Działalność kół gospodyń wiejskich przez lata była istotną częścią życia na wsi. Z biegiem lat straciła jednak na znaczeniu. Najpierw telewizja, a później internet wypierały stopniowo z życia społecznego coraz więcej osób. Jak się jednak okazuje, nie da się żyć tylko w czterech ścianach i nie da się opierać tylko na wirtualnych kontaktach. Człowiek wszak jest zwierzęciem stadnym i ciągnie do ludzi. Po latach niebytu, okazało się, że stare, dobre koła gospodyń są w stanie integrować lokalną społeczność równie mocno jak kiedyś.

Co łączy gospodynie?

To właśnie potrzeba wspólnoty i integracji zjednoczyła kobiety z Piask Wielkich, w województwie lubelskim. - Nieformalnie koło działa od 2008 roku, kiedy to spotkałyśmy się po raz pierwszy. Nasza wieś nie jest duża, nic się tutaj właściwie nie działo. Po powrocie do domu zastawała nas swego rodzaju pustka – bo ile można żyć samymi obowiązkami – opowiada Ewelina Warda, jedna z pierwszych kobiet w kole.  – Przez dwa lata spotykałyśmy się na kawie, ciastku, wspólnie gotowałyśmy. W końcu stwierdziłyśmy, że to dla nas za mało. Założyłyśmy koło formalnie, poszłyśmy na pierwsze dożynki. Zobaczyłyśmy jak to wygląda i spodobało nam się to uczucie. Stwierdziłyśmy, że to ma sens i że warto. Wszystko zaczęło się od Agnieszki, która wtedy została sołtysem. Stanęła na czele wsi z dużym zaangażowaniem i chęcią zrobienia czegoś dla lokalnej społeczności, to ona zainicjowała nasze pierwsze spotkania. Przez te wszystkie lata skład się zmieniał, raz byłyśmy bardziej, a raz mniej aktywne, ale trwamy w tym już 15 lat.

Agnieszka Skomorowska od wielu lat cieszy się zaufaniem lokalnej społeczności, w której niezmiennie piastuje stanowisko sołtysa. Już na pierwszy rzut oka widać, że jest niczym żywe srebro, którego wszędzie pełno. 

Zostałam sołtysem w trudnym dla naszej wsi okresie, kiedy były plany otwarcia u nas składowiska odpadów niebezpiecznych - opowiada. - Wtedy mieszkańcy mocno się zjednoczyli, była walka żeby na to nie pozwolić. Nazwa wsi była odmieniana przez wszystkie przypadki, zarówno w mediach, jak i w codziennych rozmowach. Uderzyło mnie wtedy, że chociaż jesteśmy całkiem sporą społecznością wielu ludzi nadal nie wiedziało, gdzie te Piaski Wielkie tak naprawdę leżą. Wszyscy słyszeli o Kębłowie, sąsiedniej wsi, i bezwiednie nas pod niego podpinali. Zaczęłam się zastanawiać co możemy zrobić, żeby zaistnieć w świadomości mieszkańców całej gminy. Wokół mnie były dziewczyny, które entuzjastycznie podeszły do pomysłu stworzenia koła. Dużym wsparciem okazał się także ówczesny burmistrz, który bardzo entuzjastycznie podszedł do naszego pomysłu i bardzo kibicował naszym działaniom. Koło gospodyń stało się  taką okazją do zintegrowania mieszkańców, samej byłoby ciężko to zrobić. To był taki mój pomysł na czas mojej kadencji sołtysa. Jak widać przetrwał wiele lat, a ja wraz z nim.

Każde z kół gospodyń jest inne. To piaseckie, jak mówią o nim jego członkinie, jest stworzone dla przyjemności podniebienia. Panie specjalizują się w lokalnych potrawach, którymi bezkonkurencyjnie wygrywają kolejne zawody. Ich popisowym daniem są flaki. – Nie mogło być inaczej, w końcu piaseckie flaki słyną w całej Polsce – mówi Anna Teper, członkini koła. – Każdego roku, na początku wakacji w naszej gminie organizowany jest Festiwal Flaków. Bierzemy w nim udział od 10 lat zdobywając wiele nagród i wyróżnień. Ostatnie cztery lata byłyśmy bezkonkurencyjne! W nagrodę jeden z lokalnych europosłów zaprosił nas wraz z kilkoma utytułowanymi kołami z regionu na wycieczkę do Brukseli. To dopiero było coś!

Na flakach świat się jednak nie kończy. Piaseckie gospodynie mogą się pochwalić także przywiezionymi z wielu imprez, nagrodami za zapomniane potrawy. Kto bowiem słyszał o fajerczakach, sodziakach, czy pierogach z bobem i boczkiem? Kto jadł klejzy? – Musimy promować stare smaki, zanim zostaną zupełnie zapomniane – przekonuje Janina Wójcik, członkini koła. – To w jakiś sposób nasze dziedzictwo. Historia naszych babek, które miały znacznie mniej niż my, a jednocześnie ich kuchnia wcale nie ustępowała smakowo dzisiejszej.

Co daje przynależność do koła?

