Przekonały mnie w dużej części argumenty rolników, wskazujących pod wczorajszym tekstem „Czy budżet państwa zarabia na opóźnieniu wypłaty dopłat bezpośrednich?”, że różnica w kursie euro jest z korzyścią dla budżetu państwa: ARiMR wypłaca tytułem dopłat równowartość euro z września 2015 r., podczas gdy obecnie euro jest już droższe i na jednym można zyskać nawet 20 groszy. Warto więc przetrzymać należność i poczekać, czy kurs jeszcze nie wzrośnie – a zwykle przed wakacjami rośnie.

Czy jednak na każdym euro budżet państwa zyskuje 20 gr, jak przekonywali rolnicy w komentarzach? Nie, bo weźmy pod uwagę, że budżet państwa w pewnym sensie pożycza Unii te pieniądze, a oprocentowanie kredytu krótkoterminowego jest znaczące. To pomniejsza „zysk” budżetu państwa.

W pewnym sensie państwo "zakłada" jakąś kwotę za unię - nie ma jej jeszcze na koncie, więc nie zarabia na niej. Pieniądze na dopłaty trzeba „zatrzymać” w budżecie – a tylko pieniądz znajdujący się w obrocie zarabia. Państwo więc traci też na potencjalnym zarobku np. z podatków za towary, które mogliby zakupić rolnicy.

Potencjalny zysk jest więc krótkotrwały. Z pewnością lepiej mieć w obrocie więcej pieniędzy – więc brać je szybko i puszczać w obieg. Pamiętajmy też, że wypłata i zwrot na konto państwa tych pieniędzy zachodzi etapami, co jeszcze utrudnia szacunek.

A ile państwo „zarabia” naprawdę ma przetrzymaniu dopłat? Nie wiadomo – każda z odpowiedzi udzielanych w tej sprawie przez Ministerstwo Finansów i ARiMR (a opublikowałam wczoraj tylko te najbardziej merytoryczne) jest odległa od wyliczeń. Każde rozważanie własne w tym zakresie ma charakter hipotetyczny. Co można zrobić? Pytać znów o wyliczenie. Może tym razem Ministerstwo Rolnictwa? Spróbujmy. Poproszę o taką informację.

To jedna sprawa. Ale jest też inna, nie mniej ważna.
W tym roku bardziej niż kiedykolwiek rolnicy czekają na dopłaty. Raz, że doświadczyli suszy. Dwa – kryzys dotyka prawie wszystkie już rynki. Trzy – obiecano im pomoc, jej tytułem wypłacono zaliczki. Jak się jednak okazuje, pomoc to iluzoryczna. Taka, za którą owszem, każą dziękować, choć nie pomogli, a jeszcze wykorzystują. Nic dziwnego, że rolnicy są oburzeni.

Czary goryczy dopełnia fakt braku informacji, a nawet dezinformacja.

Oto 21 stycznia ministerstwo organizuje konferencję, na której wiceminister Ryszard Zarudzki przedstawia harmonogram przekazywania płatności i przekonuje, że w ciągu pozostałych do końca miesiąca kilku dni na konta rolników trafi tyle pieniędzy, że styczeń zamknie się kwotą 3,5 mld zł, co łącznie z zaliczkami da 6,4 mld zł.

Zapowiedź nie zostaje zrealizowana jeszcze 8 lutego – i agencja nie odpowiada na pytanie „Farmera” (zadane w końcu stycznia), jaki nowy harmonogram wypłaty dopłat przygotowała i kiedy które płatności będą uruchomione. Ba! „Zacina się” licznik dopłat pokazywany na stronie agencji – co wiele razy już bywało. Ale tym razem „zacina się” w sposób szczególny: „chodzi” data, choć nie zwiększa się wypłacona kwota, co może sprawiać wrażenie, że wypłata dopłat trwa na bieżąco.

Jakby tego było mało, ministerstwo zapowiada kredyty zamiast dopłat – oczywiście dobrodziejstwo dla rolnika, bo nieoprocentowane. „Tylko” prowizja i limit de minimis.
Ale i zapowiedzi dotyczace spłaty i wyliczania kredytu są mętne. Bo co oznacza zapowiedź, że kredyt będzie spłacany z dopłat? I jak będzie liczone de minimis? 21 stycznia pytałam w związku z tym w Ministerstwie Rolnictwa: „jak będzie rozliczany w ramach de minimis kredyt obrotowy udzielany na JPO. Czy dopłaty należne jako JPO trafią od razu na konto rolnika, czy do banku na spłatę kredytu? Czy limit de minimis rolnika będzie pomniejszany o wysokość zaciągniętego kredytu, może tylko odsetek, czy też <zwracany> rolnikowi po zwrocie przez niego kredytu? Dlaczego projektowane rozporządzenie nic o tym nie mówi?”
Odpowiedzi nie ma.
Projekt rozporządzenia zapowiadającego kredyt różni się też od wypowiedzi wiceministra Zarudzkiego, głoszonych w Senacie: projekt mówi, że kredyt można będzie zaciągnąć w wysokości JPO, wiceminister mówił senatorom, że w wysokości dopłat. Różnica niemała.
29 stycznia pytam więc ponownie w ministerstwie: „uprzejmie proszę o wyjaśnienie, czy jest planowana zmiana dotycząca udzielania zapowiadanych kredytów obrotowych.
Miały one nie przekraczać należnej stawki JPO http://legislacja.rcl.gov.pl/docs//3/12281305/12333882/12333883/dokument205893.pdf, tymczasem poinformowano (wiceminister Ryszard Zarudzki dla PAP) o tym, że mają być udzielane w wysokości należnej dopłaty bezpośredniej za 2015 r.,

http://www.farmer.pl/finanse/pod-koniec-lutego-rolnicy-beda-mogli-sie-starac-o-kredyt-obrotowy,62219.html

I co to znaczy, że <spłata kredytu (...) następować będzie z otrzymanych płatności bezpośrednich.>
Czyli ARiMR będzie spłacać kredyt, czy rolnik? I co z wyliczeniem zakresu de minimis, wykorzystanego przez rolnika, o co już pytałam wcześniej?”

Odpowiedzi nie ma.
A powiązanie dopłat i kredytu okazuje się zaskoczeniem nawet dla samorządu rolniczego – wcale niemałą listę pytań do MRiRW przesłała Krajowa Rada Izb Rolniczych, która zresztą wiedzę na temat tego kredytu czerpie z „Farmera”…
W związku z tym pozostaje już tylko pytać publicznie: czy potrzeby odpowiedzi na te wszystkie pytania naprawdę ministerstwo nie widzi? I czy zarabianie na opóźnieniu wypłaty dopłat naprawdę zafundowała rolnikom poprzednia ekipa, czy też raczej składają się oni na kolejne – a jakże – dobrodziejstwa, które zostaną im ofiarowane przez nowy rząd?

PS Podziękowania dla wszystkich osób, które zainteresował ten temat i skłonił do refleksji i komentarzy, w szczególności dla Bacy. Proszę jednak nie oczekiwać dyskusji pod tekstem prowadzonej z autorem tekstu – nie zawsze jest na to czas i możliwość, nie zawsze na bieżąco "sprawdzamy", co w komentarzach. Zawsze jednak można napisać maila…