony w 2012 roku, kiedy to Pekin w ramach inicjatywy Nowego Jedwabnego Szlaku obiecał rozwój gospodarczy w zachodniej części kraju - przypomina "Welt", podkreślając, że w tamtym czasie stosunki między Niemcami a Chinami były lepsze, a kanclerzem była Angela Merkel.

Sytuacja uległa zmianie w 2015 roku, kiedy Pekin uchwalił ustawy antyterrorystyczne i rozpoczął trwające do dziś represje przeciw Ujgurom. "Od tego czasu Sinciang jest praktycznie niedostępny dla prawników zajmujących się prawami człowieka oraz dziennikarzy. I to jest problem dla Grupy VW" - zauważa "Welt".

W zestawieniu z wielkością całej grupy fabryka w Chinach nie jest ekonomicznie znacząca. Jak poinformował Brandstaetter, w tym roku wyjedzie z niej 10 tys. pojazdów. Przyjeżdżają tam one praktycznie już gotowe z innych fabryk, a w Sinciangu są jedynie poddawane ostatnim pracom wykończeniowym przed wypuszczeniem na rynek. Pierwotnie fabryka została zaprojektowana do produkcji 50 tys. samochodów rocznie.

Ja również jestem bardzo zaniepokojony doniesieniami o łamaniu praw człowieka w regionie. Ale nie mamy dowodów na łamanie praw człowieka w fabryce" - podkreślił Brandstaetter, który w trakcie swojej wizyty "nie znalazł żadnych sprzeczności" z danymi i raportami, którymi dysponował do tej pory.

- W ciągu półtora dnia w Urumczi Brandstaetter zwiedził cały zakład, jadł w stołówce, odbył indywidualne spotkania z siedmioma pracownikami - donosi "Welt".

"Mimo problemów dla Volkswagena jest jasne, że nie wycofa się z regionu. Wynika to również z prawnych uwarunkowań" - dowiaduje się dziennik. Zakład jest zarządzany przez spółkę joint venture SAIC-Volkswagen. SAIC to państwowa firma z Szanghaju budująca i sprzedająca samochody pod własnymi markami, która wspiera rządowe strategie i "z pewnością nie pożegna się z Sinciangiem".

Trudno określić, jak daleko sięga odpowiedzialność Grupy VW w związku z tą problematyczną inwestycją. Niemiecka ustawa o należytej staranności w łańcuchu dostaw nie ma tu zastosowania. Sama fabryka nie ma dostawców mogących korzystać z pracy przymusowej, bowiem to z fabryk SAIC dostarczane są już gotowe pojazdy - opisuje "Welt".

Badanie przeprowadzone w grudniu przez brytyjski Uniwersytet Sheffield Hallam wykazało, że rozwijający się chiński przemysł podwykonawców obsługuje dużą liczbę fabryk w Sinciangu. "Fabryki te nie są regularnie odwiedzane przez zachodnich menedżerów najwyższego szczebla" - podsumowuje "Welt". (