Odpowiedzi na to pytanie może być wiele. Gospodynie z Piask Wielkich na pierwszym miejscu wymieniają jednak poczucie wspólnoty, przynależności do swojej maleńkiej ojczyzny. Dbają o siebie nawzajem, chcą integrować społeczność i z powodzeniem to robią organizując spotkania mikołajkowe, czy wspólne sprzątanie świata zakończone ogniskiem z tańcami. - Koło dało nam między innymi możliwość poznania władz gminnych. Szary obywatel nie ma takich możliwości, żeby usiąść z burmistrzem przy stole i porozmawiać. W codziennym życiu zderzamy się z władzami jedynie w sytuacjach kryzysowych, kiedy pojawia się konieczność wizyty w urzędzie. Dzięki kołu możemy poznać inną, ludzka twarz, naszych włodarzy – mówi Janina. -  To bardzo ważne, że jako przedstawiciele naszej wsi mamy taka możliwość – to jest zupełnie inny poziom rozmowy w porównaniu z tym, kiedy siada się na krześle jako petent. Włodarze widzą naszą aktywność, zaangażowanie, że ludzie chcą uczestniczyć w różnych akcjach, że wychodzimy z inicjatywą. Jest to bodziec do wsparcia nas, naszej wsi.

Gospodynie jednogłośnie podkreślają, że olbrzymią bazą do ich działania jest wsparcie gminy. Tak poprzedniego burmistrza, jak i obecnego. – Zawsze możemy liczyć na ich wsparcie, czy to merytoryczne, czy finansowe – opowiada Agnieszka. – Nasza wieś nie ma swojego lokalu, nie mamy tu remizy, ani świetlicy, w której moglibyśmy się spotykać. Jednak zawsze kiedy tego potrzebujemy władze udostępniają nam lokale – to budujące czuć się tak docenionym i potrzebnym.  Kilka lat temu włodarze zakupili wszystkim kołom w naszej gminie jednakowe stroje. Od tego czasu jesteśmy jednolite – w swoich białych bluzkach i kwiecistych, stylizowanych na ludowe, spódnicach czujemy się kompletne. Nie jesteśmy zbieraniną przypadkowych osób – jesteśmy identyfikowalne, spójne.

Płaszczyzn do działania jest bardzo dużo, ale podłożem wszystkich aktywności jest wzajemna sympatia. – My się po prostu wzajemnie lubimy. Te nasze spotkania zawsze są powodem do takiego świętowania codzienności, zintegrowania się. Organizujemy sobie poczęstunek, omawiamy nasze sprawy – dodaje Katarzyna Kowalska, jedna z młodszych członkiń koła. – To daje nam potężną podstawę do działania. Wspieramy się nawzajem. Każda z nas ma swoje miejsce, swoją rolę. Agnieszka koordynuje i gotuje flaki, dziewczyny pieką i lepią pierogi i paszteciki. Pani Marysia Złomanciec, nasze ogromne wsparcie i motor napędowy zbiera dla nas zboża, kwiaty, suszy to wszystko. Każdy ma swoją rolę, w której czuje się najlepiej. W tym roku mija 15 lat od kiedy się spotykamy. Chciałyśmy na początku działać bardzo lokalnie, tylko na naszej wsi, ale bardzo nas cieszy, że to się rozwinęło, poszło tak daleko, że pojawiamy się i w powiecie i w województwie.

Ważnym elementem działania kół gospodyń są finanse. Poza dofinansowaniem z ARiMR, które z powodu ilości członków jest niewielkie gospodynie starają się zarobić na własne potrzeby sprzedażą podczas lokalnych imprez swoich wypieków i potraw. Dzięki temu udaje się im później organizować spotkania integracyjne we wsi, czy czasem gdzieś razem wyjechać.

Koło Gospodyń. A co z Gospodarzami?

Gdzie w tym całym babińcu jest miejsce dla mężczyzn? Jak się okazuje bez nich trudno byłoby cokolwiek zorganizować. I nie są tylko szarą eminencją do dźwigania namiotów, ale formalnie tez należą do koła. Choć co prawda, na wszelki wypadek, panie trzymają ich z dala od gotowania to i tak nie wyobrażają sobie koła bez nich.

Panowie w kole dają nie tylko rezerwę siły fizycznej, ale często staja motorem napędowym wielu działań. – Często zachęcają nas do udziału w różnych aktywnościach, także charytatywnych, skierowanych do większej społeczności niż tylko nasza wieś. Bierzemy udział w Orszaku Trzech Króli – pieczemy ciasta, gotujemy bigos. W sierpniu odwiedzamy grupę pielgrzymów, która wyrusza z pobliskiego Świdnika,  dojeżdżamy do nich i robimy im kolację. Pieczemy ciasta na dzień dziecka, brałyśmy udział w balu charytatywnym. W ciągu roku to jest kilka imprez, w których działamy na rzecz innych – dodaje Agnieszka. – To dla nas bardzo ważne.

O czym marzą piaseckie gospodynie? Marzenie jest o tyle przyziemne, o ile trudno osiągalne – lokal. Miejsce, w którym będzie można się spotkać, zorganizować wiejską integrację, zrobić cos dla społeczności. – Nasza wieś tego potrzebuje, to widać. Są chęci, jest zaangażowanie. Razem możemy naprawdę dużo – przekonuje Agnieszka.