Z tematem obecnego postrzegania zawodu rolnika przez społeczeństwo zmierzył się Michał Nowacki, Rolnik NIEprofesjonalny, znany youtuber. Ninja socjal mediów – jak nazwały go organizatorki kwietniowej, otwartej debaty #MowaDobra, przeprowadzonej w ramach LinkedIn, Marta Ciak oraz Izabella Płócienniczak.
- Michał, jak to jest z Wami rolnikami?
- Myślę, że podobnie jak z resztą społeczeństwa, każdy z nas jest inny – przyznaje Rolnik NIEprofesjonalny. - Jedni są przyjaźniej nastawieni do świata, inni trochę mniej. Mamy gospodarstwa bardzo małe, po 3-5 ha i gospodarstwa po kilka tysięcy ha powierzchni. Jednak są to już teraz w przeważającej części osoby dobrze wykształcone, prowadzące swoje własne działalności gospodarcze. Jako rolnicy często działamy w bardzo wielu sferach, robimy kilka rzeczy na raz, bo rolnictwo to nie tylko uprawa ziemi i hodowla zwierząt, ale także jesteśmy marketerami, księgowymi, mechanikami, operatorami.
Są wśród nas rolnicy dobrzy i rolnicy, którzy wykonują swoją pracę niezgodnie ze sztuką. Więc nie ma co nas tu rolników wybielać, ale też myślę, że te stereotypy, że powszechnie jesteśmy niewykształceni, brudni, bez pojęcia o świecie, że dostajemy dotacje i dofinansowania za nic, że nam pieniądze same spadają z nieba, że leżymy w domu a w polu samo rośnie - to przekonania mocno krzywdzące. Te obrazy trzeba wypośrodkować. Jest tak, że nasz wizerunek jest mocno zaburzony, choć jest wiele osób, które to swoje postrzeganie wsi i rolnictwa już zmienia. Ale też oczywiście są osoby, które dość mocno nas atakują.
- Patrząc na te wszystkie doniesienia prasowe, gdzie opisywane są sytuacje karania rolników mandatami za wykonywanie przez nich prac, jak myślisz, dlaczego tak dużo osób, zwłaszcza z miasta, nie lubi rolników? Czy nie jest tak, że po prostu nie wiedzą na czym polega ich praca i stąd bierze się to agresywne, wobec nich zachowanie?
- Rzeczywiście, jest takie nowe zjawisko donoszenia na rolników za ich pracę: hałasowanie, przejeżdżanie pod oknami itd. Skąd to się bierze? No cóż, jeszcze nie tak dawno dużo osób ze wsi, dzieci rolników wynosiło się ze wsi do miasta za lepszym życiem. A teraz mamy sytuację odwrotną – osoby z miasta osiedlają się coraz częściej na przedmieściach, na wsiach, budują się na nowych osiedlach powstających na terenach wiejskich i rzeczywiście, nie do końca rozumieją na czym nasza praca polega. Nie zdają sobie sprawy z tego, że to nie jest praca od 8 do 16, że nie ma dla nas jakiś ram czasowych jeśli chodzi o produkcję polową. Że jesteśmy mocno uzależnieni od tego, jaką mamy pogodę, w tygodniu pada deszcz, nie zrobiłem koniecznych zabiegów polowych, więc muszę je zrobić w niedzielę bo jest wreszcie sprzyjająca pogoda tzw. okno pogodowe.
Stąd to hejtowanie. Ja też nie raz o sobie czytałem, że nie daję ludziom spać, nie daję ludziom żyć, oni chcą odpoczywać w weekend, a ja tu jeżdżę ciągnikiem przed blokami, bo akurat bloki na moim terenie są. Przecież nie jest to praca, która daje się zamknąć w sztywne schematy. Żniwa – nie raz jak pogoda pozwoli kosi się do późnych godzin nocnych, a już zwłaszcza wtedy, gdy wiemy że następnego dnia ma spaść deszcz. Jest to sytuacja, w której możemy stracić jakąś część swoich plonów, dochodów – więc gonimy i z czasem i pracą, i zbieramy do samego końca.
Kolejna sprawa - opryskiwanie roślin. Wiele osób krytykuje i hejtuje nas za to, że je wykonujemy. To nawet nie muszą być ś.o.r. rolnictwa konwencjonalnego ale nawet środki rolnictwa ekologicznego. Jeżeli robimy to za dnia – jeździ się za nami, robi się nam zdjęcia i pisze skargi do różnych inspekcji. Jeżeli robimy to nocą – to znowu zakłócamy ciszę nocną i kolejny hejt się pojawia na forach w postaci niewybrednych komentarzy, albo wzywa się policję. A ci stoją wtedy między młotem a kowadłem – ale niestety czasami mandaty wystawiane rolnikom się sypią.
