Farmer: Komisja Europejska już zaproponowała model Wspólnej Polityki Rolnej. Jak Polska wpisze się w niego, zależy już tylko od nas? Rząd ma zdecydować, jakie będą płatności i jakich producentów chce wspierać do 2020 roku?

Marek Zagórski: Model WPR, który zaproponowała Komisja, jest znany. Nowością są płatności do pierwszych hektarów. Polska powinna ustalić ich limity. Powinniśmy zdecydować, czy będziemy dopłacać do płatności z budżetu krajowego, w co mi jest trudno uwierzyć, choć takie zapewnienia z ust rządzących płyną. Polska ma realizować ten sam model, co dotychczas, czyli SAPS, nie będzie uprawnień do płatności. To nie jest akurat złe, ale system płatności obszarowych tego typu ma zasadniczą wadę polegającą na tym, że zachęca do trzymania ziemi tych, którzy w rolnictwie nie chcą być i nie chcą z niego żyć. Otrzymują oni łatwe pieniądze praktycznie za nic. Dobrze by było preferować gospodarstwa produkujące na rynek, chcące się rozwijać, to one powinny być wspierane między innymi przez dopłaty do produkcji.

Farmer: Płatności bezpośrednie będą dzielone, a ich wypłata uzależniona od spełnienia określonych wymogów?

M.Z.: I tu pojawiają się pytania, czy wprowadzimy schematy płatności dla małych gospodarstw, bo możemy je wprowadzić, ale wtedy te płatności będą miały charakter typowo socjalny. Będą one łatwe w pozyskaniu, bo wniosek o nie będzie składany raz na siedem lat, a pieniądze, które wnioskujący otrzymają, będą relatywnie wysokie, niezależnie od stawki płatności, jaką Polska ustali. Wadą podstawową tych płatności jest konserwacja struktury agrarnej. Tym bardziej że w projekcie PROW nie ma działań, które by zachęcały do wychodzenia z rolnictwa, a szkoda, bo w palecie działań, które proponowała Komisja Europejska, jest takie rozwiązanie. W końcu powstaje pytanie, jakie płatności bezpośrednie otrzymają młodzi rolnicy w ramach pierwszego filaru, bo przypomnijmy, że można tę stawkę dla nich podnieść. No i rzecz najważniejsza - czy Polska przesunie pieniądze z drugiego filaru na pierwszy lub z pierwszego na drugi, bo taka możliwość też istnieje. Te wszystkie decyzje przed Polską. Dobrze by było na tym etapie w maksymalnie dużym stopniu integrować to, co jest w pierwszym filarze, i to, co będzie w PROW 2014-2020. Z projektu PROW, który zaproponowało Ministerstwo Rolnictwa, nie wynika, żeby była ta korelacja. Na przykład, gdy wprowadzimy płatności dla małych gospodarstw, będą one składały wniosek raz na siedem lat o płatności bezpośrednie, ale gdy będą chciały korzystać z płatności rolnośrodowiskowych, to wtedy będą składały wniosek co roku. Jeśli małe gospodarstwa wejdą w schemat, o którym mówię, to nie będzie ich obowiązywało zazielenienie, czyli de facto cross-compliance, i nie będą podlegały kontroli. Zrobimy krok wstecz, jeśli chodzi o wymagania. Z kolei wejście przez nie w jakiekolwiek działania PROW będzie wymagało spełnienia szeregu obowiązków choćby w zakresie wymaganym dla greeningu. Wszystko to oznacza, że takie gospodarstwa będzie bardzo trudno namówić do tego, żeby korzystały z funduszy drugiego filaru Wspólnej Polityki Rolnej. Uwzględnienie kwestii czysto technicznych jest bardzo ważne.

Farmer: Mówiąc o płatnościach bezpośrednich dla przyszłej perspektywy, poruszamy się ciągle wokół stawki płatności obecnie wypłacanej na hektar? Czy jej podniesienie kosztem innych działań będzie korzystne, mając na uwadze fakt, że Polska na lata 2014-2020 będzie miała mniej środków na rozwój obszarów wiejskich, czyli na PROW?

