Dochody mieszkańców wsi wzrastają. Ale różnica w dochodach między mieszkańcami wsi i miasta wciąż pozostaje duża, a co dziesiąty mieszkaniec wsi żyje poniżej minimum egzystencji.

- Jeżeli zważymy, że w roku 2012 na osobę na wsi przypadało 755 zł, a w 2011 r. dochód na osobę wynosił 677 zł, to możemy powiedzieć, że na wsi dzieje się dobrze – zauważył poseł Romuald Ajchler. - Ale odnieśmy to do mieszkańców wsi, którzy żyją poniżej minimum egzystencji. Jeżeli podają państwo w swoich badaniach, że w 2011 r. stanowili oni 10,9 proc., a w 2012 r. ten procent zmniejszył się do 10,4 proc., to w stosunku do miasta, gdzie się mówi o 4 proc., widać kolosalną różnicę.

Posłowie zauważyli jeszcze jedną niepokojącą oznakę: regionalne zróżnicowanie dochodów, a szczególnie ich braku.

- Chciałem zwrócić uwagę na regionalne rozłożenie ubóstwa w kraju – powiedział poseł Jan Warzecha. - Dzisiaj wiemy, że dochód rozporządzalny w przeliczeniu na jedną osobę w gospodarstwie domowym na wsi wynosi około 70 proc. dochodu uzyskanego w miastach, ale są regiony, gdzie jest znacznie gorzej. Chciałem zwrócić uwagę na takie województwa, jak warmińsko-mazurskie, podlaskie, świętokrzyskie. Ostatnie trendy wskazują, że źle dzieje się w tym względzie również w woj. małopolskim. Chciałem zapytać pana ministra, czy w programowaniu 2014-2020 zwrócono uwagę na to, żeby wyrównać, na ile to możliwe, dochody w poszczególnych regionach, żeby nie zostawić tych regionów jako skansenu Europy. Czy nie warto tu postawić, nie tylko w teorii, ale naprawdę w praktyce, na przetwórstwo rolne?

Do tych uwag tak odniósł się wiceminister Tadeusz Nalewajk:

- Z drugiej strony mamy dysparytet dochodów wiejskich i miejskich i nożyce, które rozwierają się między małymi rolnikami a dużymi. Bo społeczność, szczególnie wielkomiejska, postrzega polskiego rolnika jako tego, który ma John Deere’a o ładowność przyczepy, jakiej nie było 20 lat temu, ale generalnie mamy największy problem z tymi mniejszymi. Zresztą w państwa wypowiedziach również pojawiały się te wątki. W każdej dyskusji się pojawiają, bez względu na środowisko, czy społeczne czy polityczne: kogo bardziej dofinansować – bo dofinansować trzeba wszystkich – tych, którzy dzisiaj są konkurencyjni, czyli tych, którzy są potencjalnymi beneficjentami II filara, czy stawiać na bezpośrednie dopłaty z I filara, które dostają wszyscy mający powyżej hektara i mają w dobrej kulturze ziemię. To jest dylemat, przed którym stoimy. Jest to dzisiaj nierozstrzygnięte.