Na dzisiejszym posiedzeniu Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi dyskutowano o problemach wywołanych przez nadmierną koncentrację ferm wielkopowierzchniowych w poszczególnych regionach Polski.

Jak wskazał wiceminister rolnictwa Szymon Giżyński, o fermach wielkotowarowych mówimy w przypadku gospodarstw zajmujących się chowem lub hodowlą: świń (o wadze większej niż 30 kg) powyżej 2 tysięcy stanowisk, macior powyżej 750 stanowisk, drobiu powyżej 40 tys. sztuk. Minister Giżyński przypomniał, że pod opieką i nadzorem Inspekcji Weterynaryjnej znajduje się obecnie 285 wielkotowarowych ferm świń, 1391 ferm drobiu (w tym 878 utrzymujących brojlery, 313 utrzymujących indyki i 200 ferm kur niosek), a największą koncentracją produkcji wielkotowarowej charakteryzują się województwa mazowieckie, wielkopolskie i warmińsko-mazurskie.

Jak poinformowała poseł Małgorzata Tracz w ostatnich latach ilość ferm przemysłowych wzrasta. Zgodnie ze słowami poseł Tracz w latach 2007-2017 liczba wydanych pozwoleń na budowę ferm przemysłowych wzrosła o 281proc. i łącznie wydano ich 986, z czego 593 tylko w latach 2015- 2017. W swojej wypowiedzi podkreślała dyskomfort osób zamieszkujących okolice ferm, który objawia się w licznych protestach dotyczących uciążliwości zapachowej związanej z rolnictwem i hodowlą zwierząt. Wymieniła główne zarzuty protestujących, tj. odory, plagi owadów, spadek cen nieruchomości, hałas, zanieczyszczenie wód gruntowych i środowiska ogółem oraz niszczenie gminnych dróg.

– Potrzebujemy zamian w planowaniu przestrzennym i wzmocnienia w nim udziału i roli lokalnych społeczności, czyli fermy przemysłowe mogą powstawać tylko i wyłącznie na podstawie miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego, a nie na podstawie tzw. WZ. Fermy powinny być odsunięte co najmniej 2 km od najbliższej miejscowości. Trzeba ograniczyć ich koncentrację, czyli odległości pomiędzy poszczególnymi fermami, bo teraz mamy kilka ferm, a tak naprawdę tworzą one wielkie kompleksy. Nie powinno się także budować ferm na obszarach cennych przyrodniczo. Wielkie fermy nie są dziedzictwem kulturowym polskiej wsi – mówiła poseł Tracz.  

Z kolei poseł Jarosław Sachajko wskazał, że nad kwestią tą już debatowano i konieczne rozwiązania są wszystkim znane. Podkreślił również, że wieś to miejsce do produkcji żywności, pochodzenia zarówno roślinnego, jak i zwierzęcego.

– Bez wątpienia tereny wiejskie, te rolnicze, są po to, żeby tam produkować żywność, zarówno pochodzenia roślinnego, jak i zwierzęcego. I tutaj rolnicy bardzo się skarżą na ogromne utrudnienia przy pozyskaniu pozwolenia na rozbudowę czy budowę swojej produkcji zwierzęcej, a duże fermy korporacyjne nie mają z tym żadnego problemu, to nie powinno mieć miejsca. Po drugie, brak ustawy o gospodarstwie rodzinnym. Taka ustawa pozwoliłby na wyrównanie tych szans i rozwój gospodarstw rodzinnych – mówił poseł Sachajko. – Kolejny problem jaki mamy to brak ustawy odorowej, gdyby ta ustawa była uchwalona to wszyscy wiedzieliby na czym stoją i jakie są zasady. No i brak ustawy o referendum lokalnym, tak żeby lokalna społeczność nie musiała protestować tylko mogła w referendum zdecydować o rozwoju w danej miejscowości – dodał.

Jak stwierdził poseł, mieszkańcom miast może wydawać się, że wieś pachnie fiołkami, jest czysta i cicha, ale tak nie jest. „Wieś to specyficzne zapachy, jednym się podobają innym nie, ale one tam będą i tego się nie uniknie. Jak ktoś na wsi chce mieszkać to musi takie rzeczy zaakceptować”, wskazał.

– W tej chwili próbuje się mówić o tym jaka tam się dzieje tragedia, jak śmierdzi, że są muchy, no ale tak wygląda wieś. Jak są zwierzęta to są muchy i odory. Tylko musimy pamiętać o tym, że wieś jest do produkcji, roślinnej jak i zwierzęcej. Starajmy się o tym pamiętać. I o tym, że rolnicy zainwestowali ogromne pieniądze we własne gospodarstwa i chcą dalej pracować bo oni umieją to robić i robią to dobrze – powiedział poseł Sachajko.

Jednak jak stwierdził socjolog Jarosław Urbański, który przedstawił prezentację na temat problemów związanych z omawianym tematem, coraz mniejsza część mieszkańców wsi żyje z rolnictwa – na początku lat 90 było to 46 proc., obecnie zaś jedynie ok. 21 proc. Podkreślił również dużą migrację ludności z miast na tereny wiejskie. Ludności, która wyobraża sobie, że hodowla zwierząt to 100 świń, 100 krów i 200 kurczaków. Przedstawił wyniki sondażu wskakującego w jakiej minimalnej odległości od zabudowań mieszkalnych prawo powinno prawo powinno pozwalać na budowanie ferm przemysłowych, zgodnie z którymi niemal 40 proc. respondentów wybrało odległość większą niż 2 km.  Następnie poruszył kwestię zagrożeń związanych z hodowlą zwierząt, czyli m.in. zanieczyszczeniami powietrza, rosnącą antybiotykoopornością i transmisją patogenów.

Do jego wypowiedzi odnosiło się kilku kolejnych mówców, podkreślając, że ze "100 kurczaków wyżyć się nie da". Podkreślono również, że w przypadku minimalnej odległości 2 km od zabudowań pojawia się wiele dodatkowych kosztów związanych z inwestycją jak podciągniecie mediów czy zrobienie drogi dojazdowej, w związku z czym lepiej byłoby, aby to napływowi mieszkańcy budowali się poza wsią, niż nakazywać rolnikowi emigrację z miejsca zamieszkania.

Do przedstawionych wyobrażeń o produkcji zwierzęcej odniósł się również Główny Lekarz Weterynarii, Bogdan Konopka, który zaznaczył m.in., że dzisiaj aby rolnik mógł być konkurencyjny w Europie musi mieć odpowiedni potencjał produkcyjny.

– Nie możemy doprowadzić do tych kilku czy kilkudziesięciu sztuk bydła pasących się pięknie na pastwisku i poprawiających polski krajobraz. Trzeba myśleć o tym jak się utrzymać na powierzchni, żeby można było produkować na rynek, bo takie gospodarstwo które ma kilka czy kilkadziesiąt sztuk to może być wspaniałym gospodarstwem rodzinnym, które będzie przetwarzać i sprzedać swoje produkty lokalnej społeczności – stwierdził Bogdan Konopka.