M.Z.: Komisja Europejska i Polska poruszają się wokół średniej stawki na hektar, wyliczanej w najbardziej banalny sposób, czyli poprzez dzielenie koperty finansowej przez liczbę hektarów. Jeśli wyodrębnimy w pierwszym filarze pieniądze na to, o czym mówiłem, czyli na małych rolników, poza tym na młodych rolników, na płatności powiązane z produkcją, na ONW-bis, czyli na płatności dla gospodarstw naprawdę działających w trudnych warunkach środowiskowych, no i na pierwsze hektary, to okaże się, że płatności będą bardzo zróżnicowane. To nie będzie 215 euro do hektara ani 260, jak mówi ministerstwo, to będzie bardzo zróżnicowane, np. 170 w przypadku jednego gospodarstwa czy 300 euro w przypadku drugiego. Rolnicy mogą się bardzo zdziwić, jakie stawki płatności będą dla nich przypisane.

Farmer: Z Pańskiego punktu widzenia, byłego wiceministra rolnictwa, dziś kierującego Europejskim Funduszem Rozwoju Wsi Polskiej, który doradza i włącza się w dyskusje o przyszłości rolnictwa, które rozwiązania powinniśmy wprowadzić, a o których zapomnieć jak najszybciej?

M.Z.: Należy wspierać dwa schematy - powiązać płatności z produkcją, bo to jest preferencja dla tych, którzy produkują określone produkty, oraz młodych rolników, to jest zresztą obowiązkowe. Nie polecałbym zwiększania płatności na pierwsze hektary, choć skuteczność wsparcia zależy od konstrukcji - wspieranie w ten sposób średnich gospodarstw, a nie małych, miałoby sens. Na pewno jednak nie polecałbym wprowadzania schematu uproszczonego dla małych gospodarstw, zwłaszcza jeśli ten schemat nie będzie powiązany z odpowiednimi działaniami w drugim filarze Wspólnej Polityki Rolnej. W przeciwnym razie będziemy mieli wsparcie typowo socjalne i idę o zakład, że większość pieniędzy w nowej perspektywie finansowej zostanie wykorzystana na dwa działania. W pierwszym filarze na płatności uproszczone dla małych gospodarstw, które otrzymają naprawdę spore pieniądze, bo jak stawka będzie wynosiła tysiąc euro na gospodarstwo, to są duże pieniądze. Po drugie, pieniądze zostaną przeznaczone na projektowane działanie pt. restrukturyzacja małych gospodarstw. Jeśli spojrzymy na założenia tego drugiego działania, to widać, że będzie to jeszcze większe rozdawnictwo pieniędzy w porównaniu z obecnym wsparciem dla gospodarstw niskotowarowych. Ministerstwo przewiduje, że małe gospodarstwo, które produkuje na rynek za kwotę pomiędzy 2 a 15 tys. euro rocznie, będzie mogło otrzymać 60 tys. zł, pod warunkiem, że przedstawi biznesplan, przy czym w formie zaliczki zostanie im wypłacone 80 proc. tej kwoty. Poza tym nie przewiduje się żadnych sankcji, przynajmniej na tym etapie, za niezrealizowanie tego biznesplanu. Jedyną sankcją jest niewypłacenie pozostałych 20 proc. Oznacza to, że wystarczy napisać jakikolwiek biznesplan, dostać 48 tysięcy złotych i nie zrobić nic. Trzeba sobie zdawać sprawę, że liczba chętnych do takiego działania będzie olbrzymia i to pochłonie dużo pieniędzy.

Farmer: Czy korzystne będzie przeniesienie części środków z rozwoju obszarów wiejskich na płatności bezpośrednie?