Ja w zupełności rozumiem niezadowolenie innych w takiej sytuacji, gdy rolnicy wyjeżdżają na drogi z pól i błoto z kół zostaje, bo nikt tego nie posprząta. Ludzie mają prawo zgłosić to na policję, bo to może prowokować sytuację niebezpieczeństwa w ruchu drogowym. Ale jest też tak, że rolnik gdzieś tam wyjedzie i nawet chce sprzątnąć, ale nie zdąży, bo już policja nad nim stoi.
- A nie jest tak, że największym wrogiem rolnika jest drugi rolnik? Znam sytuację, gdy koleżanka zrobiła sobie na działce na wsi altankę blisko ogrodzenia. I co zrobił sąsiad rolnik? Wylał jej tam gnojówkę po drugiej stronie.
- Tak, to się zdarza. Rolnicy nie są zawsze super ekstra krystaliczni. Zdarzają się takie przykre sytuacje czy wręcz patologie. Ale to dzieje się wszędzie i w firmach w miastach w postaci np. mobbingu.
- Przyznasz też, że zdarza się, że rolnicy nieetycznie traktują zwierzęta. Osobiście widziałam jak ciągnięte i bite są cielaki. Czyli nie jest tak, że tylko miastowi się czepiają. Ile się słyszy o rolnikach trzymających psy na krótkich łańcuchach, bez bud itd.
- Tak, są takie przykłady ewidentnie złego traktowania zwierząt hodowlanych czy domowych, znęcania się nad nimi. To niestety szczególnie negatywnie wpływa na wizerunek właśnie rolników. Oczywiście tego nie można bronić w żaden sposób, jest to zachowanie karygodne i z tym trzeba walczyć i nasze środowisko z tym walczy. Ale jest też druga strona medalu, niestety też często w mediach przedstawiana i negatywnie wyolbrzymiana – mówi się o nas, że rolnicy trują ludzi, zatruwają środowisko i żywność, bo stosują opryski, gwałcą zwierzęta – wchodzi się tu w naprawdę mocne zarzuty.
Obserwowałem kiedyś wpis w internecie, jakoby rolnik najpierw znęcał się nad cielakiem a potem go wyrzucił i zostawił na pastwę losu. Oczywiście pod wpisem mnóstwo komentarzy oburzonych ludzi. Po jakimś czasie okazało się, że jednak cielak u rolnika, choć może nie miał jakiś specjalnych warunków, owszem odpojony i odkarmiony był, i na żadną kupę gnoju poza oborą nie został wyrzucony. Historia z postu o maltretowanym zwierzęciu okazała się nieprawdziwa, ale hejt pozostał, tzw. smród za tym rolnikiem pewnie się będzie ciągnął. Niestety często eskaluje się takie negatywne emocje i wyolbrzymia pewne sytuacje, które zaburzają obraz całej rolniczej społeczności.
Jeszcze jeden przykład: wiosną ub. roku, gdy rozpoczęła się pandemia, oprócz podziękowań dla lekarzy w pewnym momencie zaczęto dziękować nam rolnikom, że jest bezpieczeństwo żywnościowe, że gdyby nie rolnicy, to byłyby puste półki sklepowe itd. Na jesieni ta sytuacja zupełnie się odmieniła – a stało się to przy okazji prac nad tzw. Piątką dla zwierząt. Sprowadzono nas do poziomu barbarzyńców, którzy zwierzęta maltretują, którzy nie dbają o nie i wśród społeczeństwa te nastroje antyrolnicze bardzo mocno wzrosły. Na rolników padło odium uboju rytualnego – choć tak naprawdę rolnicy nie mają z tym nic wspólnego – nie są odpowiedzialni za to, jak to zwierzę jest ubijane i nie ma to nic wspólnego z dobrostanem, który jest u nich w gospodarstwach.
Walczono wówczas nie o utrzymanie uboju rytualnego, a o byt gospodarstw, żeby zaplanowane w tych wspomnianych przepisach zmiany zachodziły stopniowo, a nie tak jak proponowano w ciągu miesiąca. Generalnie podejście rolników do hodowli, do uprawy też się zmienia i rolnicy są otwarci na te zmiany, ale nie można ich wprowadzać z dnia na dzień. To wszystko pokazuje, że trzeba ludzi uświadamiać, że to co my robimy to nie jest zło. To jest normalne i konieczne.
