Według danych Głównego Urzędu Statystycznego, na początku stycznia br. inflacja w kraju osiągnęła poziom 3,4 proc. Ceny detaliczne w przeciągu miesiąca (listopad/grudzień) poszły do góry o 0,8 proc. Eksperci straszą, że jeśli obecny trend się utrzyma, na koniec roku grozi nam dwucyfrowa inflacja. Niepojące dane dotyczą całej gospodarki, która nie da się ukryć mocno spowalnia. PKB w 2019 r. wzrosło o 4 proc., podczas gdy rok wcześniej skoczył o 5,1 proc. Mamy najwolniejsze tempo wzrostu od 2016 r. Do tego rosną koszty produkcji, więc sytuacja optymizmem nie nastraja. Rolnicy mają powody do niepokoju i jako producenci i jako konsumenci.
Szczegółowe dane dotyczące cen, podane przez GUS 15 stycznia br. mówią, że ceny artykułów żywnościowych podskoczyły w ciągu 12 miesięcy o 5,9 proc. I tak: wieprzowina w rok podrożała w sklepach o 23,6 proc., wędliny o 11,9 proc., a cukier o 20,7 proc. Rosną też inne koszty utrzymania, np. opłata za wywóz śmieci przez rok podskoczyła aż o 32,21 proc. Echo Dnia alarmuje, że jeśli obecny trend się utrzyma, ceny mogą dojść do poziomu z połowy lat 70 minionego wieku, zanim wprowadzono reglamentację towarów i sprzedaż na kartki!
Jak przypomniało Echo Dnia, bochenek chleba kosztował wtedy 8zł, kostka zwykłego masła 17,50, mąka – 6,70 zł, cukier – 10,50 zł/kg, schab - 56 zł/kg, kiełbasa zwyczajna - 44 zł/kg, kiełbasa krakowska - 54 zł/kg, tabliczka czekolady kosztowała od 19 do 26 zł, a pół litra wódki czystej 100 zł. Tymczasem zarobki Polaków kształtowały się wtedy na podobnym poziomie: robotnik wykwalifikowany np. murarz zarabiał około 3500 zł, stażysta po studiach – 2600, a górnik – 5000 zł.
Trzeba zaznaczyć, że w czasach PRL ceny były odgórnie regulowane. Wówczas większość produkcji rolnej trafiało na rodzimy rynek, a rolnik nie miał żadnego problemu ze zbytem, bo po pierwsze produkcja była kontraktowana po ustalonych stawkach, a po drugie - popyt wciąż przewyższał podaż. Rolnicy nie otrzymywali dotacji unijnych, ale też krajowy rynek nie był zalewany importowanymi z całego świata artykułami spożywczymi i przemysłowymi. Dziś ten import owszem – hamuje wzrost cen na sklepowych półkach, ale z drugiej strony – pogarsza opłacalność produkcji w rodzimych gospodarstwach. O roli handlu, zdominowanego przez koncerny z obcym kapitałem trudno też tu nie wspomnieć.
Końca podwyżek nie widać, bo w tym roku w niektórych gminach opłata za śmieci wzrosnąć ma nawet o 200 proc. Rosną też inne podatki lokalne, jak choćby podatek rolny i leśny. Budżet gospodarstw domowych musi jeszcze wytrzymać wzrost cen energii elektrycznej. Choć rząd zapowiedział rekompensaty podwyżek, trudno nie zauważyć że obejmą one tylko pewną część społeczeństwa. Jak już wiadomo, odbiorcy prądu od Taurona zapłacą w 2020 r. drożej o 12,9 proc., Enea zażąda więcej o 12,2 proc., a Energa o 11,3 proc. w przypadku gospodarstw domowych.
Koszt energii elektrycznej musi przekładać się na ceny towarów i usług. Drożejąca żywność wymusza podwyżki płac, a podwyżki płac są impulsem dla handlu do kolejnych podwyżek cen detalicznych. Jak przypomina Echo Dnia, właśnie w czasach PRL w ten sposób rozkręcono spiralę cen, która doprowadziła do hiperinflacji. Przez ostatnie lata nasz wzrost gospodarczy oparty był na rosnącej konsumpcji. W grudniu ub.r. przeciętne wynagrodzenie brutto w sektorze przedsiębiorstw osiągnęło poziom 5604 zł. W tym samym miesiącu sprzedaż detaliczna skoczyła aż o 7,5 proc. Inflacja zmniejsza jednak optymizm konsumentów i zmusza do ograniczania wydatków.
Przedsiębiorcy odczuli wzrost stawek za prąd już w 2019 roku, a w tym roku czekają ich kolejne. Tymczasem rosną też inne koszty prowadzenia działalności, jak choćby koszty zatrudnienia. Rosną też problemy przedsiębiorców, w tym rolników, ze znalezieniem pracowników, choć w kraju wg. danych Urzędów Pracy, rośnie bezrobocie. Jeśli, jak straszą eksperci, obecnie pracujący w Polsce Ukraińcy i obywatele innych krajów dawnego Związku Radzieckiego opuszczą nasz kraj w poszukiwaniu lepszych zarobków w Niemczech i Czechach, rąk do pracy brakować będzie jeszcze bardziej.
Wzrost kosztów produkcji dotyczy również rolników - podwyżki cen muszą objąć również środki do produkcji. Na obiecywane wyrównanie dopłat nie doczekali się, więc ich konkurencyjność w ramach UE i opłacalność w działalności rolniczej tym bardziej spadnie. Rosnące ceny żywności w sklepach nie przełożyły się dotąd na wyniki finansowe gospodarstw, bo w marketach należących do zachodnich koncernów, polska żywność bynajmniej nie króluje a większość polskich rolników narzeka na niskie ceny skupu i problemy ze zbytem.
Póki co, według zapowiedzi rządu i naszych operatorów, nie czekają nas podwyżki cen gazu. Stawka dla odbiorców ma spaść. Póki co również, poniżej lub na "magicznej" granicy 5 zł/l utrzymują się ceny paliw. Kolejna wojna na Bliskim Wschodzie może jednak to zmienić. Nie wiadomo zaś jeszcze, jak na gospodarce Polski i całej UE odbije się bexit. W opinii ekonomistów, jego skutki będą widoczne dopiero za rok.
Komentarze