M.Z.: Kompletnie niekorzystne. Z punktu widzenia gospodarstw rolnych, stawka płatności, która podniesie się o kilkanaście euro na hektar, będzie niezauważalna. Mówiąc obrazowo, pieniądze niczym masło zostaną rozsmarowane po kromce chleba, tak że będziemy mieli tylko warstwę tego masła grubszą o mikrony, a smak będzie ten sam. To nadal będzie chleb z masłem, a można by za to kupić trochę szynki na niektóre kanapki. Te pieniądze można i należy przeznaczyć na inwestycje. Jeżeli z okrojonego PROW, który będzie mniejszy o kilka miliardów euro, zabierzemy jeszcze dodatkowo pieniądze, to będzie krok wstecz, a zwiększymy budżet na płatności bezpośrednie o kilka procent.

Farmer: Zna Pan nowy PROW, raczej jego założenia. Czy nadal będziemy wydawać pieniądze efektownie, a nie efektywnie, oby tylko wydać?

M.Z.: To dotyczy nie tylko Ministerstwa Rolnictwa - istnieje konieczność rozliczania resortów z wykorzystania środków unijnych, bo to powoduje, że tworzy się działania bezproblemowe, czyli takie, które gwarantują szybkie i łatwe w rozliczeniu wykorzystanie środków finansowych, które nie wymagają dodatkowej weryfikacji, czyli - mówiąc krótko - nie wymagają dużego wysiłku, a dają pewność, że pieniądze zostaną zagospodarowane. Najłatwiej jest wtedy, gdy chcemy realizować działania proste i na dużą skalę. Najprostsze w przypadku PROW jest rozdanie pieniędzy każdemu po trochu, w ramach działań, które są popularne politycznie, np. małym gospodarstwom, choćby w ramach tego projektu, po 48 tys. zł, a przecież dwukrotny wzrost produkcji dla tych gospodarstw jest trudny do realizacji, wręcz nierealny, a jak ktoś coś zrobi, to dostanie następne kilkanaście tysięcy i będzie super… Na ONW przeznaczymy 2,5 mld euro, tak jak było, bo tego nie trzeba kontrolować. Ograniczamy za to programy rolnośrodowiskowe, bo tam trzeba kontrolować, trzeba na tym się znać. Po co komplikacje? Nie przeznaczajmy pieniędzy na rolnictwo ekologiczne, bo tam jakieś złodziejstwo się odbywa, więc tak na wszelki wypadek unikajmy tematów wrażliwych? Nie wchodźmy w żadne nowe pomysły, których nie znamy, takie jak zarządzanie ryzykiem, bo będziemy mieli problem, jak to wdrożyć, i nie wiadomo, co z tego wyjdzie? Więc róbmy wszystko tak, żeby było bezpiecznie, spokojnie… To zła filozofia. Realizujemy programy nie efektywne, a efektowne.