- Obserwując komentarze w social mediach to widać, że to jest takie wrzucanie wszystkich do jednego worka. Osoby w internecie czują się bezkarne…
- Tak, ludzie w internecie czują się bezkarni. Na FB jeszcze jest na tyle dobrze, że jak jest imię i nazwisko, to niektórzy się hamują. Ale na forach, na portalach od artykułami podpisują się nickiem, i dopiero tam się otwiera puszka Pandory… ludzie tracą całkowicie hamulce.
- Z jakim konkretnym hejtem Ty się ostatnio spotkałeś?
- Ostatnio może nie koniecznie, ale rzeczywiście były takie moje publikacje w mediach społecznościowych, które spotkały się z ogromnym hejtem. W komentarzach znalazły się opinie, które nie miały nic wspólnego z rzeczywistością. Ale chyba jestem już uodporniony, w końcu spotkałem się z hejtem na różnych etapach swojego życia, poczynając od szkoły podstawowej.
- Odczułeś inne traktowanie jako dziecko ze wsi, rolnik?
Tak i nadal mam styczność z traktowaniem mnie przez niektórych miastowych z góry. Jakby to, że jestem synem rolnika i prowadzę taką, a nie inną działalność było czymś, co umniejsza moje kompetencje w potencjalnej współpracy. Ale co ciekawe, z moich obserwacji wynika, że hejt często nie pojawia się od osób, które są typowo z miasta, ale od osób, które kiedyś mieszkały na wsi i się do miasta przeprowadziły. Jakby chcieli podnieść swoją samoocenę.
W rozmowie skupiliśmy na tych miastowych, którzy osiedlając się na wsi zaczynają toczyć walkę z rolnikami, a tymczasem warto podkreślić, że są też tacy nowi mieszkańcy wsi, którzy przeprowadzając się z miasta wprowadzają na tę wieś trochę innego życia w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Zaczynają być organizowane różne, inne niż dotychczas wydarzenia, spotkania kulturalne, wspólne zajęcia. Takie mieszanie się miasta ze wsią – łączenie - przynosi korzyści i to obu stronom. Do tego stopnia, że na dożynkach – święcie dotychczas głównie rolników – najlepiej bawią się miastowi.
- Może te konflikty na wsi wynikają z tego, że ludzie coraz mniej po prostu rozmawiają ze sobą?
- Tak, kiedyś ludzie na wsi sobie więcej, tak na bieżąco pomagali. Dziś raczej każdy sobie rzepkę skrobie, i tej pomocy sąsiedzkiej, wspólnego rozwiązywania bieżących spraw jest coraz mniej. Tak przynajmniej widzę to w moim regionie, północno-zachodniej Polski. Wydaj mi się, że na wschodzie kraju jeszcze te tradycje współpracy sąsiedzkiej są bardziej zachowane. Choć – trzeba przyznać, że jeśli zdarza się jakieś prawdziwe nieszczęście – jak np. ostatnio u nas trąba powietrzna w okolicach Rytla, to rolnicy z każdego zakątka Polski potrafią się natychmiast zjednoczyć i sobie nawzajem pomóc.
- A czy nie jest tak, że ludzie mieszkający na wsi mają jednak trochę kompleksów i przez to nie mają dystansu do pewnych informacji, które gdzieś są wiązane ze wsią?
- Nie da się tu odpowiedzieć jednoznacznie. Część ludzi na pewno ma coś z tyłu głowy, że oni są ze wsi, więc są gorsi. I są bardziej wycofani. Ja to widziałem szczególnie w szkole średniej. Ale kiedyś rzeczywiście był gorszy dostęp do nauki. Dziś mamy powszechnie już internet, więc te różnice się zdecydowanie zmniejszyły, wręcz wyrównały. Mój 10 letni chrześniak mówi dziś po angielsku o wiele lepiej ode mnie, a też przecież mieszka na wsi.
- To może właśnie postęp technologiczny i wyrównany dostęp do informacji spowoduje, że ten hejt będzie coraz mniejszy, bo zaczną się zacierać te granice między miastem a wsią?
- Miejmy nadzieję. Paradoksalnie – mimo tego, od czego zaczęliśmy, czyli od hejtu na rolników – wieś jest ceniona, ludzie coraz częściej ciągną na wieś. Boom przeżywają agroturystyki. Myślę, że te wzajemne animozje będą coraz bardziej schodziły na drugi plan.
- Mamy ze sobą wiele wspólnego – ci z miasta i ci ze wsi – i powinniśmy się od siebie nawzajem uczyć. Dziękujemy Ci Michale za rozmowę.

Czytaj więcej
Jacy są prawdziwi, polscy rolnicy?
Komentarze