- Były opady, zboża nam wygniły – mówi Alicja Molka, gospodarująca koło Kalisza. – Niby można wystąpić do gminy o pomoc, ale i w ubiegłym roku i teraz słyszę, że jak mam oprócz upraw jeszcze zwierzęta, to nie mam po co tego robić. Czy rzeczywiście tak jest? Przecież poniosłam straty

Nie pierwszy to przypadek rolnika, którego logiczne myślenie zawodzi w konfrontacji z przepisami. Bo niby jak wykazać 30 proc. strat w gospodarstwie, nawet jeśli z powodu zniszczenia upraw trzeba było sprzedać wszystkie zwierzęta z powodu braku pasz? Wszak po ich sprzedaży rolnik osiągnął zysk…

- Szumnie mówi się, że są kredyty na odnowienie produkcji, ale kto  może z nich skorzystać? – mówi Alicja Molka. – W ubiegłym roku na naszym terenie było 300-400 składających wnioski o pomoc po wymarznięciach, a dostały ją 4 osoby. Przecież gdybym dopuściła do zamarznięcia zwierząt, zająłby się mną prokurator...

Wymóg wykazania 30 proc. strat w gospodarstwie jest od dawna krytykowany przez rolników jako zaporowy.

W ubiegłym roku zmieniano sposób szacowania strat po wymarznięciach, łagodząc kryteria. Czy Ministerstwo Rolnictwa uzna, że tegoroczna sytuacja pozwala na takie szacowanie strat, aby pomoc stała się realna?