Kolejną pułapką w projekcie PROW jest przekierowanie wydatków w kierunku małych gospodarstw. O ile dotychczas z PROW na inwestycje korzystały duże gospodarstwa, co jest naturalne, bo one mają pieniądze i kredytują wkład własny, to teraz nie dostaną nic. Według projektu ministerstwa, gospodarstwa, które mają co najmniej 100 tys. euro produkcji, nie będą mogły korzystać z PROW. W projekcie "modernizacja gospodarstw rolnych" dla gospodarstw o standardowej wartości produkcji sprzedanej będzie przeznaczona kwota w przedziale 15-100 tys. euro. Wszystko zostało nakierowane na małe gospodarstwa, a one ze wsparcia nie będą mogły skorzystać. Weźmy bowiem gospodarstwo ze średnią produkcją na poziomie 60 tys. euro, czyli 250 tys. zł, i zastanówmy się, jaką inwestycję jest w stanie zrealizować takie gospodarstwo przy założeniu, że ma 10 proc. dochodu, czyli 25 tys. zł rocznie, miesięcznie wychodzi powyżej 2 tys. zł. Jaką zdolność kredytową ma takie gospodarstwo, żeby zaciągnąć kredyt i zrealizować inwestycję, która teoretycznie jest dostępna dla niego w wysokości do 0,5 mln złotych? Nie ma takich gospodarstw. Żaden bank takiego kredytu nie udzieli. Skierowanie środków unijnych tylko na małe gospodarstwa jest nieporozumieniem. Spójrzmy na przetwórstwo rolno- spożywcze. Obecnie dofinansowanie dla projektów skonsolidowanych wynosiło nawet 50 mln zł, czy słusznie, nie wiem, ale będzie - 2 mln zł. Oznacza to, że będą wspierane tylko małe projekty, o ile nie bardzo małe. Nie twierdzę, że wszystko, co małe jest nieefektywne, ale wspieranie tylko małych nie przyniesie wzrostu skali produkcji. To samo dotyczy programów rolnośrodowiskowych i ekologicznych. Wprowadzenie degresywności, która zakłada, że w programie rolnośrodowiskowym wsparcie finansowe dla jednego projektu będzie możliwe do maksymalnej powierzchni 20 ha, przy czym do 10 ha jest 100 proc. płatności, powyżej 50 proc., powoduje, że tylko małe gospodarstwa z tego skorzystają, bo duże nie wprowadzą pewnych standardów tylko na kilku procentach powierzchni swojego gospodarstwa, z całą ziemią nie wejdą w ten program, ponieważ i tak nie otrzymają płatności. Proszę zauważyć, że duże gospodarstwa korzystały z programów rolnośrodowiskowych, bo do ich realizacji potrzebne były pieniądze. Aby przesunąć strumień pieniędzy w kierunku małych i średnich gospodarstw, nie wystarczy tylko zapisać pewnych limitów. W ślad za tym musi iść przemyślana polityka, zapewniająca odpowiedni poziom doradztwa, być może dodatkowe pieniądze na finansowanie planów rolnośrodowiskowych - a tego nie ma. W nowym PROW jest to, co było dotychczas, z tym że zmniejszone zostały maksymalne poziomy wsparcia, wprowadzona została degresywność. Ale, co ciekawe, w przypadku ONW degresywności nie ma. Pytam o logikę działań. Okaże się, że będziemy wspierać najmniej efektywne elementy gospodarki. Oczywiście, że małe gospodarstwa potrzebują wsparcia, ale nie w taki sposób. Brakuje w PROW podprogramów tematycznych, a pamiętam, że pięć województw południowo-wschodniej Polski deklarowało chęć stworzenia takich programów dla gospodarstw górskich.

Farmer: Jak PROW powinien być skonstruowany? Po tym, co Pan powiedział, to nie jest banalne pytanie?

M.Z.: Po pierwsze musimy rozstrzygnąć, czy chcemy konserwować obecną sytuację, czy chcemy polską wieś modernizować? Gdybyśmy mieli bardzo dużo pieniędzy, to można byłoby modernizować wszystko. Jeżeli nie mamy, a nie mamy, to trzeba postawić na pewne kategorie gospodarstw. Modernizacji polskiej wsi nie zrealizują małe gospodarstwa. Dziś mamy taką sytuację, że 90 proc. produkcji powstaje w 10-15 proc. gospodarstw, a to oznacza, że to jest przyszłość rolnictwa. Wsparcie powinno być zróżnicowane, inne dla małych, inne dla średnich i inne dla dużych. Powinniśmy promować projekty, które zakładają integrację pionową, poziomą, a tego nie ma. Powinniśmy wykorzystywać projekty zakładające transfer wiedzy oparty na przetwórstwie rolno-spożywczym i nauce. Ci rolnicy, którzy weszliby w innowacyjne rozwiązania i znaleźliby się w łańcuchu powiązań i zależności produkcyjnych, powinni otrzymywać większe wsparcie finansowe. Wreszcie powinniśmy patrzeć w przyszłość i przygotowywać rolników do korzystania z nowych instrumentów, w tym z instrumentów zarządzania ryzykiem. To jest niesamowite, że Ministerstwo Rolnictwa nie zwraca uwagi na pojawiające się możliwości integrowania rolników w ramach zarządzania ryzykiem produkcyjnym, a przecież ministrowi Kalembie zależy na tym, żeby rolnicy działali razem. Przecież rolnicy będą się gromadzili wokół wspólnych celów, a ubezpieczanie się przed utratą plonów w ramach wsparcia zarządzania ryzykiem byłoby słuszne i wskazywałoby cele dla wspólnych działań. Wokół tego koncentrują się fundusze wzajemnego wsparcia i narzędzia stabilizacji dochodów, fundusze ubezpieczania dochodów. Takie rozwiązania są możliwe, a z tego nie korzystamy. Miejmy świadomość, że negocjacje wokół wolnego handlu będą się posuwały do przodu, że także wsparcie rolnictwa, jakie jest dziś w Unii Europejskiej, nie będzie powszechne. Nastąpi przesuwanie środków finansowych z pierwszego filara WPR na drugi, a w związku z tym wsparcie w postaci płatności bezpośrednich będzie się kurczyło. W zamian rolnicy otrzymają wsparcie do produkcji, może powiązane tylko ze środowiskiem, albo otrzymają wsparcie zabezpieczające dochody, czyli mechanizmy zarządzania ryzykiem produkcyjnym. Należy się spodziewać, że instrumenty związane z ubezpieczaniem ryzyka produkcyjnego będą coraz powszechniejsze w UE i będą chętniej wspierane. My tego nie przygotowujemy, będziemy na tym tracili.

Farmer: Nie robimy tego, bo małe gospodarstwa nie są tym zainteresowane, a przyszły PROW został pod te gospodarstwa skonstruowany. Dotyczy to także dopłat bezpośrednich.

M.Z.: System płatności bezpośrednich w obecnej formie, który ma także swoje dobre strony, konserwuje strukturę agrarną w Polsce. Gospodarstwo 5-hektarowe dostaje kilka tysięcy złotych rocznie w postaci płatności bezpośrednich i to jest 10 czy 20 proc. dochodu rocznego dla takiego gospodarstwa, dla rodziny, która zupełnie gdzie indziej pracuje. To nie przypadek, że nam się zmniejszyło pogłowie trzody chlewnej, no bo po co się męczyć ze świniami, skoro dostaje się pieniądze z płatności, a wystarczy tylko obsiać pole. Mamy sporą grupę gospodarstw, która jest tylko statystycznym wykazem pod dopłaty bezpośrednie. Musimy stworzyć taki mechanizm, w którym stopniowo, bo to się nie stanie z dnia na dzień, będziemy eliminować gospodarstwa, które funkcjonują tylko dla dopłat, a wzmacniać te gospodarstwa, które widzą perspektywę, a potrzebują pieniędzy i ziemi. Gospodarstwa funkcjonujące tylko dla dopłat mają ziemię i jej nie uwalniają na rynek. W obecnym PROW był taki instrument - "renty strukturalne" - instrument kompletnie nieudany, który nas bardzo dużo kosztował i nadal będzie kosztować, na szczęście nie ma go w przyszłym programie, bo wszyscy się zorientowali, że źle działał. Ale można sobie wyobrazić w nowej perspektywie taki instrument, w którym gospodarstwom małym, 5-, 6- czy 8-hektarowym, dajemy taki bonus, że wyjdą z rolnictwa, a ziemię skierują do obrotu na rynku lokalnym. Komisja Europejska proponuje po części takie rozwiązanie, bo roczne płatności przez 7 lat chce wypłacić jednorazowo i powiększyć je o 20 proc., a to, według mnie, jest za mało, ale Polska i tak z tego nie chce skorzystać. Wyobraźmy sobie taką sytuację, że rolnik małoobszarowy otrzymuje jednorazowo 7 tys. euro plus 20 proc., czyli ok. 8,5 tys. euro, i do tego ma pieniądze ze sprzedaży ziemi i jeszcze dostaje dotacje na otworzenie działalności pozarolniczej, to dopiero jest silny impuls. Takie rozwiązanie można byłoby zastosować, ale tego nie robimy.

Farmer: Dziękuję za rozmowę.